- Opowiadanie: Fiyo - Wyjałowiony [KB 027]

Wyjałowiony [KB 027]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wyjałowiony [KB 027]

Wielebny Dereck Johnson położył się spać z pustką w głowie. Od miesiąca cierpiał na kryzys produktywności. Nie pisał kazań, nie dodawał nowych interpretacji Pisma, a nabożeństwa przez sieć prowadził mechanicznie. Niektórzy wierni spostrzegli niemoc ich duchowego guru i przełączyli swój domyślny kościół na inny, co w większej skali zagrażało nie tylko reputacji Johnsona, ale także jego wydajności finansowej.

 

Psychiczny kryzys zaczął dotykać także prywatnej sfery życia wielebnego. Johnson, od tygodnia jadł tylko mrożonki, nie będąc nawet w stanie wymyślić, na jaki posiłek ma ochotę. Gdy zapadał w sen, nie towarzyszyły mu żadne wizje. Jego umysł był niezapisaną kartką, zamkniętą w pustym pokoju.

 

Od czujnika dymu, znajdującego się na suficie, odczepiła się niewielka kulka i podleciała do głowy Derecka, zawisając nad jego klatką piersiową. Plastikowy robot wysunął swoje okablowane macki i przyczepił je do skroni duchownego. Z jego górnej części wysunęła się cienka antenka. Powierzchnia korpusu zajaśniała wątłym, zielonym światłem, sygnalizując rozpoczęcie transferu.

 

 

 

Na długim panelu w pokoju transmisyjnym Creative Corp zaczęła migać czerwona lampka. Albert, główny technik, podleciał na swoim fotelu i wcisnął guzik, znajdujący się bezpośrednio pod nią. Panelowy monitor zapełniła mieszanina liter i liczb. Przejrzał je pobieżnie, pochylając się dłużej nad fragmentami wyświetlonymi kolorem czerwonym, po czym z niezbyt szczęśliwym wyrazem twarzy nacisnął inny guzik, znajdujący się w oparciu fotela.

 

Do okrągłej sali, w której siedział, wszedł zarządca oddziału i skierował się bezpośrednio do jego stanowiska. Albert przez chwilę przyglądał się przełożonemu, po czym odwrócił się i wlepił wzrok w ekran, jakby siłą woli chciał zmienić ułożenie wyświetlonego tam układu.

 

– Co się stało? – zapytał zarządca stając za oparciem jego krzesła.

 

– Jest czerwone, miga i może pan zgadnąć, czyje dane sygnalizuje – odpowiedział ponuro technik.

 

Zarządca rzucił okiem na widniejące na ekranie tabelki i wykresy aktywności fal theta, mimo że już przekraczając próg sali wiedział, kogo dotyczy wezwanie.

 

– Johnson – stwierdził bardziej, niż zapytał.

 

– Tak jest! Wielebny Dereck Johnson. To już piąta z rzędu, dlatego pana wezwałem. Kazałem odkurzaczowi sondować jego lewą półkulę i niech pan zgadnie co? Totalna wydmuszka! Nie ma tam czego przetwarzać.

 

Kłamstwem byłoby twierdzić, że zarządca się tego nie spodziewał. Już miesiąc wcześniej dane ekstraktowane z mózgu tego sieciowego guru, były co najmniej drugiej, jeśli nie trzeciej, kategorii, a ich jakość ciągle spadała. Zanim zaczął się cały cyrk z lampkami, zdążyły dojść do klasy H, przeznaczonej raczej dla zapijaczonych żebraków i wielkomiejskich głupków, niż dla przedstawicieli klas uprzywilejowanych. Oznaczało to, że wielebny Johnson, który miał ponad pół miliona subskrybujących go wiernych, wypalił się. Istny zmierzch sieciowego proroka.

 

Nie było wyboru. Specjalny paragraf regulował występowanie takich sytuacji u osób z dużą siłą przebicia społecznego. Nie można było go obejść. Zresztą zarządca nie widział raczej powodów, dla których miałby to robić.

 

– Wprowadź dwadzieścia osiem – powiedział, kładąc dłoń na ramieniu Alberta, jakby chciał go wesprzeć w tym kryzysowym momencie.

 

– Jest pan tego pewny? – zapytał technik, patrząc z lękiem w zmęczone oczy przełożonego.

 

– Istnieją szczegółowe instrukcje dotyczącego tego typu sytuacji i nie możemy ich zignorować.

 

– Tylko się upewniałem – mruknął Albert, wpisując krótką komendę na konsolecie.

 

 

 

Wiszący nad torsem Derecka robot, zaświecił się na czerwono. Długie macki, z cichym mlaśnięciem, odczepiły się od jego czoła i wsunęły z powrotem do kulki. Skanowanie zostało zakończone. Nikt nie miał żadnego podglądu tego, co dzieje się w głowie wielebnego.

 

Jakby na ironię, właśnie w tym momencie mroczne sny o upadku i końcu kariery zaczęły kłębić się w jego umyśle. Przerażenie obecną sytuacją i możliwymi konsekwencjami, mieszało się z nadzieją i wiarą w pomyślny jej rozwój. Nie były to zbyt pozytywne wizje, niemniej jednak, w głowie Johnsona zaczęły rodzić się obrazy, które technicy do spraw przydatności danych Creative Corp zakwalifikowaliby co najmniej jako „F-ki”. Żaden z nich nie miał jednak wglądu w umysł, który zaczął pracować o minutę zbyt późno. Robot wysunął dwa metalowe pręciki i przystawił je do czubka głowy śpiącego. Przygasił diody, zbierając energię by jednym impulsem, przypieczętować upadek duchownego.

 

W tym momencie Johnson bezwiednie obrócił się na bok, ramieniem strącając na ziemię, wiszącą nad nim maszynę. Śmiertelna iskra zabłysła między pręcikami, chwilę przed tym jak plastikowy korpus roztrzaskał się o podłogę. Wielebny mruknął coś pod nosem, zbyt pogrążony w świecie snu, żeby cokolwiek zauważyć. Jego mroczne wizje ustąpiły miejsca obrazom bardziej przyjemnym. Sieciowy duchowny Dereck Johnson śnił o jajecznicy.

Koniec

Komentarze

Witaj!

 

Będę pierwszym, który Cię pochwali, ale zapewniam, że nie ostatnim. Dobra robota! Ciekawa historyjka i ujęcie tematu, czuć tutaj nowatorstwo charakteryzujące Dicka. Bardzo fajne!

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Ja natomiast będę drugim. Podobało mi sie opowiadanie, bo w pewnym sensie, oddałeś ducha prozy Dicka. Przyjemnie się czyta i bardzo szybko wnika się w ten świat, pełnym najróżniejszych dziwactw. Jak u P.K.Dicka. Bardzo dobra robota.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

(choć odruchowo przeczytałem tytuł jako: WYJAJOWIONY, zupełnie zresztą nie wiem dlaczego...)

Niektórzy wierni spostrzegli niemoc ich duchowego guru i przełączyli swój domyślny kościół na inny - genialne.

Dawno nie widziałam, żeby coś tak krótkie (i zapewne napisane bardzo szybko) było tak dobre :) Tekst świetnie oddaje charakter twórczości Dicka, inteligentny, dowcipny, jak dla mnie czołówka konkursu.

Bardzo dobre!

Ciekawe.

pozdrawiam

I po co to było?

Ciekawy pomysł zrealizowany całkiem nieźle.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka