- Opowiadanie: Aisi - Guar i mały lud [Gigant 2013]

Guar i mały lud [Gigant 2013]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Guar i mały lud [Gigant 2013]

Potężny huk gwałtownie obudził młodą dziewczynę. Zerwała się z prowizorycznego łóżka zlana zimnym potem. To nie było możliwe, wojna już się skończyła. Przerażające wspomnienia nie dały jej jednak spokoju. Jeszcze za mało czasu upłynęło. Wychyliła głowę z namiotu, jej obecnego domu. Dziwna pustka jeszcze wzmagała smutek po stracie. Jeszcze tak niedawno zawsze tam siedział, zupełnie jakby nigdy nie sypiał. Powoli ubrała się i opuściła to nielubiane przez siebie miejsce. Zdziwienie mógł budzić fakt, że nie poruszała się jak człowiek – sunęła w powietrzu. Wprawny obserwator zauważyłby, że długa suknia skrywa brak nóg. Na szczęście mieszkali dość daleko od ludzkich siedzib. Bez chwili namysłu skierowała się do pobliskiego lasu. Nie uciekała. Chciała po prostu w spokoju pomyśleć.

Kilka chwil później była już w miejscu, w którym czuła się bezpiecznie. Była to ostatnia przystań spokoju, przynajmniej dla niej. Inni znajdowali ucieczkę od wspomnień w codziennych zajęciach, ale ona nie chciała zapomnieć. Bała się zapomnienia. Straciła w czasie wojny wszystkie najbliższe jej osoby, nie mogła tak po prostu potraktować tego tak, jakby oni wszyscy nigdy nie istnieli. Schroniła się w czymś w rodzaju jaskini, utworzonej z pędów roślin. Przez naturalne sklepienie przebijało się światło księżyca, wyjątkowo jasne tej nocy. Zamknęła oczy, oddając się spokojowi puszczy. Słyszała ciche odgłosy zwierząt żyjących nocą i szmer wiatru. Poruszające się liście i płynący nieopodal strumień. Chwilę później napłynęły obrazy zagłuszające spokój chwili. Huk, krzyki, płacz. Ból i cierpienie. Przez cały czas trwania wojny wszyscy byli pewni, że ich życie zakończy się w tym chaosie, że nikt nie przeżyje. Ona czuła to inaczej. Miała przyjaciela. Kogoś, kto obiecał jej ochronę przed całym złem tego świata. Sami niewiele mogli zdziałać. Nie potrafili walczyć, mimo że władali magią. Nigdy nie musieli przed nikim się bronić, nikogo zabijać. Do czasu aż jakiś przypadkowy człowiek postawił stopę na ich ziemi. Później wypadki potoczyły się same. Jednak dziewczyna zagłębiła się w jeszcze dalszych wspomnieniach.

Widziała piękny, słoneczny dzień, jej twarz tonęła w lekkim wietrze, dającym wiele przyjemności każdego upalnego lata. Siedziała kawałek dalej niż teraz, nad strumieniem. Nagle poczuła dziwne wibracje ziemi. Nigdy wcześniej się to nie zdarzało, toteż przestraszyła się. Nie potrafiła wstać i odejść, każde drżenie było silniejsze od poprzedniego. Jej uszu dobiegł dźwięk łamanych gałęzi. Chwilę później zapewne usłyszałaby, że ktoś wchodzi do wody, jednak to, co zobaczyła w jednej chwili odjęło jej wszystkie inne zmysły. Strach wymalował się na jej twarzy tak wyraźnie, jakby ktoś nałożył na nią przerysowaną maskę. Właściwie ciężko się było jej dziwić. Drobna istotka, mierząca nie więcej niż metr od ziemi ujrzała istnego potwora. A właściwie jego część, gdyż głowa, szyja i fragment torsu ginął w bujnym, zielonym listowiu. Nie wiedziała jak był wielki, ale na pewno był ciężki. Wszak nie każdy może poruszyć ziemię. Chciała uciekać, jednak nie panowała nad sobą. Co z tego, że była dorosła, mogła już sama podejmować decyzje, jak wszystko w niej krzyczało "NIE!"? Bała się, że zginie pod stopami tego olbrzyma. Kolejny szok przeżyła w chwili, gdy istota ta skłoniła się ku niej. W jej głowie zaroiło się od obrazów z książek, z których uczyła się w wioskowej szkole. Obcy wyglądał jak człowiek. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, czy byli oni tak wielcy, ale widać musiało tak być, bo przecież właśnie przed nią stał. Chciała biec do wioski, podnieść alarm, ratować kogo się dało. Ludzie byli wrogami ich rasy. Czym było to spowodowane? Ciężko było powiedzieć, zapewne zazdrością. Qui'lae nie byli ograniczeni przez długość nóg, mogli szybko się poruszać. Człowiek nie wiedział, jak wiele ich to kosztowało, ale podobno ta rasa nigdy nie patrzyła na wady, interesowały ich tylko zalety. A kiedy dowiedzieli się, że nie dostaną tego, co pragną, postanowili zniszczyć to, co obce. A Qui'lae byli dla nich obcy. Dziewczyna jednak nie potrafiła zrobić tego, co chciała. Jakby coś ją blokowało.

Wydawało się jej, że trochę czasu upłynęło, wszak tyle myśli w jej głowie się plątało. Tymczasem raptem kilka sekund minęło. Olbrzym uklęknął przy niej i dłoń wysunął, jakby zachęcając, żeby nań weszła. Jednak nie zamierzała tego robić, wręcz przeciwnie, odsunęła się. Przez las poniósł się tubalny głos. Zdziwiła się, że jego ton był zdecydowanie przyjemny.

– Nie bój się mała istotko. Jestem Guar. Nic Ci nie zrobię. – Później dowiedziała się, że szeptał, gdyż wiedział jak potężny jest jego głos. – Szukam miejsca na dom. Nie mogę już być tam, gdzie byłem. Szukam przyjaciół i rodziny. Szukam pomocy.

Ostatnie jego słowo zadziałało zniewalająco na młodą osóbkę. Magia, którą władali służyła właśnie do pomocy. I objawiała się za każdym razem, kiedy ktoś o pomoc poprosił. Jeden warunek tylko spełniony być musiał, mianowicie prośba ta musiała być szczera. Taka też była, skoro magia działała.

– Guarze, pójdź za mną. – Twarz dziewczyny zupełnie się zmieniła, nie było już na niej śladu strachu. Jedynie wyraz obojętności, jak zawsze kiedy ta siła przejmowała władzę nad Qui'lae. Tą wiedzę jednak miała również tylko z opowieści. Od bardzo dawna nikt nie przybył do wioski, nikt o nic nie prosił. Wiedziała, że w tej chwili wszyscy w wiosce stali się obojętni na to, co dzieje się wokół. I chociaż gdzieś w sercu czuła obawę przed nieznanym, to musiała pomóc.

Kiedy pokonali niewielkie wzniesienie i wyszli na pas zieleni oddzielający las od wioski, mogła zobaczyć rozmiar obcego w całej okazałości. Ktoś, kto miał miarkę w oczach około ośmiu metrów by szacował, w rzeczywistości zaś Guar niemal dziewięć nad ziemię sięgał. Dziewczyna poprowadziła go między domkami na plac. Duże przerwy między malutkimi domkami były jakby stworzone specjalnie dla olbrzyma. Tam już czekał wieszcz. Wiele funkcji spełniał w wiosce – był kimś w rodzaju burmistrza, wodza, dodatkowo lekarza, kapłana i kronikarza. Był jedynym, który opierał się działaniu magii i to on rozstrzygał o losie każdego obcego. Nie znał przyszłości – przynajmniej tak wszyscy myśleli – ale inne określenie do niego po prostu nie pasowało. Jednym z nielicznych szczegółów dających chociaż minimalne poczucie równości z innymi Qui'lae był brak imienia. Oni po prostu siebie wzywali, więc imiona były zbędne. Dziewczyna odsunęła się kilka kroków, zgodnie z tym, czego wymagał szacunek i opuściła głowę. Jej uszu dobiegły pierwsze słowa wieszcza.

– Kim jesteś i co cię sprowadza? – Wszyscy zebrani byli obojętni na jego głos, przepełnieni magią. Był to znak dla decydującego, że prośba o pomoc była szczera.

– Jestem Guar i szukam domu. Chciałbym mieć rodzinę i kogoś, na kogo będę mógł liczyć. Za pomoc odwdzięczę się pomocą – jąkał się, wymawiając kolejne słowa. W tym momencie bał się tylko trochę mniej, niż ta malutka istotka, która go tutaj przyprowadziła. A u olbrzyma oznaczało to olbrzymi strach. Spojrzał na dziewczynę stojącą obok z pochyloną głową. Widział jak ta budzi się na powrót do życia, czego nie dało się powiedzieć o pozostałych. Taka też była siła wieszcza. W myślach dziewczyny pojawił się dobrze znany głos. "Czy zaopiekujesz się obcym? Wiesz, że na tobie spocznie odpowiedzialność, za jego czyny, a jego wina będzie również twoją karą. Dlatego musisz podjąć tą decyzję sama." Popatrzyła na Guara. Był taki wielki, tak bardzo się od niej różnił. Ale wieszcz już wyjaśniał w jej myślach, kim jest obcy i co wie o jego rasie. Skinienie głowy potwierdziło decyzję. Teraz nie było już odwrotu. Właściwie to nigdy go nie było. Guar miał zostać pod jej opieką. Dla dziewczyny to była ironia. Miała opiekować się kimś kilkukrotnie większym niż ona sama. Wiedziała jednak na czym ta opieka polegała. Musiała go nauczyć dyskrecji, powiedzieć o ludziach i o prawach panujących w wiosce. Nie było tego dużo. Cała reszta należała do olbrzyma. Nieświadomie podpisał na siebie swoisty wyrok, nikt wszak nie zdążył go uprzedzić o tej niewielkiej ceremonii. Niestety przykry obowiązek poinformowania o tym, przypadł małej istotce, która olbrzyma sprowadziła, a która w żaden sposób nie prosiła się o taki "przywilej". Niestety ceremoniał nie pozwalał również na to, żeby sprowadzający mógł odmówić. Teraz, kiedy było to już zwykłe wspomnienie, nie żałowała, że padło na nią. Początek niesamowitej przyjaźni miał miejsce właśnie tego dnia. Zaś olbrzym ten zyskał rodzinę i pomoc. Dostał więc to, o co prosił.

Proces wprowadzania Guara w zakamarki wiedzy Qui'lae był zdecydowanie przyjemnym przeżyciem dla dziewczyny. Oprócz początkowo przykrego obowiązku była jedyną w wiosce, która otrzymała imię. Olbrzym nie umiał przyzwać nikogo wolą, więc musiał nadać miano swojej nauczycielce. Została nazwana Carrie. Później dowiedziała się, że takie imię nosiła siostra Guara. Wołał ją za każdym razem, kiedy miał jakieś pytanie. Był istotą niesamowicie ciekawą świata i szukającą nowości, toteż pytań tych było wiele. Szybko nauczył się, dlaczego te dziwne, małe istotki, jak je określał, unikały ludzi i jak musi zachowywać się w wiosce. Dostał również na własność największą jaskinię, jaką znała Carrie. Rzadko z niej jednak korzystał. Prawie cały czas spędzał przed domkiem dziewczyny, na ogromnym placu. Nie ważne dla niego było, czy padał deszcz, śnieg, czy też świeciło słońce. Czuł się w obowiązku zawsze towarzyszyć małej. Teraz już jego przyjaciółce. Jak się później okazało, uratowało to jej życie. Zresztą… nie tylko jej, ale również wielu innym Qui'lae. Gdyby był dalej zapewne nie zdążyłby odeprzeć pierwszego ataku.

Dwa lata od przybycia Guara do wioski panował w niej spokój. Olbrzym za każdym razem, kiedy się odzywał mówił szeptem, żeby echo nie niosło jego potężnego głosu zbyt daleko. W tym czasie dziewczyna zdążyła już zapomnieć, że przez krótki czas miała imię. Qui'lae bardzo szybko dowiedzieli się, że magia panująca w ich krainie ma wpływ również na obcych. Zapewne ktoś posiadał tą wiedzę wcześniej, jednak przez bardzo długi czas nikt nie poprosił żadnego malucha o pomoc, nikt też nie przybył do wioski, więc wiedza ta poszła w zapomnienie. Z czasem okazało się, że Guar nabywa pewne cechy ich rasy. Jego pierwszą nową umiejętnością była możliwość komunikacji w myślach. Mimo początkowego strachu, że wszystkie jego myśli słyszy każdy dorosły w wiosce, szybko nauczył się kontrolować taki sposób porozumiewania się. Coraz rzadziej mówił na głos, co w większym stopniu zapewniało bezpieczeństwo. Teraz żaden przypadkowy człowiek nie usłyszy jego głosu. Zostawał jeszcze wzrost. Niektórzy Qui'lae łudzili się, że ten również się zmieni, jednak nigdy się to nie stało. Podobnie jak to, że do końca życia miał swoje nogi. Tak wielu uratował… Nie było sprawiedliwości. Ta myśl nie dawała Carrie spokoju.

Pewnego poranka wszystkich w wiosce obudził huk. Półprzytomni opuszczali swoje domy, chcąc wiedzieć co się stało. Kilka sekund później wszystkich rozbudził ryk Guara, trzymającego w dłoniach potężną kłodę. Rzucił nią w sporą grupę ludzi. Długi czas dziewczyna zastanawiała się, co wywołało wcześniejszy hałas. Teraz, kiedy minęło już trochę czasu, spędzonego w samotności, doszła do wniosku, że musiał rzucić czymś wcześniej. Brakowało jednego z głazów otaczających wioskę, ale nikt nie wiedział, w którym momencie wojny zniknął. Qui'lae chcieli walczyć, bronić swojego domu, jednak nie dało się. Nie mieli czym walczyć, ich magia nie służyła do walki. Olbrzym widząc chwilę spokoju zagarnął na swoje potężne dłonie bardzo wielu małych przyjaciół. Niewielu z nich zginęło w trakcie pierwszej kilkudniowej potyczki z ludźmi. Guar tak wielu uratował. Ludzie atakowali falami. Trzy, cztery dni wojny i przerwa. Właśnie te przerwy spowodowały śmierć olbrzyma. Nie mógł wiedzieć, że ta wojna się jeszcze nie skończyła. Napastnicy potrafili kojarzyć fakty. Wielu umknęło i doniosło informację o wielkim mieszkańcu do obozów swoich pobratymców. Kwestią czasu było przygotowanie skutecznej broni. Kolejne ataki były systematycznie odpierane. Olbrzym nie chciał zabijać, ale czasem musiał. Za każdym razem widać było wyraz bólu na jego twarzy. Ale obiecał bronić swoją przyjaciółkę i jej rodzinę. Kolejni Qui'lae ginęli, ale tego Guar nie wiedział.

Kolejny rok spędzili na ciągłych walkach. Wioska była coraz bardziej zrujnowana. Jednak nikt się nie skarżył. Domki dało się odbudować. A z pomocą olbrzyma zajmie to kilka dni. Nikt nie spodziewał się kolejnych wydarzeń. Tym bardziej, że od dłuższego czasu nie widzieli żadnego człowieka, zmierzającego do ich wioski. Kiedy ludzie na łagodne zbocze wtoczyli potężną machinę, wszyscy byli w szoku. Pierwszy raz widzieli coś takiego. Katapulta służyła ludziom już od dłuższego czasu, do niszczenia miast. Ale Qui'lae byli oddaleni od ludzkich wojen. Nie wiedzieli co to jest. On wiedział. Pamiętał spustoszenie jakie sieje. Pamiętał, jak zginęła jego rodzina. Nie myślał długo. Wypowiedział jedno słowo.

– Uciekajcie. – Było to niczym krzyk. Ostatni krzyk, mający uratować te małe stworzenia. Sam ruszył przeciwko potworowi, który odebrał życie jego matce i siostrze. Wiedział, że nie zdąży. Widział kolejne dwie machiny. Zniszczy może jedną, może dwie. Trzecia zniszczy jego. Ludzie uczyli się na swoich błędach. Mały lud nie czekał na powtórzenie tego rozkazu. Duma wielu z nich została urażona, nikt nie powinien im rozkazywać. Jednak wiedzieli, że to konieczne, że to nie jest pusty wymysł Guara, że chce ich ratować. Tylko Carrie się opierała. Nie mogła zostawić przyjaciela samego. Jej myśli popłynęły strumieniem do olbrzyma. Usłyszała tylko jedno zdanie.

-"Idź. Nie musisz zginąć ze mną, ratuj swoje życie. Może jest malutkie, jak Ty, ale jest tak cenne, że nie warto go bez sensu tracić." – Uratował tak wielu… Nie potrafiła się pogodzić z tą myślą. Olbrzymie głazy co rusz leciały w kierunku Guara, który przez dłuższą chwilę ich unikał z zaskakującą zręcznością. Był już przy pierwszej z katapult, kiedy jedna z okrągłych skał trafiła celu. Zachwiał się i oparł o potworną machinę, chcąc złapać równowagę. Ułamał ramię wyrzucające pociski, toteż z jedną miał spokój. Zostały jeszcze dwie, używane naprzemiennie. Kolejny głaz trafił olbrzyma w głowę, następny również nie chybił. W tym momencie się poddał. Wiedział, że nie ma już szans na wygranie tej potyczki. Kolejne katapulty stały z boków, musiałby przejść przez wioskę, żeby do nich dotrzeć, a to było za duże ryzyko. Każdy głaz siałby spustoszenie w niewielkiej wiosce, niszczyłby małe domki. Pod czwartym, trafionym głazem Guar upadł, a Carrie to widziała, przez myśli jakie jej wysyłał. Wiedziała, kiedy umierał, zdążył się z nią jeszcze pożegnać. Na jej policzkach błyszczały łzy. Usiłowała odnaleźć swoją rodzinę – matkę i siostrę. Kiedy odpowiadała jej tylko cisza, wiedziała, że straciła wszystkich, została sama. Świadomość ta rozdzierała ją od środka. Niczym nie zawiniła, a została tak strasznie ukarana. Zastanawiała się, jak go opisać. Guar był nie tylko wielki ciałem. Poświęcił swoje życie, żeby ratować innych. Tak wielu ginęło bez sensu. Nie widziała żadnej sprawiedliwości. Ludzie byli okrutni, ale na to nie miała wpływu. Wiedziała jedno – jeśli kiedykolwiek ktoś z nich poprosi ją o pomoc, złamie zasady ceremoniału. Odmówi. Teraz, kiedy straciła najbliższe jej osoby, nie chciała pomagać. Nie ludziom. Kto wie, może kiedyś przybędzie jeszcze jakiś olbrzym. Fakt – budzili strach swoim wyglądem, wielkością, ale mieli też wielkie serce. Przynajmniej ten jeden. Dotrzymał swojej obietnicy, ale przypłacił to życiem.

Dziewczyna podniosła się z ziemi. Świtało. Jej długa, niebieska suknia zabrudziła się od wilgotnej ziemi, na włosach czuła rosę. Wróciła do swojego namiotu i spojrzała na dawny domek. Jeden z niewielu, które ocalały. Chwilę później przeniosła wzrok na puste miejsce, w którym zawsze siedział Guar.

– Nie zapomnę. Nie mogę zapomnieć. – Słowa te powitały kolejny dzień w wiosce małego ludu. Wielu z Qui'lae obudziły, wypowiedziane równocześnie na głos i w myślach. Carrie tymczasem przeniosła swoje rzeczy z niewielkiego namiotu. Nie mogła uciekać z własnego domu, bo zapominała. Ten pusty plac miał jej do końca przypominać o olbrzymie. O Guarze, który poświęcił swoje życie, żeby ratować jej. Uśmiech lekki przebił się przez zalaną łzami twarz. Był jej przyjacielem i musiała żyć dla niego. A plac miał już na zawsze być pusty. Należało mu się to. Podobnie jak jaskinia, w której nic nie było. Nieważne, że prawie nigdy w niej był, należała do niego i na zawsze tak miało pozostać. Inni Qui'lae też postarali się, żeby nie zapomnieć Guara. Dzieci miały być uczone o ich największym przyjacielu i obrońcy. W historii małego ludu na zawsze miało być zapisane imię olbrzyma. Niewielu z nich by przeżyło, gdyby nie jego pomoc. Ta myśl wywoływała lekki uśmiech na twarzy Carrie. Poprosiła też, żeby mogła zachować swoje imię, a wieszcz uznał, że może to dla niej zrobić. Tak niewiele jej zostało, a imię było jedną z nielicznych pamiątek po przyjacielu.

Kolejne dni były dla dziewczyny coraz łatwiejsze. Pierwszy raz od długiego czasu dopuściła do siebie myśl, że śmierć Guara nie była bezcelowa, a on nie miałby jej za złe takiego myślenia. Wiele wewnętrznych wojen przez cały czas ze sobą toczyła. Pogodziła się jednak z tym, że nic to nie zmieni, a życie ucieka jej między palcami, niczym przesypujący się przezeń piasek. Kiedy w swej głowie usłyszała głos, tak łudząco podobny do głosu olbrzyma była wstrząśnięta. Wpadła do domku jak zimowy wicher i usiadła przy niewielkim okienku.

-”Nie uciekaj Carrie, nie masz się czego bać.” – pokręciła głową, to było niemożliwe. Guar już nie żył.

-”Odejdź! Ciebie tutaj nie ma! Widziałam to na własne oczy… Dlaczego…?” – Nie mogła się powstrzymać przed zadaniem pytania własnym myślom.

-”Dlaczego umarłem? Żebyś mogła żyć. Ty i twój lud.”

-”Kilku zginęło. Wolałabym, żeby nie przeżył nikt poza tobą, jestem sama…”

-”Nie jesteś sama. Ja cały czas jestem w wiosce.”

-”Nie ma cię! Nie ma i nie będzie. To przeszłość! Co się ze mną dzieje?”

-”Nic. Spokojnie, Carrie. Jesteś sobą.”

-”Zostaw mnie, nie chcę, nie chcę…” – Ostatnie słowo odbijało się echem w głowie dziewczyny, powtarzane setki, może tysiące razy, przez wiele godzin. Z tego dziwnego transu wyrwało ją głośne trzaśnięcie drzwiczek domku. Otworzyła oczy i dostrzegła, że leży na ziemi. Dwie osoby stały nad nią, próbując dowiedzieć się, co się dzieje. Nie odpowiedziała. Uspokoiła ich tylko, wymawiając się na zmęczenie i brak snu. Usłuchali i odeszli. Na powrót usiadła przy okienku i postanowiła przemyśleć to, co się stało. A może to magia? Nie wiedzieli do końca jak działa, już dawno zapomnieli jak jest potężna. Ostatecznie wmówiła sobie, że był to tylko dziwny sen. I wtedy znów usłyszała ten głos.

-”Uspokoiłaś się. To dobrze. A teraz nie panikuj, tylko posłuchaj.” – chwilowa przerwa, Carrie tylko potwierdziła, że zrozumiała. Nic innego nie mogła i nie chciała zrobić. -”To wasza magia. Widziałaś, nauczyłem się porozumiewać tak jak wy. A kiedy moja walka dobiegła końca, wiedziałem że nie mogę odejść. I zostałem. Nie ma mnie tu, a jednak jestem. Nie każdy o tym wie. Właściwie nikt poza tobą. Niech tak zostanie.” – Po raz kolejny tylko przytaknęła. Chciała wytłumaczenia, ale nie potrafiła o nie poprosić. Guar jednak wiedział. -”Musiałem was zostawić, żeby już nigdy nic takiego się nie stało. Ludzie nie polowali na was, tylko na mnie. Wszystkich innych z mojej rodziny zniszczyli już dawno temu, ja się im wymknąłem. Szukali długo aż znaleźli. To jest sprawiedliwe. Jedno życie, za inne istnienia. Poza tym… Ja już nie byłem wam potrzebny. Wiedziałem, jak to się skończy, tak jak wiedział to wasz wieszcz. Tylko my. Ale tak było dobrze. Nie jesteś sama i musisz o tym pamiętać. Poza tym… twoje imię… To nie jest przypadek, że możesz je nosić. Panujesz nad magią lepiej niż każdy inny w waszym plemieniu i kiedyś to zrozumiesz. Widzisz, nasze życia to przeciwieństwa – ja byłem olbrzymi, ty malutka, ja miałem nogi, ty nie. Trochę się do was upodobniłem, ale to była konieczność. Wtedy równowaga została nieco zaburzona. Ale ty ją utrzymałaś. Dostałaś imię, chociaż nikt inny go nie ma i nie będzie miał. Wszystko ma swój cel. Musiałem umrzeć, żebyś mogła żyć. A teraz będę musiał odejść już na zawsze, żebyś ty mogła coś zmienić.” – kolejne słowa były coraz cichsze, głos zamazywał się w głowie Carrie. Zrezygnowana wyszła z domku. Przez krótką chwilę miała obok siebie Guara, przyjaciela. Teraz znów została sama. Po raz kolejny tego dnia ruszyła do lasu. Weszła do jego jaskini i tam zasnęła. Nie wiedziała wtedy, jak bardzo się zmieni.

Kiedy kilka godzin później się obudziła, jaskinia zrobiła się ciasna. Było w niej zbyt mało miejsca. Podniosła rękę, żeby poprawić włosy, opadające na twarz, ale coś jej nie pasowało. Spojrzała w dół i zobaczyła nogi. Dziwnie duże nogi. Wygramoliła się z kamiennego domu i niepewnie stanęła. Świat był mniejszy, mogła zobaczyć wioskę, mimo że ta zawsze była zakryta przez drzewa. Poza tym była jakaś malutka. Mniejsza niż zwykle. I wtedy zrozumiała. To nie świat się zmniejszył, tylko ona urosła. Bardzo dużo. Ruszyła do domu, a ziemia pod jej stopami wibrowała. No tak, Guar musiał umrzeć, żeby ona mogła być olbrzymem. Tylko dlaczego nikt nie zapytał jej o zdanie? Nie wiedziała i nigdy nie miała się dowiedzieć. Minęła wioskę, nawet nie wiedząc kiedy. Po wielogodzinnej podróży dostrzegła inną, nieznaną jej do tej pory. Mała istotka, tak podobna do niej sprzed przemiany siedziała nad strumieniem. Była przerażona.

– Nie bój się mała istotko. Jestem Carrie. Nic Ci nie zrobię. Szukam miejsca na dom. Nie mogę już być tam, gdzie byłam. Szukam przyjaciół i rodziny. Szukam pomocy. – dziewczyna zobojętniała słysząc ostatnie słowo.

– Carrie, pójdź za mną. – olbrzymka nie zastanawiała się długo, ruszyła za nieznaną osobą. I wiedziała jak to wszystko się skończy. Jednak wiedziała jeszcze więcej. Wiedziała czym są olbrzymy. Ciekawym było jak długo taki cykl się powtarza. Ale na to odpowiedzi nigdy nie miała otrzymać. Życie toczyło się swoim kołem, które raz pchnięte, nie mogło już być zatrzymane.

Koniec

Komentarze

Jeszcze za mało czasu upłynęło. Wychyliła głowę z namiotu, jej obecnego domu. Dziwna pustka jeszcze wzmagała smutek po stracie. Jeszcze tak niedawno zawsze tam siedział, zupełnie jakby nigdy nie sypia

łNie bój się mała istotko. Jestem Guar. Nic Ci nie zrobię. - powinno być: Nie bój się, mała istotko. Jestem Guar. Nic ci nie zrobię - pod koniec opowaidania powtarzasz te zame zdania i te same błędy

mała istotka - bardzo wiele razy powtarzasz w całym opowiadaniu

Aisi - trochę to jak szkolne wypracowanie. Nie specjalnie mi podeszło. Ale pomysł miałaś niezły! 

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A tak uważnie sprawdzałam te nieszczęsne "ci", "twoje" itd, bo zawsze pisałam z dużej litery. No, ale błędy przyjmuję do wiadomości, popracuję nad tym, żeby więcej takich byków nie sadzić i mniej powtórzeń mieć.

Jedyne co, to nie bardzo rozumiem, dlaczego tekst jest jak szkolne wypracowanie. Wdzięczna bym była, jakbym jakieś wyjasnienie takiego odczucia dostała :)

Aisi - nie wytłumaczę Ci tego dokładnie. Jakieś takie miałam odczucia. Nie przejmuj się mną. Moje opowiadnia też mają wady, a niejedno zostało zbesztane i zmieszane z błotem. Twoje "zabrzmiało" mi trochę dziecinnie - ale taki zarzut z mojej strony też nie jest fair. Prawie każde moje opowiadani ma jakiś tego typu głos - za proste, za dziecinne itd. W Twoim przypadku nie było źle, ale trochę mi nie podeszła stylistyka, jakby tu rzec  - z braku innego słowa użyję - nieco pompatyczna.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

To Twój debiut? Jeśli tak, to całkiem udany!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Owszem, tutaj debiut. Dziecinne podejście może i trochę miałam pisząc to opowiadanie, bo i olbrzymy takie "dobre", kojarzą mi się głównie z bajkami typu "Podróże Guliwera", a to dzieciństwo.
Nad stylistyką spróbuję popracować, chociaż będzie ciężko, bo od dłuższego czasu piszę w raczej niezmmienny sposób.

To tak jak ja. Nie martw się. Raczej każdy tak ma. I masz rację - olbrzymy miały być dobre i kochane!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dlaczego jak szkolne wypracowanie? Cóż, jest bardzo podobne do klasówek --- pisze się pod presją czasu, szczególnie wtedy, gdy ma się pomysł na nieco obszerniejszy tekst na zadany temat. Trzeba zdążyć --- i nie zwraca się specjalnej uwagi na powtórzenia, na przejęzyczenia, niezgrabności sformułowań... Najważniejsze: zdążyć. A na poprawki już czasu nie ma...  

Ty miałaś czas na poprawki, Aisio. Szkoda, że nie wykorzystałaś go. Było by o wiele, wiele lepiej... Chociaż zgadzam się z bemik, że jak na debiut, nie jest źle. Udała się Tobie ta smutna bajka. Nie szkodzi, że taka prosta. Bajki powinny być proste, aby łatwo i szybko przekazywały zawartą w nich myśl, morał, jeśli wolisz.  

Popracuj nad jednolitością stylu. Zauważyłem, że pojawiają się zdania różniące się konstrukcją i słownictwem od "sąsiadek". Tego lepiej unikać w jednolitym tekście. Solidnie popracuj nad eliminacją powtórzeń, takich, jakie nie mają charakteru zabiegu stylistycznego. Trzecią kwestią są podmioty. Tu zilustruję cytatem: 

Był jej przyjacielem i musiała żyć dla niego. A plac miał już na zawsze być pusty. Należało mu się to.  

Pierwsze zdanie OK --- mowa o kimś, kto był przyjacielem. Drugie zdanie --- OK, mowa o placu, czyli plac jest podmiotem. Ale trzecie zdanie? Komu się "to" należało? Placowi? W tym zdaniu podmiotu muszę się domyślać, a taki domysł "sam" kieruje się ku podmiotowi z poprzedzającego zdania --- i zamieszanie jak w banku, bo przecież chodzi o Guara; to jemu, pamięci o nim należało się, by plac pozostał pusty. Unikaj takich zmyłek...  

Kolejne rady przyjmuję do wiadomości, notuję solidnie w głowie i zwrócę na to uwagę przy pisaniu kolejnych tekstów. Z tymi poprawkami rzecz ma się nieco inaczej, bo wysprawdzałam całość kilkukrotnie, a dodatkowo poprosiłam jeszcze domowników o przeczytanie i właściwie wszyscy byliśmy pewni, że jest OK. No, ale na przyszłość też spróbuję sprawdzać inaczej, żeby takie błędy jak np. zamieszanie z podmiotami się nie pojawiały.

Rary żadnej więce nie dopiszę, bo i radzono tu przede mną. Powiem tylko, że tekst przeczytałem bez zgrzytów, z całkiem sporą dozą przyjemności i stwierdzić muszę, że mi się podobał. 

Nowa Fantastyka