- Opowiadanie: GanoesParanWTS - Czerwony Kapturek [Antybajka 2013]

Czerwony Kapturek [Antybajka 2013]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czerwony Kapturek [Antybajka 2013]

 

 

Prolog

 

Dawno temu babcia uszyła karmazynowy płaszczyk z kapturem dla swojej wnuczki. Podarowała jej też naszyjnik z przejrzystego niczym diament kryształu, w którym ukryte zostało magiczne zaklęcie.

 

Czternastoletnia Alikandra nie była świadoma, że są to niezwykłe prezenty. Prawie codziennie zakładała piękną pelerynkę, co sprawiło, że w jej rodzinnej wiosce Cisza zaczęto nazywać ją Czerwonym Kapturkiem.

 

Pewnego dnia dowiedziała się, że ukochana babcia zachorowała, więc ona musi zanieść lekarstwa. Problem może stanowić przejście przez las, choć jeśli nie będzie zbaczać z wytyczonej dróżki, nie powinno spotkać jej nic złego. Czy aby na pewno? Wszystko wydaje się proste i niewarte opowieści. Pozory jednak często mylą.

 

Czerwony Kapturek

 

– Aliko, pójdziesz dziś do babci – powiedziała Rachell, żona plemiennego wodza, alkoholiczka, szamanka, czy jak kto woli, czarownica.

 

– Coś się stało? – spytała dziewczynka.

 

– Nie interesuj się, smarku – odrzekła matka. – Rób, co mówię. Tu masz koszyk z jedzeniem i lekarstwami. Nie zbaczaj ze ścieżki. I wracaj szybko, bo inaczej ojciec sprawi ci lanie.

 

– No tak – pomyślała Alika – gdybym się zgubiła, ojciec nie mógłby mnie bić.

 

– Zrozumiałaś ?

 

Dziewczynka pokiwała głową.

 

– To na co czekasz?! Ruszaj się! – wykrzyczała Rachell, żona Uruba.

 

Alikandra cieszyła się, że pójdzie do babci. Postanowiła, że już nie wróci. Z rodzicami miała koszmarne życie. Upijali się notorycznie, a potem ją bili. Kiedyś myślała, że wszędzie tak jest, ale rozmowy z koleżankami uświadomiły jej, że jest w błędzie. Ojciec był wodzem i nikt nie śmiał mu się przeciwstawić. Ale dziewczynka już wiedziała, że tak nie powinno być.

 

Urubowi, wodzowi Keraków, przysługiwały specjalne prawa. Prowadził lud na wojnę, dzielnie walczył, zabijał tysiące wrogów. Gwałcił i plądrował. Podpalał i niszczył. To były jego prawa. Każdemu się to podobało, no może z wyjątkiem najstarszego brata Alikandry, który sprzeciwił się ojcu. Dostał za to solidne baty. Potem Guther zginął na plemiennej wojnie. Nikt go nie opłakiwał. Jedynie matka więcej piła, a ojciec stwierdził, że przynosił tylko wstyd rodzinie jako słaby i nieudolny wojownik. Jej drugi brat, starszy od niej o trzy lata, został dziedzicem. Ale Hansen zbuntował się przeciw Urubowi i opuścił rodzinny dom i wioskę. Najprawdopodobniej już nie żył. W pobliżu osady znaleziono jego ubrania i jakieś kości. Pewności jednak nie było.

 

Wodzowi Keraków zostały dwie córki. A jak wiadomo, miejsce kobiety było w domu i łożu mężczyzny. Freya, o rok starsza od Aliki, odebrała sobie życie. Powiesiła się przez chłopaka, który okazał się być niegodnym uczucia i zdradził ją. Została tylko ona, Alikandra, zwana Czerwonym Kapturkiem. Dziewczyna często myślała o samobójstwie. Nie potrafiła jednak tego zrobić. Coś ją powstrzymywało. Jak sądziła wrodzona głupota i tchórzostwo.

 

Teraz miała iść do babki, której nie widziała od pięciu lat. Postanowiła wykorzystać tę szansę. Ukryje się u niej, a później ucieknie gdzieś daleko, jak brat. Zginie, czy nie, to nie miało już znaczenia.

 

Weszła do wielkiej, krytej strzechą chaty, zbudowanej z dębowych bali i gałęzi olchy, miejsca, które zwała domem. Alika zapaliła świecę. Odszukała swój plecak ze skóry bizona, zwierzęcia, które żywiło plemiona Dezombe. Spakowała buty, wełnianą tunikę oraz trochę jedzenia. Na szyi zawiesiła naszyjnik od babci, nałożyła karmazynowy płaszcz z kapturem. Uznała, że jest gotowa do podróży, a raczej ucieczki, albo jednego i drugiego. Zastanowiła się chwilę, co może jeszcze wziąć. Zobaczyła na stole małe lustereczko matki.

