- Opowiadanie: KaelGorann - Jory [KB027]

Jory [KB027]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jory [KB027]

Mężczyzna w eleganckim, żółtym garniturze siedział przed laptopem i nerwowo stukał w klawisze. Na biurku piętrzyły się pudełka po pizzy i styropianowe kubki po kawie.

 

– Niee, to też nie… – mruknął pod nosem, kasując cały tekst. Był coraz bardziej zdenerwowany. Już tydzień myślał i nic nie mógł wykombinować. Ludzie już powoli przejmowali inicjatywę. Co gorsza, zaczęli pisać wiersze. Cóż, sam był sobie winien. Niepotrzebnie ich podpuszczał.

 

– DJ! Hej, DJ! Słyszysz mnie?

 

Słyszał, ale nie przyjmował tego do wiadomości. Od dłuższego czasu słyszał głosy. A raczej GŁOS. Mógłby przyjąć, że to głos Boga i zacząć pisać swoją egzegezę, ale po pierwsze nie miał na to czasu, a po drugie zapewne zamknęliby go wtedy w psychiatryku.

 

– DJ! Wiem, że mnie słyszysz. – GŁOS nie dawał za wygraną.

 

DJ nie miał czasu na psychiatryki. Ani na tajemnicze głosy. Wyjął z szuflady fiolkę opatrzoną napisem „Jory”. Wydobył z niej kilka tabletek i połknął wszystkie naraz, popijając resztką zimnej kawy. Głos zamilkł. Teraz DJ mógł w spokoju podenerwować się tym cholernym konkursem błyskawicznym.

 

***

 

Mężczyzna w średnim wieku, ubrany w grafitowy, prążkowany garnitur siedział na krześle, potupując nerwowo.

 

– DJ! Na Boga, odezwijże się! – krzyczał do słuchawki.

 

Leżący w plastikowej skrzyni człowiek w żółtym garniturze najwyraźniej go nie słyszał. Niemożliwe. Powiedziano mu, że ma jeszcze całe dwadzieścia dziewięć dni… Ale głośnik cały czas milczał.

 

Drzwi z matowego szkła rozsunęły się i do pokoju weszła młoda dziewczyna w skromnej, ale eleganckiej garsonce.

 

– Pani Shoenheit von Vogelsang! – Mężczyzna poderwał się z krzesła. – Proszę mi wyjaśnić! Dlaczego nie mogę się z nim skontaktować? Przecież zapewniała mnie pani, że on ma jeszcze dużo czasu.

 

– Proszę się uspokoić, panie redaktorze. Mamy ostatnio pewne problemy – powiedziała spokojnym, opanowanym głosem właścicielka Moratorium Ukochanych Współbraci.

 

– J-jak to „problemy”? – Głos mężczyzny drżał z nerwów. – Wybraliśmy wasze moratorium, bo to jest naprawdę ważny człowiek.

 

– Będę z panem szczera. W strefie półżycia pojawił się ktoś… albo coś, co skutecznie uniemożliwia kontakt z niektórymi półżywymi osobami. Pański przyjaciel najwyraźniej też padł tego ofiarą. Proszę się jednak nie martwić, już nad tym pracujemy. Zapewniam, że nic nie zagraża półżyciu pana przyjaciela. Myślę, że za miesiąc wszystko powinno wrócić do normy i będzie pan mógł z nim porozmawiać.

 

– M-miesiąc? – jęknął mężczyzna. Opadł ciężko na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Miesiąc… Cały miesiąc bez DJa. Reguły konkursu nieogłoszone. A przecież jeszcze nie załatwił problemu z nagrodami za poprzedni… To będzie katastrofa.

Koniec

Komentarze

Wiem, że nawiązanie do twórczości Dicka jest w moim przypadku subtelne jak głaz narzutowy, ale nie mogłem się powstrzymać ;)

Najbardziej podoba mi się drugi akapit.

Uważam, że trochę za słabo przyłożyłeś się do wyszydzania i zniesławiania Didżeja Jajko :P Ostatnie zdania stawiają go właściwie w pozytywnym świetle :-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

W sumie największą drwiną z Didżeja jest tutaj przyrównanie go do zimnego trupa ;) No ale jak tu zelżyć taką postać <wazelina mode off ;)>

Przynajmniej jury nie powie, że temat jest kiepski ;P

Nowa Fantastyka