- Opowiadanie: TTTT - I'DONT LIKE ROBOTS (GRAFOMANIA 2013)

I'DONT LIKE ROBOTS (GRAFOMANIA 2013)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

I'DONT LIKE ROBOTS (GRAFOMANIA 2013)

 

 

 

Jake'a obudziło żółte światło padające zza żaluzji. Zobaczył odrapane, brudne kafelki i tynk, który na kichnięcie delikatnie sypał się z sufitu i pokrywał wszystko białym płaszczem. Do pokoju wszedł lekarz z okularami jak denka od słoika, miał je na wielkim pijackim czerwonym nosie:

– Jak się mamy? Nazywam się Smith.

Zza lekarza pijaka powoli wysunęła się całkiem zgrabna trzydziestka-pielęgniarka, której usta miały taki sam kolor co nos Smitha. Jake długo patrzył na lekarza w końcu burknął:

– Nie nazywasz się Smith.

– A jak?

– Martwy Smith!

W tym samym momencie Jake wyciągnął Colta 1911 spod kołdry i wysłał kulkę prosto w czoło doktora. Pielęgniarka piszczała, szybko przestała, jakby zdała sobie sprawę, że jest nafaszerowana ołowiem. Strasznie to brutalne i okrutne, ale właśnie tak było. Jake wsiadł do swojego czarnego mustanga z wymalowanymi płomieniami na masce, który grzecznie czekał zaparkowany na parkingu za szpitalem. Nagle zadzwonił telefon.

– Halo?

– To ja.

– Czyli kto?

– Mike.

– Mike?

– Tak.

– Mike, właśnie zabiłem pana Smitha i pielęgniarkę.

– Ja właśnie lecę bombowcem.

– Uciekam stąd.

Jake zostawił po sobie trochę piasku rozdmuchanego przez swojego czarnego mustanga i gumę do żucia na rozgrzanym asfalcie przed szpitalem pamiętającym XXI wiek.Tak naprawdę nic się nie stało. Zupełnie nic. Smith był draniem, oszustem i najętym zabójcą, chciał zabić Jake'a, a pielęgniarka była robotem! Ha! Nic nie jest takie jak się wydaje.

 

Nic nie jest takie jak się wydaje… Podobnie jak z kolegą mojego wujka, który miał kasyno, ale za dużo dawał ludziom wygrywać i zbankrutował, dlatego też żona zostawiła go dla instruktora fitnessu. Facet kompletnie się załamał, zaczął pić i brać prochy. Chciał się powiesić, ale na szczęście tego nie zrobił, bo jak się później okazało wygrał kupę kasy na loterii. Wyszedł z nałogu i zbudował wielki dom, kupił sobie psa i nazwał go „Szczęściarz", żeby było ciekawiej tak samo nazwał swoje nowe kasyno. Mike jechał przez pustynie, uśmiechał się, piasek powoli zatykał mu szczeliny między zębami. Dojechał do swojego ulubionego zajazdu u Boba, pełnego pijaków i życiowych

nieudaczników. Ciekawe, że czasami życiowi nieudacznicy nie piją.

– Siema Jake!

– Bob!

– Żyjesz.

– Zgadłeś, ale ścigają mnie te przeklęte roboty.

– Nie przejmuj się.

– Łatwo ci mówić. Jakie kupiłbym papierosy gdybym miał pieniądze?

– Ultraviolety.

– Dzięki. Głupio mi, że muszę to robić, ale wiesz… Te roboty potrafią się wmieszać.

– Tak to prawda, potrafią się bardzo dobrze maskować, a najgorsze, że nie są zrobione ludzką ręką.

Powiedział Bob i gdyby inaczej doświadczyło go życie w kąciku jego oka pojawiłaby się gorzka łza.

– Czego się napijesz?

Zapytał Bob, ale Jake nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym samym momencie z toalety wybiegła Janet wpadając w ramiona Jake'a.

– Kocham cię.

Janet nie była wstanie nic innego powiedzieć widząc Jake'a. Miała na sobie czerwoną sukienkę w białe kwiatki. Była ciepła i wilgotna, a możliwe, że nawet nie miała na sobie bielizny.

– Gdzie byłeś?

– Na badaniach?

– I jak wyniki?

– Będziemy musieli na nie trochę poczekać.