 

Wzięła je do ręki i przyjrzała się sobie. Czarne, przetłuszczone włosy spadały na ramiona, zaczynały się robić strąki. Trudno, umyje się u babki. Poza tym wyglądała dobrze. Kerakowie twierdzili, że jest bardzo ładna. Biała, jak najbielszy śnieg twarz, taka sama jak u wszystkich Dezombów, wyjątkowe, bursztynowe oczy, nieco zasnute mgiełką bólu i cierpienia, które przeżyła. Do tego karminowe usta. To była ładna buzia, przynajmniej jak na standardy ich ludu.

 

Dezombowie wyglądali nieco dziwnie. Żaden lud nie miał tak białej skóry, ani tak ciemnych oczu. Ponadto byli na ogół niscy i szczupli, a zarówno nogi jak i ręce mieli zbyt długie w stosunku do ciała. Nie mieli po pięć palców u każdej kończyny, lecz po sześć. Posiadali też więcej stawów i mięśni, niż typowy człowiek.

 

Czerwony Kapturek odrzuciła lustereczko, ale za to wzięła sztylet Piha-kuatta o zagiętej, zdobionej złotem rękojeści bez jelca i z lekko zakrzywionym szerokim ostrzem. Popatrzyła na prezent od Hansena, jedynej osoby, która ofiarowała jej odrobinę miłości.. Dzięki niemu poznała to uczucie. Pragnęła go jak każdy człowiek. Widziała nadzieję. I może był to powód dla którego jeszcze żyje?

 

Alika zapłakała.

 

Nad braćmi i siostrą. Nad rodzicami. Przede wszystkim jednak nad swą żałosną egzystencją.

 

Wyruszam w drogę. Teraz albo nigdy. Życie albo śmierć.

 

Schowała sztylet i wyszła.

 

Dwa słońca były jeszcze wysoko nad horyzontem. Do leśnej chatki babci nie było daleko. Wystarczyło przejść ścieżką przez las. Zdąży przed zachodem mniejszego Słońca, Ios. A gdyby wycieczka przedłużała się, drogę oświetli jej jeszcze przez kolejne dwie godziny Hel.

 

Dzień zapowiadał się świetnie.

 

Czerwony Kapturek nie czuła się tak dobrze od niepamiętnych czasów.

 

Wilk

 

Szary drapieżnik obserwował wioskę. Kiedyś tu mieszkał, polował. Wspomnienia z tych czasów stawały się zamazane. Niczego nie pamiętał, nawet jak się nazywał.

 

Był pewien, iż kiedyś był kimś innym. Ale kim? Człowiekiem, zającem? Miał tę świadomość, że w odróżnieniu od innych wilków, jest dwa razy potężniejszy i z dziesięć razy mądrzejszy. Czym był jednak wielki, samotny osobnik w porównaniu z watahą.

 

Kiedyś miał swoją sforę, utracił ją przez nieostrożność. Dał się złapać w sidła. Omal nie zginął. Sytuację wykorzystał jego główny przeciwnik w stadzie – czarny wilk o żółtych ślepiach.

 

Teraz już nie miał ochoty walczyć o przywództwo.

 

Myśli, przysłaniało co innego. Dziewczynka w czerwonym kapturze. Szansa na ratunek i posiłek. Te dwie myśli walczyły ze sobą. Wiedział, że musi za nią podążyć. Jego byłe stado także głodowało. Czuł ich woń. Tego nie zapomniał. Wilki wymierały przez ludzi. Wataha wyruszyła na łowy, a wielki, szary wilk o szmaragdowych oczach podążał za nimi, do lasu.

 

Babcia

 

Chatka pośród bukowo-brzozowego lasu nie wyglądała imponująco. Brzozowe drewno, trochę gliny, siana i słomy. Wnętrze nie było lepsze. Drewniana, skrzypiąca podłoga, rozpadający się kominek, spróchniały stół, krzesło o trzech nogach oraz łóżko. Wszystko to przykrywka. Prawdziwy dom babci znajdował się pod podłogą. Wejście ukryto obok kominka. Tam mieściło się najprawdziwsze laboratorium. Na środku stał wielki stół z przyrządami alchemicznymi: moździerzami, palnikami, alembikami i innymi rurkami i pojemnikami. Na prawo od stołu znajdowała się szeroka półka ze słoikami. W nich znajdowały się zielska i chwasty. W innych, kawałki zwierząt lub całe, jak w przypadku ropuch, kumaków, czy pająków, ważek, karaluchów, nawet myszy i szczurów.

