- Opowiadanie: vicca - Ukryty Smok ( wojna płci 2012/2013)

Ukryty Smok ( wojna płci 2012/2013)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ukryty Smok ( wojna płci 2012/2013)

Wyskoczyłem z portalu tuż za Teodorem. Wiedziałem, że się gapią i nie mogłem powstrzymać gorąca wypływającego na policzki.

Do cholery! Chyba nie zarumienię się jak dziewczyna?!

Błąd myślenia. Nie wszystkie dziewczyny się rumienią. Serenita pewnie nigdy się nawet nie zaróżowiła.

Teodor pchnął mnie żartobliwie w ramię.

– Rusz się, młody; czeka na nas wyżerka.

Mruknąłem coś, nie do końca grzecznie.

Gdybym miał coś do powiedzenia, nigdy bym tu nie wracał.

Te współczujące spojrzenia. Taksujące. Tak dobrze mi znane. Tu zawsze byłem wybrykiem natury. Gdyby moi rodzice nie byli tym, kim byli, a babcia…

To przez nią musiałem wrócić.

Urodziny babci.

Oczywiście, kocham babcię. Może nie traktuję jej tak, jak moi koledzy, którzy mówiąc babcia myślą kochana starsza pani. Ja tak naprawdę nie wiem, ile moja babcia ma lat. Od pamiętania o takich rzeczach jest mama.

Dla mnie najważniejsze w babci jest to, że jest bardzo potężną Czarownicą. Jak moja mama. I ciotki. Jak prawie wszyscy z mojej rodziny.

Idąc nawą, jak złośliwie mawia dziadek „kościoła” babci (na co ona nieodmiennie się złości), starałem się unikać spojrzeń ludzi.

Przetrzymam ten wieczór i bezpiecznie wrócę do Szarego Świata, by żyć z dala od świadomości, jakim jestem nikim. – Pomyślałem.

Co niektórzy podchodzili jednak do mnie i się witali. Mniej, lub bardziej szczerze okazywali jak to cieszą się na mój widok.

Teodor pociągnął mnie nagle za sobą.

– Tam jest Anna. – Wskazał kobietę, siedzącą na jednej z ławek, w głębi „kościoła”. Pomachała do nas ręką, ale nie wstała. Nic dziwnego. Wyglądała, jak wieloryb!

Całą drogę wysłuchiwałem o ciąży ciotki Anki. Teodor z entuzjazmem mówił o bliźniakach, które począł.

Jakby był jedynym na świecie człowiekiem, któremu się to udało. Swoją drogą ciekawe czy ona wie w jaki sposób Teodor usiłował wywołać u mnie moc… Nie ,na pewno nie przyznał się jej ,że poradził mi bym wyrwał jakąś panienkę i pobaraszkował z nią w trawie. Był przekonany, że tłumią mnie hormony. Powiedział, że nawet jak nie odnajdę mocy, to może chociaż zginą pryszcze.

Eksperyment oczywiście skończył się zupełnym fiaskiem. Nawet udało mi się namówić jedną taką… Ale, gdy przyszło co do czego …Wstyd się przyznać. Skończyłem szybciej niż zdążyła powiedzieć „poczekaj”. Mam nadzieję ,że nigdy więcej jej nie spotkam…. Pryszcze zginęły same z siebie ładnych parę miesięcy później.

Dotarliśmy do siedzącej ciotki. Teodor mocno ją przytulił i pocałował w usta.

– Witaj, śliczna. – Powiedział.

Ciotka machnęła ręką.

– Z dnia na dzień robię się coraz grubsza i brzydsza. – Stwierdziła spokojnie. – Prawda, Wiwern?

Co można powiedzieć?

Obrzuciłem ją szybkim spojrzeniem.

– Wyglądasz, eee… – Zająknąłem się. – Imponująco.

Zachichotała.

– Dyplomata.

Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że stoję a ona siedzi. Ciotka była jedną z tych osób, obok której nie lubiłem stać. Od razu wtedy rzucało się w oczy, jaki jestem niewydarzony. Ona sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, a ja ledwie sto siedemdziesiąt.