Jake wyciągnął jednego Ultravioleta i powoli zapalił, pozwolił wypełnić sobie płuca dymem i dać pokaszleć Janet, która nigdy nie paliła. Bob patrzył na to wszystko swoimi małymi oczkami w grubym cielsku. Myślał jak to możliwe, że takie piękne pary muszą się chować gdzieś na pustyni, w szczególności w takiej ohydnej norze jak „Zajazd u Boba".

W głębi duszy każdy z klientów kochał „Zajazd u Boba", ale do bólu nienawidził robotów, które niewiadomo kiedy wniknęły w ziemskie społeczeństwo.Gdy wszyscy w spokoju pili już piwo powoli uchyliły się drzwi. Do zajazdu wszedł zardzewiały robot, ale bez ludzkiej powłoki. Był klasycznym kwadraciakiem, każda z części jego „ciała" była sześcianem. Miał czerwone lampki zamiast oczu i mały głośniczek z zamontowanym mikrofonem w miejscu ust. Jego głos był ciężki i nieprzyjemny.

– Witam was…

Powiedział pełen nienawiści robot, ale nie dokończył od razu zdania, dał wyczekać chwili, napełnił pokój niepokojem i do krótkiego powitania dodał.

– … ludzie.

Bob chciał chwycić za strzelbę, ale zauważył w szponach robota laserowy pistolet.

– Szukam Jake'a.

– Nie ma tutaj nikogo takiego.

Powiedział Bob, po czym szybko strzelił sobie setkę wódki, wiedząc dobrze, że robot tego typu nie ma zielonego pojęcia dlaczego ludzie piją.

– A co się stanie jeśli powiem, że wiem, że tu jest.

Kontynuował robot.

– Nie wiem jeszcze jak wygląda, ale zostałem wyraźnie poinformowany, że szpitalny morderca porusza się czarnym mustangiem, dokładnie taki sam stoi na parkingu. Ja już znam sposoby by się dowiedzieć, który to. Znam was… ludzie. TY!

Krzyknął robot i wskazał na pijaka siedzącego w rogu kwadracianą imitacją ludzkiego palca.

– Mów mi tu zaraz, który to Mike, bo jak nie to was wszystkich powystrzelam.

– Nie wiem, który to.

Robot strzelił z lasera w głowę pijaka. Po czym wskazał swoim kikutem następnego pijaka.

– Gadaj! Który to Mike!

– Nie wiem, naprawdę nie wiem.

Kolejny skończył martwy. Mechaniczny koleś wskazał następnego pijanego życiowego nieudacznika.

– TY! Mów mi tu zaraz. Który to z was jest Mike?

– To… ja.

Powiedział pijak i w tym samym momencie w miejscu jego głowy pojawił się zielony dym.

– Ha! Ha! Ha!

Zaśmiał się robot, poczym wyszedł tyłem.

– Życie jest kruche, żaden z was nie może temu zaprzeczyć. Nie chodzi o roboty strzelające laserem… Ich mogłoby już tu dawno nie być. Wiecie jaki jest wasz problem? Nie chce się wam ruszyć leniwego tyłka. Przychodzę tu codziennie od 50 lat i obserwuję ludzi. Zdałem sobie sprawę, że za bardzo martwicie się o siebie. Pieprzeni

egoiści, wymyśliliście wszystko by stworzyć sobie jakąś iluzję bezpieczeństwa i normalnego życia. Do tego te.. tak zwane uczucia… brednie. Tak naprawdę chodzi tylko o seks. Miłość? Pretekst by sobie podupczyć. Kobiety to podłe żmije chcące nachapać się kasy, a faceci to banda matołów myślących, że kobiety nie lecą na kasę. Gdybyście tylko wysadzili generator w Czarnych Górach…

– Zamknij się, dziadku.

Powiedział Bob, coś wyraźnie go zabolało, to było coś w słowach tego dziadka z zębami wskazującymi wszystkie strony świata, który siedział w cieniu i palił fajkę snując mądrości zebrane przez lata…

– Gdybyście tylko wysadzili generator w Czarnych Górach wszystkie roboty by się

wyłączyły i byłoby po sprawie. Za moich czasów…

Dziadek dosypał sobie tytoniu i wypił trzy łyki piwa. Powiedział już za dużo. Zdał sobie sprawę, że żył tylko dla tego momentu by to powiedzieć. Był szczęśliwy jak wtedy kiedy się rozwiódł i dostał większą część majątku, zasiał w słuchaczach ziarenko prawdy. A może nie była to prawda?

 

Janet wskoczyła do samochodu, była lekka i zwinna. Jake przekręcił kluczyk, silnik zawarczał. Ruszyli zostawiając Boba ze starym zrzędą mówiącym o rzeczach, których bardzo się bał.Słońce szybko schowało się za górami. Nastała zimna noc pełna gwiazd, które widział Jake odbijające się w oczach Janet.

– Powinieneś patrzeć na drogę.

– Zapomniałaś, że nikt już prawie nie jeździ drogami?

– Myślę, że gwiazdy to zagubione myśli zostawione w smutnym wszechświecie.

– Ta…

– A ty co myślisz Jake? Skąd się wzięły te biały plamki w tej pustej czerni?

– Myślę, że ktoś kiedyś na ziemi cholernie się wkurzył mała. Nie wiem dlaczego, ale był bardzo i to bardzo zły.

– Dlaczego Jake?

– Nie wiem, Janet. Po prostu nie wiem.

– A jak miał na imię?

– To nieistotne. Najważniejsze jest to co zrobił.

– Co zrobił?

– Wiesz co to jest mini-gun?

– Mini-gun?

– Mini-gun moja słodka to sześć tysięcy strzałów na minutę.

– Sześć tysięcy?

– Myślę, że ktoś kiedyś bardzo się wkurzył, że na tej cholernej czarnej plamie nic nie ma, więc wziął mini-guna i zaczął strzelać w górę na oślep. Kiedy otworzył oczy, okazało się, że porobił w cholerę białych dziurek. Gwiazdy.

– Jake co ty mówisz?

– Tak myślę.

– Zatrzymaj wóz. Wysiadam.

Jake przyhamował mustanga. Janet trzasnęła za sobą drzwiami.

– Zmieniłeś się Jake. Za dużo lat strzelałeś do robotów. Zacząłeś zachowywać się jak

one. Stałeś się zimnym draniem bez serca.

Jake patrzył jak Janet powoli znika we mgle. Chciał krzyknąć, chciał żeby się odwróciła i wróciła do samochodu, ale po chwili przypomniało mu się, że Lucy jest znacznie ładniejsza.Może rzeczywiście stał się robotem. Nie takim zwykłym, ale z krwi i kości, zimnym mordercą maszyn, bez uczuć i serca. W końcu Jake dojechał do domu Lucy. Zatrąbił trzy

razy. W oknie zapaliło się światło, dzięki temu można było zobaczyć kontury idealnej

kobiecej sylwetki. Jake wszedł do środka i powiedział na powitanie:

– Trzy, jeden, jeden.

– Cześć.

Lucy chciała podejść do Jake'a, ale szybko dostała plombę w nos i wylądowała na ziemi z coltem wycelowanym w czoło.

– Gdzie jest Lucy?

– To ja. Dwa, osiem, osiem.

– Boże, dlaczego nie powiedziałaś hasła od razu? Ty idiotko! Mogłem cię zabić!

– Przepraszam, ja… zapomniałam.

Jake podszedł do zamrażalnika i wyciągnął kawałek zamrożonej wołowiny.

– Masz. Przyłóż to sobie do nosa.

– Dzięki, Jake. Ale masz uderzenie. Myślałam, że urwie mi głowę.

– Trzeba dużo siły, żeby urwać pioną głowę robota.

Powiedział z dumą Jake, i ściągnął swoją skórzaną kurtkę. Można było zobaczyć jedną brzydką bliznę i tatuaż z napisem „ I DONT LIKE ROBOTS". Jake położył się na łóżku i szybko zasnął. Śnił mu się świat wolny od robotów, bez wojen i podatków, tuż potem zobaczył swoich rodziców w sklepie z butami, nagle wszystko spłonęło. Jake zerwał się

spocony.

– Jake, wszystko w porządku?

– Nie… Jesteśmy obserwowani.

– Co ty mówisz?

– Padnij.

Jake zrzucił Lucy z łóżka i sam padł na ziemię. W powietrzu latały kawałki domu, po chwili lasery przestały strzelać.

– JESTEŚCIE OTOCZENI! WYJDZIE Z RĘKAMI W GÓRZE A NIC SIĘ WAM NIE STANIE!

– Nie wierzę im. To zdecydowanie głos robota.

Do głowy Jake'a Lucy przyłożyła pistolet.

– Wstawaj Jake.

– Co ty robisz?

– Kiedy cię nie było, wiele rzeczy się zmieniło.

– Dlaczego to robisz?

– Bo jestem robotem kretynie.