 

Babcia siedziała w zielonym, wygodnym fotelu przy marmurowym, pięknie zdobionym w spiralne czarne wzorki piecyku, popijając cynamonowo–goździkowo-waniliową herbatę.

 

Dawno temu należała do elitarnej grupy zrzeszającej czarodziejki. Jeden błąd przyczynił się do wyrzucenia jej ze Stowarzyszenia Czarownic. Brakowało jej władzy. Snuła pewne plany związane z „przywłaszczoną” wnuczką. Gdy spotkały się parę lat temu, od razu wyczuła wielki pokłady mocy w dziewczynce. Podarowała jej magiczne przedmioty. Zmanipuluje Alikandrę. Wyssie z niej całą moc. Tak, Greta kochała moc i władzę. Dlaczego? Po prostu, dawało jej to perwersyjną przyjemność. Aż czuła przyjemne szczypanie w intymnym miejscu. A tak dawno nie miała kochanki. Mężczyźni to nie to samo. Byli tacy pierwotni, brutalni i szybcy jak zające. Marzenia Grety już niedługo się spełnią. Czyż nie warto żyć?

 

Dopiła herbatę, podeszła do schowka po drogie, wytrawne wino z Neziretty.

 

Przesłanie wiadomości do matki dziewczynki było łatwizną. Takie prymitywne zwierzę jak nietoperz wampir zwyczajny, zapoczątkowało lawinę zdarzeń. Greta w międzyczasie będzie umilać sobie czas winem, choć wolałaby świeżą, ludzką krew. Najlepiej dziewicy. Piękna, tysiącletnia kobieta uczyła się na błędach, nie będzie zwracać na siebie uwagi. Na wampiry hemoglobina działała jak na ludzi narkotyk, przyśpieszając działanie mózgu, serca i całego organizmu. Potęga i nieograniczona moc. To Greta lubi.

 

Myśliwy

 

Johen był w żałobie. Nie czuł dojmującej straty po żonie. Przed laty służył w cesarskim wojsku. Jako kapitan kuszników nauczył się dyscypliny, samokontroli. To była młodość. Później nadeszły czasy picia na umór, spania po chlewach. Stoczył się, był zerem. Męki przerwała bardzo intratna propozycja. Odkryto w nim, ku jego wielkiemu zaskoczeniu, magiczne zdolności. Został jednym z dziesięciu. Łowcą Wampirów. Stworzenia, na które polowali, były bardzo rzadkie. Ale zabicie jednego dostarczało ogromnych zysków.

 

Johen, Łowca Wampirów, musiał zarabiać jako myśliwy, a zarazem leśniczy. Jednak głównym jego celem była wampirzyca-nekromantka. Stowarzyszenie Czarownic, a raczej jak myślał sobie Johen, Stowarzyszenie Starych Prukw i Feministek bezwzględnie i za wszelką cenę chciało dopaść ową kobietę. Podczas ucieczki z Podniebnej Fortecy, zabiła dwóch Łowców. Johen ledwie uszedł z życiem. Obecnie był na jej tropie. Zabije ją i będzie pławił się w luksusach do końca życia. Wampirzyca była niedaleko, wyczuwał to.

 

Ludzie z niego szydzili z powodu czarnego koloru skóry i gdzieniegdzie łysej, kanciastej głowy. Delikwentów spotykała wtedy masywna pięść Johena. Zdarzało się, że idioci wyzywali go na pojedynki. Mając czterdziestkę na karku, dobrze sobie radził z archońską szablę. Ubił paru śmiałków i do od tej pory szyderstwa się skończyły. Zostały pełne strachu spojrzenia.

 

Obecnie miał zamiar iść do staruszki mieszkającej w lesie. Lubił ją, przynosił jedzenie, leki. Współczuł jej. Była sama, nikt jej nie odwiedzał. Johena w dzieciństwie wychowywała babcia.

 

Wilk/Czerwony Kapturek

 

Dziewczynka w czerwonym kapturze stała nieruchomo wpatrując się z przerażeniem w jego oczy. Z jednej strony czuł dojmujący głód, bo nie jadł nic konkretnego od paru dni. Z drugiej, tej nie będącej wilczą, pragnął przegonić dziewczynkę lasu. Czuł, że grozi jej niebezpieczeństwo. Chciał ją ratować. Ale czemu miałby dbać o nią ? Pragnął coś zrobić. Przemówić w jakiś sposób.

 

Nastolatka wykorzystała jego wahanie i uciekła. Czuł się skołowany. Była chwila, gdy spojrzeli sobie w oczy. Poczuł wtedy coś miłego i ciepłego. Zaczął kręcić się po ścieżce, aż usłyszał wycie watahy wilków. Nagle wiedział, co zrobi.