W rodzinie, w której ilość magii była wprost proporcjonalna do wysokości, ja byłem prawdziwym mizerakiem. Ani wzrostu, ani magii.

– Witaj, synu. – Usłyszałem za sobą.

Ojciec. Zacisnąłem mocno zęby.

Nie. Stracę. Panowania. Nad. Sobą.

Odwróciłem się.

– Cześć. – Spojrzałem mu odważnie w oczy.

Kiedy miałem pięć lat, ojciec odebrał mnie kiedyś z przedszkola.

Posprzeczaliśmy się o coś i spojrzał na mnie groźnie. Idąca obok nas Zuzka z mojej grupy posikała się w majtki ze strachu na ten widok. Naprawdę.

A w ludzkiej postaci był niegroźny.

Na tyle, na ile niegroźny może być smok.

Przełknąłem ślinę.

– Gdzie mama?

– Szykuje tort dla babci. Zaraz się pojawi. Tęskniła za Tobą. Powinieneś częściej ją odwiedzać.

Znowu to samo.

– Mama mnie rozumie. – Powiedziałem zaczepnym tonem.

– Daj młodemu spokój. – Wspomogła mnie ciotka.

Spojrzał na nią groźnie.

– Och, nie patrz tak na mnie. – Zaśmiała się. – Dobrze wiesz, że zrobiłeś się strasznie sztywny.

O dziwo, ojciec przełknął zniewagę. Ciotka Anka nigdy się go nie bała. Zresztą ktoś, kto spędza czas z pięcioma Tygromami, chyba niczego się nie boi. Te ryczące potwory łasiły się do niej jak kociaki.

Ciotka wstała i wsparła się na Teodorze.

– Chodźmy odnaleźć moją mamę.

Babcię znaleźliśmy w niewielkim pokoju, na końcu części sypialnej „domu”. Siedziała na fotelu, z nogami podwiniętymi pod siebie i wyglądała na zamyśloną. Jej czerwone włosy, spięte niedbale w kok, wydawały się jedynym mocnym akcentem w beżowym pomieszczeniu. Na nasz widok wstała.

– Czy tam nadal takie zamieszanie? – Zapytała, patrząc z odrazą na drzwi.

– Tak. Ewa przechodzi samą siebie. – Z nutką złośliwości powiedziała ciocia Ania.

Babcia podeszła do mnie i przytuliła mocno.

Czy ona zapomniała, że ja mam już siedemnaście lat?

Zesztywniałem.

Babcia spojrzała mi w oczy.

– Jak się trzymasz? – Spytała cicho i ścisnęła mocno moją dłoń.

Pamiętam, jak kiedyś stała nad moim łóżkiem, myślała, że śpię, a ja mocno zaciskałem oczy, by się nie zorientowała, że tak nie jest. Pogłaskała mnie wtedy po policzku i szepnęła.

– Wiem, że masz moc. Czułam ją. Prędzej, czy później na pewno ją odnajdziesz.

Myliła się. Przez szesnaście lat swojego życia usiłowałem znaleźć tą moc. Próbowałem dorównać mojej rodzinie. Dostosować się.

Chciałem sprawić, by ojciec był ze mnie dumny.

Na próżno.

– Jest okej. – Odszepnąłem babci i uśmiechnąłem się.

I naprawdę tak było. W Szarym Świecie byłem tylko niskim, szczupłym chłopakiem. Dzięki siłowni i lekcjom samoobrony byłem wysportowanym, niskim i szczupłym chłopakiem. Ale nikt nie widział tam problemu w tym, że nie jestem Czarodziejem. Ani Smokiem.

Nikt tam nimi nie był.

Do pokoju wparowała moja siostra. Było tak, jakby ktoś zapalił nagle silniejsze światło. Nieproszona zazdrość zakuła mnie w serce.

Ona była idealna.

Wysoka i gibka. Czarnowłosa i niebieskooka. Z osobowością rzucającą ludzi na kolana. Ona wzięła wszystko, co imponujące z genów moich rodziców. Tak. Ona była Smokiem. Jak dobrze się przyjrzeć, to widać to nawet w formie człowieka ,tej nie magicznej – ma lekko rozdwojony język.

Ileż to razy stałem w oknie, patrząc tęsknie, jak ona i ojciec czekają na świt, by po przemianie pobiec do Martwych Skał?

Ile razy marzyłem, żeby stać tam razem z nimi? Nie, muszę być uczciwy sam ze sobą.

Stać tam zamiast niej.

Serenita skoczyła do mnie i oplotła ramionami.

– Przyjechałeś! Naprawdę! Bałam się, że nie przyjedziesz!

Delikatnie oswobodziłem się z jej objęć.

Tak. Była też cudowną osobą. Nieba by mi przychyliła.

– Przyjechałem. – Odrzekłem krótko. – Ktoś musi Cię pilnować przed tymi wszystkimi chłopakami.

Zaśmiała się perliście.

– Wiwern. To ja, jako starsza siostra, powinnam Cię pilnować.

I było tak nie raz. Kiedy okazywało się, że jestem słabszy od innych. I ci inni to wykorzystywali. Zawsze się pojawiała moja doskonała, starsza siostra.

– Nie musisz mi tego wypominać. – Mruknąłem.

Ale ona tylko się zaśmiała.

Genetyka jest zdumiewająca. Czasem zastanawiam się, czy naprawdę jestem z tej rodziny. Czy jestem synem Dragona? Nawet kiedyś, rok temu, wykrzyczałem to matce w twarz.

Wtedy ojciec pierwszy raz w życiu mnie uderzył. I ostatni.

A potem wyjechałem. To babcia walczyła z moimi rodzicami, by mi na to pozwolili, abym mógł „nabrać dystansu”.

Nabrałem. Chyba.

W drzwiach stanęła moja mama.

– Czas wyjść do gości. Czemu się tu ukrywacie?

Anka posłała jej kwaśny uśmiech.

– Wszyscy pewnie się zastanawiają, kiedy mój brzuch pęknie. – Poskarżyła się. – Widzę to w ich wzroku.

Poczułem się trochę winny, bo sam o tym pomyślałem. Przez chwilę.

Mama roześmiała się.

– To pęknij w końcu. Zamierzasz nosić te dzieci jak słonica?

– Tak. Bo tak właśnie się czuję. Jak słonica. – Odgryzła się ciocia.

– Gdzie jest Ola? – Spytała babcia. – Czy ktoś ją widział?

Ola to moja druga ciocia. Druga siostra mojej mamy. Jest osiem lat starsza ode mnie. I szalona, jak kapelusznik z Alicji w Krainie Czarów.

– A kto ją tam wie. – Odezwał się Teodor.

– To dziewczynisko wszystkich wykończy. – Zgodził się ojciec.

Babcia uśmiechnęła się wyrozumiale.

– Pojawi się.

Na pewno. – skrzywiłem się do swoich myśli – Przecież musi mi podokuczać.

Moje Nemezis. Ciocia Ola. Głupia Olka. Wredna dręczycielka.

Kiedy miałem sześć lat zrzuciła mnie ze skały. Co z tego, że później w jednym momencie, za pomocą magii, mnie poskładała? Ból był bólem. Podobno chciała tylko sprowokować mnie do uwolnienia magii.

Kiedy miałem dziesięć lat na każdym kroku się ze mnie śmiała, prowokowała, aż kipiałem ze złości.

Pewnego razu zakradłem się w nocy do jej pokoju i wylałem na nią zieloną farbę olejną.

Nawet magią czyściła się kilka godzin.

Tak. uwielbiałem ciocię Olę. A ona mnie. W żaden sposób nie mogła zrozumieć, że ja NIE MAM ani odrobiny magii.

Westchnąłem bezgłośnie i wróciłem do rzeczywistości. Przecisnąłem się w drzwiach obok mamy, a ona przytuliła mnie szybko i ucałowała w policzek

– cieszę się, że wróciłeś…

Powędrowaliśmy całą gromadą do głównej sali. Czekał już tam na nas dziadek.

– Gdzie wy się podziewacie?!Wszyscy o was pytają; przyjechali posłańcy z Krain. Z życzeniami. – Spojrzał z wyrzutem na babcię.

Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.

– Już, już. Jestem

Objął ją i poprowadził za sobą. Przed odejściem zerknął na mnie.

– Nareszcie jesteś, Wiwern.

Przełknąłem gulę w gardle.

– Cieszę się, że przyjechałem – Skłamałem, bo wiedziałem, że inna odpowiedź zaboli ich wszystkich.

Dorosłem.

Były życzenia, było gwarno i tłocznie, więc udało mi się uciec przed rodziną i schronić na łące niedaleko „domu”.

Jeśli jest coś, czego mi brakuje w Szarym Świecie, to kolory. W Krainie Magii wszystko ma żywe odcienie; barwy gryzą się między sobą, nie zlewają. Tańczą.

Stałem po kostki w bordowej trawie, delektując się ciszą. W końcu, pod wpływem pragnienia, silniejszego niż wszystko, machnąłem ręką na garnitur i położyłem się w trawie; zamknąłem oczy. Zapach ozonu był tu wśród roślin najmocniejszy.

Nagle coś zaszeleściło w krzakach.

Lata nauk ojca sprawiły, że nawet nie drgnąłem. Napiąłem mięśnie, gotów do ataku, jeśli intruz okaże się dzikim zwierzęciem. Choć w miejscu, gdzie biegają Tygromy i Kurzaki raczej trudno się spodziewać dzikich zwierząt, czyż nie?

Nie, to nie dzikie zwierzę. Usłyszałem ludzkie głosy. Jakieś sapanie, niewyraźne szepty.

Powoli, nie robiąc najmniejszego hałasu, pod osłoną traw i paproci, zmieniłem pozycję, by użyć zmysłu wzroku.

Była noc, dawno zapadł zmrok, ale księżyc świecił bardzo mocno.

Dwóch facetów, wysokich, barczystych. Rdzenni mieszkańcy Krainy Magii. – Oceniłem.

Szeptali coś między sobą. Najwyraźniej ukrywali się. Głupcy. Powinni się obejrzeć, sprawdzić, czy nikogo nie ma za nimi. Zobaczyliby mnie. Ale nie. Patrzyli tylko przed siebie.

Na pewno nie szkolił ich dziadek. – przyszło mi na myśl.

– Wiwern?! – Usłyszałem. – Wiwern, gdzie jesteś?! Wiem, że gdzieś się chowasz! No, proszę Cię…

Serenita?

Spojrzałem z niepokojem na siostrę. Szła prosto na tych dwóch!

Łudziłem się przez chwilę, że czają się tu na jakiegoś kolegę. Że Serenita przejdzie bezpiecznie.

Łudziłem się.

Skoczyli na nią jednocześnie. Trzeba im przyznać, że byli zgranym duetem.

– Mamy Cię, smocza panienko. – Zaśmiał się któryś.

Ani chwilę nie pomyślałem, że ona sobie nie poradzi. Wiedziałem, że zetrze ich na proch. Z całą jej mocą i łatwością przemiany…

Rozluźniłem mięśnie.

Źle zrobiłem. Usłyszałem co prawda kilka bolesnych stęknięć napastników, ale zaraz potem to Serenita jęknęła.

Jęknęła?

Po cichu, ciągle się ukrywając zrobiłem kilka kroków w jej stronę.

Dostrzegłem przyczynę jej bólu. Plastikowe bransoletki na przegubach rąk i nóg.

Plastik! Jedyny materiał, który nie przewodzi magii!

W bransoletach była równie bezbronna, jak każda inna nastolatka. Samotna. W lesie.

Trzysta merów od nas wesoło bawiła się nasza rodzina. O trzysta metrów za daleko.

Oczyściłem umysł i śmignąłem ku nim. Nawet nie myślałem o tym, że nie mam szans z ich magią. Nie zastanawiałem się nad tym. Nie było na to czasu.

Byli zaskoczeni na mój widok.

Nieźle walczyłem, jak na takiego kurdupla. Zanim zdążyli użyć magii, jednego powaliłem.

Drugi otworzył portal i pociągnął Serenitę za sobą.

– Uciekaj! – Krzyknęła do mnie. – Uciekaj! Zabiją Cię!

Kula magii, posłana od niechcenia, posłała mnie na ziemię. Upadłem oszołomiony. Krew wściekle krążyła w żyłach.

– Chcesz popatrzeć, jak cieszymy się Twoją siostrzyczką? – Zarechotał „pierwszy”, podnosząc się z ziemi.

Chwycił Serenitę za włosy i mocno pociągnął. Widziałem, jak siostra zaciska mocno zęby, by nie pisnąć z bólu.

Potrząsnąłem głową i skoczyłem ku nim.

Błysnął nóż. Zapachniało krwią. Krwią mojej siostry.

Może jestem mizerakiem; może nie mam mocy, ale nikt nie będzie ranić mojej siostry!

Wrzasnąłem. Adrenalina dodała mi sił.

Zerwałem się. Zwinnie uniknąłem kolejnego magicznego pocisku.

Serenita szarpała się mocno.

Trafiła obcasem w śródstopie „drugiego”.To dało mi chwilową przewagę i ciosem pięści powaliłem go na ziemię.

Pierwszy zaklął głośno i doskoczył do Serenity. Broniła się, więc wysłał ku niej kulę skondensowanej mocy.

Upadła na kolana, dysząc ciężko. O dziwo, nie straciła przytomności. Nie miała siły się podnieść.

Dlaczego nikt nie usłyszał tej awantury? Nikt nam nie przybył na pomoc?

– Skacz z nią. – rozkazał koledze drugi, gramoląc się w trawie. – Ogłusz i skacz.

Kątem oka dostrzegłem, że „pierwszy” rzeczywiście chce tak zrobić. Serenita może nie wytrzymać drugiej dawki takiej skondensowanej mocy.

Facet wybrał jednak tradycyjną metodę. Walnął ją na odlew w twarz. Nie widziałem dalej tego, co się działo z dziewczyną. Skoczyłem na łobuza.

Pachniało wokół mnie rześko, jak po burzy. Coś nade mną załopotało, poczułem wiatr na policzkach. Nie zwracałem na nic uwagi, skupiony na dwóch złoczyńcach.

Widziałem nagły strach w ich oczach.

Te skamieniałe ze strachu twarze prześladowały mnie potem w snach.

Zwinęli się w żałosne kupki nieszczęścia.

Ale dopiero cichy płacz Serenity mnie ocucił. I głos ciotki Olki.

– Wiwern. Daj spokój. Już dobrze, już wszystko dobrze.

Oszołomiony, obejrzałem się na nią. Stała tam z uśmiechem (choć trochę niepewnym) na twarzy.

– Wiedziałam, że się uda. Musiało się udać.

Widziałem biegnącą babcię i dziadka. Już dobrze.

Zerknąłem na leżących drani. Nawet nie drgnęli.

Serenita patrzyła na mnie, dziwnym spojrzeniem.

– Jesteś srebrny. – Powiedziała w końcu.

– Co? – Spytałem nieprzytomnie.

– Jesteś srebrny.

Spojrzałem na siebie. To niemożliwe. Ja nie umiem. Nigdy do tej pory…

Byłem Smokiem.

– Długo o tym myślałam. – Ciocia Ola mówiła szybko, jakby bała się, że ktoś jej przerwie. – Mama mówiła, że czuła Twoją moc, gdy Ewka była w ciąży. Musiałeś ją mieć. Ale Ty nigdy nie dawałeś żadnych oznak… mimo moich prób.

Ryknąłem. Dobrze pamiętałem te „próby”.

– A potem przypomniałam sobie. My też na początku nie mogłyśmy czarować, dopóki nie stało się coś, co nas do tego nie zmusiło…

– Wiesz, ile razy Wiwern był bliski śmierci? Ty zrzuciłaś go ze skały, jeden z pijanych wojowników mało nie rozpłatał mu głowy… – Zaprotestowała Serenita.

– Ale nigdy nic nie zagrażało komuś innemu. Komuś, kogo kochał.

Na te słowa zdążyli dobiec dziadek z babcią.

– Olu. Coś Ty zrobiła? – Jęknęła babcia.

– Zaaranżowałam to. Namówiłam tych ludzi, by sfingowali porwanie Serenity.

– Ostro przesadziłaś. – Warknęła babcia.

Ciotka popatrzyła na mnie błagalnie.

– Wiwern. Kocham Cię. Widziałam, jak cierpisz. Musiałam coś zrobić. Błagam Cię, nie gniewaj się.

Adrenalina nadal podnosiła ciśnienie mojej krwi. Potrząsnąłem głową – przepraszam – łbem.

Serenita podniosła się z trudem i oparła o mój bok. Była taka malutka.

– Jesteś Srebrnym smokiem. Uczonym. Strażnikiem wiedzy. – Wychrypiała.

To przynajmniej opowiadał ojciec opowiadając nam o przodkach. O przodkach,którzy dawno wyginęli, wszak byliśmy ostatnimi smokami w Krainie Magii.

Strażnik wiedzy…

To dlatego lubiłem książki, kochałem zgłębiać wiedzę o różnych rzeczach….

Znów popatrzyłem na siebie. Rzeczywiście – byłem srebrny.

– Umiesz wrócić do ludzkiej postaci? – Zapytała mnie siostra.

Pokręciłem przecząco łbem.

Serenita, ciągle się o mnie wspierając, warknęła do ciotki Oli.

– Zdejmij ze mnie te bransolety.

Ciotka posłusznie odblokowała bransoletki i uleczyła magią zranienia siostrzenicy.

– Przepraszam. Nie mogłam Ci powiedzieć. Musiało być realistycznie.

Serenita popatrzyła na nią wymownie i w jednej chwili zmieniła postać.

Chodźmy poszukać rodziców. – Usłyszałem jej głos w głowie.

Tak. Ojciec się zdziwi.

Byłem teraz większy od niego.

Zachichotałem, ale z gardła wydobył się tylko charkot.

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

Witam naszą nową Koleżankę. Niestety, na początek jestem zmuszony podpowiedzieć / poprosić, aby Koleżanka jak najszybciej i najdokładniej przejrzała swój tekst i pousuwała --- przede wszystkim --- błędy w zapisie dialogów. "Podpowiednik" do prac nad korektą znajdzie Koleżanka w Hyde Parku.  

Sam tekst, pomysł podstawowy i ogólna kompozycja wywarły na mnie pozytywne wrażenie.   

Podczas lektury w pewnej chwili nasunęło mi się skojarzenie z "Zaklęciem dla Kameleon" P. Anthony'ego, ale szybko okazało się, że to pomyłka. Plus za wyprowadzenie w pole...

Nie wiem, dlaczego po kliknięciu wyskakuje "Not found".

Może ja spróbuję: http://www.fantastyka.pl/10,4550.html

http://www.fantastyka.pl/10,4550.html

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No brawo! Udało się :).

Trochę mi głupio za mój poprzedni, off-topowy komentarz, więc zabrałam się do czytania:). Rzeczywiście, sporo błędów, zwłaszcza w zapisie dialogów, ale to do poprawienia. Sympatyczne, ciekawy pomysł, chociaż ja osobiście nie przepadam za takim "paplającym" stylem. Ale to kwestia gustu. Moim zdaniem, jak na debiut, całkiem udany tekst :). Pozdrawiam.

Czytało się lekko i przyjemnie ;) Może to oklepane itd., ale ja baaardzo lubię smoki, więc od razu poczułam sympatię do Serenity i jej brata, który wreszcie się przemienił. :D

A ciotka Olka jest stuknięta!

Tak, lekko i przyjemnie. Tylko wiek bohatera bym zmieniła. Najwyżej trzynaście lat bym mu dała - żeby nie wyszedł strasznie dziecinnie, jak w tej chwili.

I ciągle masz jeszcze czas na poprawski - do 11:55 w poniedziałek. Radziłabym się za to zabrać, jeśli na poważnie chcesz brać udział w konkursie... To nieszczęsne "Cię" też popraw - to nie list, by pisać wielką.

 

Jak dla mnie dosyć średnie :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka