- Opowiadanie: wlazio - Trzeba liznąć trochę życia (M2013)

Trzeba liznąć trochę życia (M2013)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Trzeba liznąć trochę życia (M2013)

Planetoida nie rozmnaża się. Może doprowadzić do własnego rozpadu lub uderzyć w inne ciało niebieskie i stworzyć wraz z nim nową istotę. Cykle podziałów i połączeń trwają w nieskończoność. Krzemienne mózgi chłoną informacje i czerpią energię z promieniowania oraz oddziaływań grawitacyjnych.

Życie to tylko przemiana energii. Ewolucja. Chwilowe uporządkowanie chaosu. Iksinibalecz chciała swój czas wykorzystać w pełni.

Niewielka, powstała z zespolenia kilku okruchów asteroida, postanowiła opuścić pas planetoid. Powoli przesuwała się do jego brzegu, gardząc chmarą kamulców bezrefleksyjnie dzielących i łączących się. Nie miała zamiaru przejmować żadnej z ich cech, uważała swój charakter za w pełni wykształcony. Zużyła odrobinę energii na wytworzenie pola interferującego z przyciąganiem słońca i wypadła z dotychczasowej orbity.

Iksinibalecz pozwoliła wypchnąć się na zewnętrzne obszary układu słonecznego. Minęła dwie gigantyczne planety, których gazowa powłoka prezentowała się z jednej strony miękko i niesolidnie, a z drugiej niebezpiecznie tajemniczo. Kolejne ciała niebieskie były zimne i martwe, co również nie przypadło do gustu asteroidzie. Wleciała w mroczny, wychłodzony obłok niewielkich, bezładnie dryfujących skał, po czym przyciąganie słońca zaczęło nieubłaganie zmuszać planetoidę do powrotu.

Iksinibalecz była zawiedziona układem słonecznym. Nie znalazła w nim niczego godnego uwagi. Tak jak wcześniej znudziła ją perspektywa wiecznego scalania z planetoidami pasa, tak teraz miała dosyć podróży. Walka z przyciąganiem gwiazdy wyczerpała asteroidę do granic możliwości. Płynęła przez kosmos bezradnie, rozmyślając nad możliwością opadnięcia na słońce i dokonania samounicestwienia. Nawet to wydawało się lepsze od milionów lat nędznych prób absorbowania masy. W porównaniu do niektórych nawet już istniejących ciał niebieskich, taka praca była z góry skazana na porażkę.

Wtedy pojawiła się ona. Planeta inna od wszystkich. Wielka, ale niezbudowana z gazów, emitowała niespotykane kolory promieniowania. Niesamowicie szerokie spektrum fal elektromagnetycznych, dużo ciepła, szum informacji i cudowna, olbrzymia, kusząca masa. Iksinibalecz pomyślała, że pod opieką takiego cudu zaznałaby niewysłowionego szczęścia.

Strach wstrząsnął układem asteroidy. W naturalny sposób wyczuwała, że różnica mas między nią i planetą jest zbyt wielka, aby doszło do regularnego zespolenia. Glob zauważy impakt tak, jak planetoidy dostrzegają okruch piachu. Mimo to, nie mogła oprzeć się pokusie potęgi.

Zatoczyła łagodny łuk i poleciała prosto w stronę planety. Poczuła dodatkowe przyspieszenie, nadawane przez pole grawitacyjne masywu i było tak, jak gdyby nowe ciało przyjmowało asteroidę z otwartymi ramionami. Leciała szczęśliwa jak nigdy, wspaniała, niepokonana. Odbierała mnóstwo sygnałów z powierzchni planety, zauważyła niezwykłą aktywność dziwnych, biologicznych form. Śmiała się, trąc o atmosferę i tracąc przytomność z gorąca. Pomyślała, że nawet jeśli glob wchłonie jej świadomość tak, że nic z niej nie zostanie, to warto oddać siebie za taką radość.

Gdyby tylko Iksinibalecz mogła rozpoznać obmywające ją zewsząd nietypowe fale, zrozumiałaby, że czuje dotyk długich palców ziemskich radarów. Gdyby zaś potrafiła rozszyfrować najtajniejsze wojskowe komunikaty radiowe, przed unicestwieniem dowiedziałaby się, że wycelowała w jedno z niewielu miejsc, których trafienie z pewnością zrobiłoby wrażenie na planecie – prosto w fabrykę broni termojądrowej na Uralu.

Tracąca kontakt z rzeczywistością, upojona lotem, płonąca Iksinibalecz nie zauważyła zbliżającego się do niej małego, cylindrycznego obiektu wlokącego strumień gazów. Uderzenie głowicy jądrowej ledwie do niej dotarło; rozbryznęła się w drobne kawałeczki, płacąc za krótkotrwałą nirvanę życiem.

Koniec

Komentarze

W pierwszym opowiadaniu asteroidy miały krzemowe mózgi, tu mają krzemienne. To nie to samo. Poza tym zastanawia mnie (w obu opowiadaniach), w jaki sposób taka asteroida może sterować swoim lotem. Sama personifikacja tego w żaden sposób nie tłumaczy. Jednakowoż pomysł jest naprawdę ciekawy :)

O Boże drogi, tak się kończy edytowanie na ostatnią chwilę. Oczywiście tu też chodziło mi o krzemowy, jakies zaćmienie umysłowe mnie dopadło (pisałem nocą) i machnąłem - literówką tego nie nazwę - słowówkę. ;)

Ponieważ to short, nie wdawałem się w szersze dywagacje nad poruszaniem się asteroidy. Mglista koncepcja inspirowana byla doniesieniami pochądzącymi z różnych stron internetowych, prowadzonych przez ludzi o mniej lub bardziej zwichrowanej psychice, na temat ufo oraz przewidywań powstania napędu grawitacyjnego. Otóż skoro już wyobraziliśmy sobie, że kawał skały myśli i nawet odczuwa pewne emocje, to wyobraźmy też sobie, że istnieje powiązanie między polem grawitacyjnym a elektromagnetycznym oraz oddziaływaniami słabymi i silnymi (teoria wielkiej unifikacji), a asteroidy posiadają narządy pozwalające na użycie energii na zmianę zwrotu sił przyciągania np poprzez generowanie pól el-mag.

Dałem taką małą wskazówkę:

"Zużyła odrobinę energii na wytworzenie pola interferującego z przyciąganiem słońca"

Poza tym chciałbym zauważyć, że mieliśmy porzucić logikę i sens i nie udowadniać zjawiska naukowo, więc się na to nie siliłem (chociaż w obszerniejszym i nie ograniczonym ramami konkursu utworze bym się postarał, gdyz lubię logikę i sens). ;)

pozdrawiam i dzięki za komentarz, Wlazio

Cóż, na dobrą sprawę mój komentarz pod tym powiadaniem powinien być taki sam jak pod poprzednim, gdyż schemat obu tekstów jest bardzo podobny. Dodam jedynie, że ten tekst również przeczytałem z przyjemnością.

Ciekawe, ciekawe. Powodzenia w konkursie życzę.

Całkiem zgrabne :)

Ale słowo "niezbudowana" jakieś takie... Coś bym tu zmienił.

Dzięki za poświęcony czas, przychylne opinie i życzenia.

Też wyczuwałem w tym momencie pewną niezręczność, ale po kilku próbach wprowadzenia zmian i tak nie uzyskałem zadowalającego efektu. Może: "(...) ale zbudowana nie tylko z gazów (...)"?

pzdr Wlazio

Nowa Fantastyka