 

Babcia

 

Ktoś zapukał do drzwi. Greta, skupiona na przywoływaniu Czerwonego Kapturka, przybrała szybko wygląd babci i otworzyła.

 

– Witaj, babko, przyniosłem roladkę z kurczakiem i szałwią, miodowe ciasteczka i leki – rzekł z czułym uśmiechem myśliwy.

 

– Dziękuję, dobry człowieku – wychrypiała po babcinemu Greta.

 

– Nie ma za co. Ktoś musi cię odwiedzić, bo inaczej świat uzna cię za martwą – Johen promieniował serdecznością.

 

– Och, żeby było więcej ludzi jak ty, świat nie byłby taki okrutny.

 

Myśliwy zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem, a Greta nagle coś sobie przypomniała. Ten łysol był przecież Łowcą Wampirów, a ona nie wtarła w siebie potrzebnych olejków, nie wypiła eliksirów, a iluzja była sklecona naprędce. Jeśli ten czarnuch wyczuje jej zapach, będzie po niej.

 

– Mogę wejść do środka babciu? Napilibyśmy się herbatki – zaproponował.

 

– Ojoj, jestem słabowita, muszę leżeć – wystękała.

 

– Hmm, właściwie, babuniu, wyglądasz dziarsko. I ładnie pachniesz – zauważył Johen.

 

Zaczęło się. Musi szybko wypić eliksir. Może ten kretyn nic nie zauważy.

 

– Kąpałam się w wonnych olejkach. To pomaga na reumatyzm! – Wejdź, wejdź, dobry człowieku.

 

Johen wszedł do środka i zajął się przygotowywaniem herbatki.

 

Greta wspierając się na lasce, kręciła się po pokoju w poszukiwaniu resztek eliksiru. Znalazła tylko pustą butelkę, więc postanowiła schować się pod kołdrą.

 

Myśliwy usiadł na trójnogim krześle, omal się nie przewracając. Wstał i siadł na taborecie, obok starego piecyka. Dołożył parę drewienek, aż czarny dym buchnął mu w twarz.

 

Może oczy go zapieką i nie zauważy, jak iluzja pryska. Nie mogę zejść na dół. Nie zabiję go też, bo ściągnę na siebie uwagę. Chociaż…

 

– Babciu, nie wiedziałem, że masz takie duże, piękne oczy – powiedział Johen, wycierając chusteczką twarz z sadzy i spoglądając na leżącą.

 

– Och, to od leków, oczy mi się świecą i wydają większe. – I mam migrenę.

 

– Dlaczego schowałaś się pod kołderką ?

 

– Och, zimno mi, brrrr.

 

– Twoje włosy mają piękną miodową barwę, a wcześniej były siwe! – Leśniczy otworzył szerzej oczy.

 

– To od leków, miodowych ciasteczek i wonnych olejków – oznajmiła pośpiesznie Greta swym naturalnym głosem.

 

– Masz nienaturalnie piękny, melodyjny głos, a przed paroma chwilami skrzypiałaś jak ta podłoga – rzekł donośnie myśliwy.

 

– Oj!

 

Iluzja prysła.

 

– Babciu! – krzyknął Johen. – Gdzie są twoje zmarszczki i spróchniałe zęby?!

 

Gdy to mówił, wampirzyca zauważyła, że wyciąga nóż zza pasa. Idiota nie wziął kuszy. O, to jej szansa.

 

Srebrny nóż miał poszybować prosto w twarz Grety.

 

Była szybsza.

 

Zebrała całe swe magiczne siły. Magia polegała na pewnego rodzaju scaleniu się z żywiołem. Ścieżka Umysłu był najłatwiejsza i wystarczała na zwykłych ludzi. Lecz nie na Łowcę. Ogień był poza zasięgiem, Ziemia także. Woda niedostępna. Zostało Powietrze.

 

Leżąc w łóżku, w ciągu ułamków sekund scaliła się z powietrzem wokół. Gdy poczuła w środku przyjemne ukłucie, a w dłoniach mrowienie, wiedziała, że czar był gotowy. Z rąk wydobył się lekki huragan. Johen wyleciał przez okno.

 

Usłyszała potężne stuknięcie. Mam nadzieję, że dziad nie żyje – pomyślała. Lepiej się upewnić. Wyskoczyła za nim.

 

Myśliwy

 

Kręciło się mu w głowie. Świat wirował. Ból w kręgosłupie był nie do zniesienia.

 

Zostanę kaleką ! Cholerna dziwka! Ale ze mnie głąb, że się nie domyśliłem. Czułem ten wampirzy odór. Mam za swoje. Pozory mylą, ale skąd mogłem wiedzieć, że staruszka to wampir?! Zawsze była wampirzycą ? Czy ta pizda, Greta, zabiła poprzednią właścicielkę ?

 

– Greta, ty kurwo, zabiję cię! – wydarł się.

 

Jak na zawołanie kobieta wyskoczyła przez okno i podeszła do drzewa, pod którym leżał. Sytuacja była beznadziejna. Kręgosłup złamany, lewa ręka i obie nogi też. W jedynej sprawnej kończynie szykował niespodziankę dla czarownicy.

 

Kto będzie szybszy ?

 

Czerwony Kapturek

 

Znowu ją dogonił. Gałąź, trafiając czarnego wilka w głowę, oszołomiła go na moment. Wykorzystała to i ponownie rzuciła się do ucieczki. Wataha była tuż za nią. Biegła jak oszalała. Chciało jej się płakać. Mimo nadchodzącej śmierci, nie poddawała się. Pojawił się znowu ogromny wilk. Rzuciła sztyletem wprost w jego brzuch i o dziwo trafiła. Zraniony, przewrócił się na jednego z pobratymców, powodując zamieszanie i spowalniając resztę stada. Alika ujrzała majaczący w promieniach zachodzącego słońca domek babuni. Przyśpieszyła. Obejrzawszy się za siebie, nie zauważyła bestii. Resztką sił dotarła na miejsce i wpadła jak burza do środka. Panował półmrok i kompletna cisza. Babuni nie było w domu. Gdzie o tej porze mogła się wybrać? Powinna pić gorącą herbatkę i przygotowywać się do snu. Dziewczynka znowu poczuła strach. Obawy nasiliły się, gdy usłyszała krzyki za oknem. Zauważyła dwie postacie obok wielkiego dębu. Nie widziała stąd wyraźnie. Może babcia wyszła na spacer i jakiś rabuś ją zaatakował? Wybiegła z domku.

 

Wilk

 

Sztylet wbił się głęboko w jego trzewia, ból był porażający. Zwierzę o szmaragdowych oczach, postanowiło walczyć z dawnym stadem. Nie o dominację, lecz o życie dziewczynki. Dziwne. Przed paroma chwilami chciał ją pożreć. Skąd u niego brały się te zmiany nastrojów? Dlaczego ryzykował dla jakiegoś bachora, który wbił mu broń w brzuch? Powinien ją rozszarpać ! Ale wyciągnięty z ciała sztylet, coś mu przypominał, budził zapomniane uczucia. Czy to wspomnienie wojowników? Nie, to było coś innego. Wilki zrezygnowały z pościgu. Dziewczynka uciekła, a on krwawił. Śmierć była blisko. Coś w jego mózgu szeptało, że w obecnej chwili ważniejsze jest ratowanie nastolatki. Wlókł się za zapachem ludzkiego szczenięcia. Czy zdąży ją uratować? Czy sam przeżyje?

 

Babcia

 

Stała nad nim. Mógł żyć spokojnie, unikać niebezpieczeństw. Był idiotą. Po co przylazł do babki ? Czuł litość, współczucie? Musiała go zabić. Nikt nie zauważy jego zniknięcia. Jedno mogła mu przyznać, był twardzielem. Pomimo poważnych uszkodzeń, wyciągnął ze skrytki w rękawie zatrutą, srebrną igłę. Akt „ostatniej woli” Łowcy. Jego ostateczna broń, gdy wszystkie inne zawiodły.

 

Greta nie była głupia, znała wszystkie sztuczki tych cholernych pomiotów. Myśliwy dostał kopniaka w twarz. Stracił przytomność. Ciężki obcas zawisł nad głową Johena. To jej akt ostatniej woli. Coś ją jednak zatrzymało. Wyczuła Czerwonego Kapturka. Skupiła się, przybierając iluzję wyglądu babki.

 

– Babciu !? – wydarła się czternastolatka. – Nic ci nie jest?

 

– Och, dziecko! Mało nie dostałam zawału. – Położyła rękę na piersi, dysząc.

 

– Przepraszam – odrzekła trwożnie Alika. Spojrzała w bok i jej wzrok zatrzymał się leżącej postaci.

 

– Kto to tam leży, babuniu?

 

– Zły człowiek, wnuczko – wyjęczała. – Napadł mnie. – Miałam szczęście. Konar spadł mu na głowę.

 

Nadszedł czas.

 

Popatrzyły sobie w oczy. Wiedźma skupiła się. Czar sparaliżował dziewczynkę i wysysał z niej całą magiczną moc. Padła na ziemię, krzycząc z bólu.

 

– Co się dzieje!? – łkała i płakała, nie mogąc się poruszyć.

 

Iluzja nie była już potrzebna.

 

– Twoja prawdziwa babcia nie żyje. Ja ją unicestwiłam! – Wampirzyca zaśmiała się. Sprowadziłam cię tu, wysyłając zwykły list. – Uśmiechała się od ucha do ucha.

 

Nastolatka ledwo żyła.

 

– Masz w sobie moc – ciągnęła kobieta, przyglądając się bez współczucia. – A raczej miałaś. Dzięki czerwonemu kapturkowi, odbiorę ci magiczną siłę i zrobię z niej użytek. Tobie i tak na nic by się z tego nie przyszło. Przejmę władzę nad Stowarzyszeniem Czarodziejek, a ten kto mi się sprzeciwi – zginie! Och, nie patrz na mnie z takim wyrzutem, dziecko, pomyśl sobie, że na coś się przydałaś!

 

Dziewczynka już nie słuchała. Życie odpływało. Zdołała jednak krzyknąć. Echo poniosło się pośród ciemnego lasu.

 

Czarownica-wampir podeszła do niej i ściągnęła płaszczyk. Westchnęła. Czuła satysfakcję i spełnienie.

 

Nagle usłyszała jakieś odgłosy. Nadchodził jej wilk, ranny, ledwie żywy. Podszedł do leżącej w bezruchu dziewczynki. Ich spojrzenia spotkały się. Wilk patrzył złowrogo na czarownicę.

 

– Wilku, wykonałeś swe zadanie. Doprowadziłeś Kapturka bezpiecznie do mnie. Możesz ją zjeść, jeśli chcesz.

 

Wilk dalej na nią patrzył, podszedł bliżej.

 

– Ha. Chcesz mnie zabić ? Nie masz szans. Odejdź, pókim łaskawa.

 

Wielki zwierz obrócił głowę w stronę Aliki i popatrzył na błyszczący jasno medalion.

 

– Ach, o to ci chodzi. – Chwilę się zastanowiła. – Mam pomysł. Zdejmę z ciebie urok. W końcu byłeś moim kochankiem. Zawiodłeś mnie i zamieniłam cię w wilka, w zwierzę, na które zawsze polowałeś, ale odbyłeś swą karę.

 

Wilk dalej wbijał w nią wzrok.

 

– No co? Widzisz, jaka jestem wspaniałomyślna! Dla tych, którzy ulegle mi służą i nie skomlą! Widzisz! – Zerwała kryształowy naszyjnik. Ukryła w nim prastare zaklęcie, które odmieni wilka z powrotem w człowieka. Zrobiła to na wszelki wypadek i dała Alikandrze. Wykorzysta ponownie tego człowieka. Może uczyni go znowu kochankiem? Na pewno zrobi z niego osobistego strażnika. Jego lojalność, ślepa miłość i honor łatwo będzie wykorzystać.

 

Tak wyglądał świat, cnoty należało wykorzystać. Faceci to biedni, lecz przydatni kretyni.

 

Myśliwy

 

Udawał nieprzytomnego. Czarownica go nie doceniła. On też potrafił posługiwać się magią. Zbierał siły, aby ją unicestwić. Wykorzystała dziecko, czerpiąc z niego ukrytą moc. Wszystko starannie zaplanowała. Wyrządziła za dużo zła. W dodatku widział, jak ogromny wilk przeobraża się w młodego mężczyznę, którego znał. Nie zamierzał patrzeć na tyle bólu i smutku. Coś w nim pękło. Już dawno. I jeszcze śmierć żony. Chyba naprawdę ją kochał. Greta miała rację, był głupcem. Złamanym i potępiającym samego siebie. Zadośćuczyni światu. Zebrał siły. Ścieżka Umysłu pozwalała na telekinezę. Podniósł kamień wielkości dwóch jego pięści. Za pomocą Ścieżki Powietrza nada mu siłę, pęd, szybkość. Czary należało umiejętnie ze sobą splatać. Jeszcze chwila…

 

Czerwony Kapturek

 

Czuła chłód i otępienie. Ciemność. Nie pojmowała tego, co się wydarzyło. Skąd mogła wiedzieć, że posiada jakąś moc, a babcia, nie będąca babcią, zabije ją. Podarowany czerwony kapturek miał swój ukryty cel. Nigdy by tego nie przewidziała. I ten dziwny wilk. Ujrzała w jego oczach prawdę, w którą nie potrafiła uwierzyć.

 

Błysnęło światło. Umarłam?

 

Wilk

 

Wspomnienia powróciły. Wiedział kim jest, co zrobił . Czuł się źle. Jakby połknął kamień skąpany w goryczy. Piękna Greta, którą nadal kochał, uśmiechnęła się do niego.

 

– Witaj, Hansen. Przynajmniej się nie zestarzałeś. Idź się ogolić, umyć. Później ruszamy.

 

Białoskóry Dezombe, uznany za martwego., wygnany przez ojca,. Znalazł pocieszenie w objęciach Grety. Po prostu szukając schronienia udał się do zapomnianej babci. Przez kilka dni myślał, że jest tak rzeczywiście, ale później iluzja prysła. Był w szoku, żądał wyjaśnień. Powiedziała mu, że dawna prawdziwa babcia nie żyję. Uwierzył jej. Później zakochał się bez pamięci w tej pięknej kobiecie, która dała mu schronienie i miłość. Przemieniła go w wilka i w dokładnie zaplanowanej chwili nikczemnie wykorzystała. Kazała przyprowadzić do niej jego siostrę Jakimż był głupcem. Lecz z tym koniec. Choć gorejąca niegdyś miłość jeszcze nie wygasła, nie pozwoli na bezkarność. Wymierzy okrutną sprawiedliwość. Musi naprawić błędy.

 

– Co tak na mnie patrzysz? Masz ochotę na seks? – Greta uśmiechnęła się lubieżnie i przesłała całusa.

 

Hansen spojrzał na siostrę. Ruszył do ataku.

 

Nie miał szans. Jednym zaklęciem powaliła go na ziemię. Poleciał kilka metrów do tyłu, uderzając głową o ziemię. Podeszła do niego.

 

– Czy wszyscy mężczyźni to takie niedojdy? Zginiesz, Hansen! Naprawdę cię kochałam! – W jej głosie nie było słychać przekonania, uczucia. To były puste słowa.

 

– Nieprawda! – krzyczał, aż płuca go rozbolały. – Miłość nie polega na manipulacji, na korzyści tylko dla jednej osoby. Wykorzystywałaś mnie! Od początku do końca! Dlaczego mnie odmieniłaś? Do czego znowu jestem ci potrzebny?

 

– Jako, że zaraz zginiesz, marny, chuderlawy kmiotku z wioski, powiem ci prawdę. Tak, masz rację. Jak niby mogłam kochać kogoś takiego jak ty?! Nic nie mogłeś mi dać. Nie jesteś sławny, bogaty, ani nawet zbyt przystojny. Przygłup!

 

– Jestem idiotą. Ale ty jesteś pustą skorupa, pragnącą napełnić się zemstą i władzą !

 

Uderzyła go w żebra, łamiąc parę.

 

– W ludziach nie ma nic wartościowego. Rasa masakrująca wszystkich i wszystko na swej drodze!

 

– Ktoś cię kiedyś skrzywdził, co?

 

Następne ciosy pozbawiły go przytomności.

 

Babcia

 

Hansen nic dla niej nie znaczył. Wykorzystała okazję, dając chłopcu pocieszenie. Teraz nagle się zbuntował. Zaskoczył ją. To nieważne. Greta wyrusza na podbój świata! Zabiję wszystkie czarownice ze Stowarzyszenia, zasiądę na tronie w Podniebnej Fortecy i władać będę całym światem. Może nawet uda mi się wskrzesić swą rasę ? Moje laboratoryjne badania idą całkiem dobrze. Czas na zemstę!

 

Wewnętrzny monolog Grety przerwało uderzenie w głowę. Padając dostrzegła jeszcze wykrzywioną w szyderczym uśmiechu twarz myśliwego.

 

 

 

 

Epilog Ciało Grety spalili. Może kiedyś była inna, ale później potrafiła zadawać tylko ból. Zaplątała się we własnych pragnieniach zemsty. Myśliwy Johen zginął w obronie rodzeństwa. W słusznej sprawie. Księżyc jasno świecił, a Alika wyglądała teraz jak staruszka. Magiczny płaszczyk wyssał z niej całą siłę życiową, nie miała siły iść. Krwawiący Hansen wziął ją bez trudu w ramiona. Odeszli na zachód. Dwójka złamanych młodych ludzi. Ledwo żywych. Radością napawał ich fakt, że po tylu latach spotkali się znowu. Brat z siostrą. Czy to koniec? Tak. Koniec początku.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Na wstępie przed ocenami powiem, że tekst powstał w wersji tej jakiej jest przy ogromnej pomocy użytkowniczki bemik.

Serdeczne podziękowania !!!

Na wstępie powiem, że jeszcze nie przeczytałem ale proponuję znacznie skrócić tekst (przynajmniej o połowę) gdyż:

"Ogłaszam zatem kolejny nieoficjalny konkurs, tym razem pod tytułem: ANTYBAJKA 2013. Zasady są proste:

Jeden autor – jedno opowiadanie

Opowiadanie do 10 000 znaków ze spacjami"

Chyba że organizatorom to nie przeszkadza, wtedy OK!

Sorry, taki mamy klimat.

Odbierz maila, szybciutko.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

    Wyjątkowe slicznie przegadane. Jedna piąta tekstu do wycięcia. Pakowanie waty slownej nigdy nikomu nie wyszlo na zdrowie, bo nie mogło. 

    Pzdr.

Uwaga !! Epilog został poprawiony

Dawno temu babcia uszyła karmazynowy płaszczyk z kapturem dla wnuczki. Podarowała jej też naszyjnik z przejrzystego  kryształu, w którym ukryła magiczne zaklęcie.

Czternastoletnia Alikandra nie wiedziala, że są to niezwykłe prezenty. Prawie codziennie zakładała piękną pelerynkę, co sprawiło, że w rodzinnej wiosce Cisza zaczęto nazywać ją Czerwonym Kapturkiem.

Pewnego dnia dowiedziała się, że ukochana babcia zachorowała, więc ona zaniesie jej  lekarstwa. Problem może stanowić przejście przez las, ale jeżeli  nie zboczy z wytyczonej dróżki, nie spotka jej nic złego. Czy aby na pewno? Wszystko wydaje się proste i niewarte opowieści. Pozory jednak mylą...

Na razie tylko powiem - dzięki za udzial w konkursie!

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Roger - co ma niby znaczyć ten cytat ?

joseheim - sarkazm, dyskwalifikacja o to Ci chodzi ? Czy opowiadanie słabe że aż nie chce się czytać ?

A może o to, że jako jurorka wypowie się dopiero przy ogłoszeniu wyników, hm?

Sorry, taki mamy klimat.

    RogerRedeye. Cóż  ma znaczyć ten wyimek? To nie jest cytat. Pokazuje, ile znaków mozna bez wysilku zlikwidować w jednym malym kawałku tekstu.  A mozna ich zliwkidowac znacznie więcej, bez problemów, przez co opowiadanie zyskaloby na potczystości i tempie, nie mowiąc o zwartości tekstu.

    Na przykład: po kiego grzyba, Autorze, dajesz śródtytuly i z miejsca informujesz czytelnika, co będzie, zmiast zastosowac gwiazdki? I znaków tez ubędzie....  

Da się przeczytać, ale trochę to przegadane. Poza tym niedopracowane i to w dość poważnym stopniu. Poza tym nie przepadam za czarnymi charakterami tłumaczącymi swoje postępowanie.

Na razie tyle, więcej napiszę w podsumowaniu konkursu.

Pozdrawiam.

Dzięki za objaśniena ;)

Yoss - sama bemik mi pomagała przy tekście więc wąptie, że taki niedopracowany on jest. Moja wczesna wersja na pewno.

Zdaje się, że nic tu jeszcze nie napisałem, więc piszę: do konkursu ;)

Przyznam, że nie rozumiem potrzeby opisywania tego ile palców miała rasa Kapturka jak i tworzenia tego całego przesadnie rozbudowanego tła.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Autorze, skąd to ofensywne nastawienie? Tak, chodzi tylko o to, że moje zdanie o tekście wyrażę dopiero w podsumowaniu konkursu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przeprasza najszczerzej za "ofensywę" ach te przewrażliwienie ( ach ta zima, nieaktualne ) ( wiosna nadeszła w końcu ).

beryl - na tym portalu w sumie wiem, że nie powinno się rozbudowywać tła ale cóż ja tak lubię ;) Co to za opowiadanie jakby była zwykła dziewczynka, wilk i wampir. Sztampowo by było.

Nie wiem co rozumiesz przez "na tym portalu". Jeśli czytam o czymś, co nie ma kompletnie znaczenia dla treści, a nie pełni innej funkcji (nie wiem... nie śmieszy itd.) to uznaję tę rzecz za zbędną. Drobiazgowe wypisywanie powiązań i stosunków rodzinnych, opisywanie plemienia i tego ile miało palców jest raczej niepotrzebne.

Tym bardziej, że chyba przekroczyłeś limit.

Twoje opowiadanie jest mocno przegadane, a przez to nudne, niestety.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Z jednej strony, nie dokońca zgadzam się z twierdzeniem, że należy usuwać z tekstów wszystkie rzeczy, które nie mają znaczenia dla fabuły. Z drugiej strony, nie jestem również zwolennikiem nadmiernego przegadania czy opisowości. We wszystkim należy znaleźć złoty środek. Bo tak naprawdę tutaj nie chodzi nawet o to, że opowiadanie jest przegadane, tylko o to, że jest przegadane w sposób, który mnie osobiście nie zaciekawił. Ot, subiektywizm na każdym kroku.

Nowa Fantastyka