Jake wstał, robot Lucy odszedł na parę kroków do tyłu z coltem wycelowanym prosto w serce. Włączył radio i pogłośnił.

– Ale wy jesteście tępi. Dlaczego niby to zrobiłeś złomie?

– Radio to maszyna. Niech się cieszy, że nie żyjesz.

Akurat w radiu leciała stara piosenka country pod tytułem Buttons and Bows.

– Posłuchaj teraz uważnie, policzę do trzech i cię zabije.

– Dlaczego nie od razu?

– Bo taki mam program. Jeśli spróbujesz uciec to zabiję cię od razu.

– Rozumiem, Lucy zawsze liczyła do trzech kiedy grałem z nią w pokera.

– Raz…

– Dwa…

– Trzy…

Nagle robot Janet się wyłączył, a z radia podano komunikat.

– Ktoś wyłączył na stałe generator w Czarnych Górach. Niezidentyfikowany samolot zrzucił na to miejsce bombę X-13 wysadzając zachodnią siedzibę robotów, ale niestety zabił też wszystkich pracowników… czyli ludzi-niewolników.

– To musiał być Mike.

 

 

Koniec

Koniec

Komentarze

Jest czwarta rano. Przeczytałem całość. Dwa razy.

To na grafomanię tekst, tak?

Jest siódma pięćdziesiąt pięć. Przeczytałem raz. O jeden raz za dużo.  

Mógłbym zmienić zdanie, gdyby to był tekst na wiadomy konkurs, i do tego jeszcze był ten tekst sformatowany po ludzku.

Jest ósma piętnaście. Przeczytałem pół raza. Myślę, że to tekst dla jaj, ani jedno słowo nie jest na poważnie. Tym bardziej obrosło to kiczem. Cóż, nie dla mnie.

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Jest dziewiąta czterdzieści cztery. Jakość tekstu pozostała bez zmian.

Jest dziewiąta czterdzieści osiem. Przeczytałam do sceny w barze. Mam ochotę strzelić sobie setkę wódki.

Jest 9:52. Napiłem się soku.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Jest dziewiąta pięćdziesiąt cztery.  Uśmiałem się czytając początek, ale jakoś dalej mi się nie chce.

Jestem, jestem :) Poprawiłem format, najmocniej przepraszam, że tak późno, ale nie mogłem być wcześniej.

Jest 10:03 i tak teraz jest to tekst na Grafomanię. Z góry dziękuje za cierpliwość.

Jest dziesiąta dwanaście... Przeczytałem całe. Sam niewiele piszę, ale gdy już to robię, to przynajmniej czytam to, co napisałem. Tu nie tylko format jest do poprawienia. Cały tekst jest do napisania od początku. Miałkie, bylejak napisane na kolanie, poszarpane i kiczu tu pełno. Nie startuj z tym w jakimkolwiek konkursie...

Sorry... Dopiero teraz przeczytałem, na czym dokładnie polega grafomania ;]

    Konkurs "Grafomania 2013" kołem ratunkowym dla beznadziejnie słabych tekstów? A to było do przewidzenia.

12:38 przeczytałem dwa pierwsze akapity. Nie wciągneło mnie, więc na nich poprzestanę, choć do do błędów, to bardzo, że tak powiem, grafomańskie :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Na Gtrafomanię 2013 napisano kilka świetnych tekstów. Ten niestety jest co najwyżej ledwo średni. Ach... jest godzina dwunasta pięćdziesiąt cztery. 

13:45

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Jest czternasta jedenaście.

Żadne zdanie nie wywołało uśmiechu. To nie jest grafomania, na którą czekam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niby taki twardziel, a tatuaż I DONT LIKE ROBOTS ? :) Jakby trzyletnia dziewczynka marudziła, że nie lubi brukselki :)

Tekst przeczytałem i nasuwa mi się jedna myśl. Totalny kicz.

Jest szesnasta dwa. Oddawaj moje dzięsięć minut, Mike!

Cieszę się, że większość uważa to za kicz, szkoda, że tak małej ilości się spodobało. Jest 16:42.

Jest 16:43. Przeczytałem komentarze. Nie zaglądam do tekstu.

O proszę, juz 16:44, oddawaj minutę!

Sorry, taki mamy klimat.

@TTTT
Nie bierz tych wszystkich komentarzy do siebie, nikt nie chciał cię tu obrażać. Napisałeś tekst bez ładu i składu, ale za to z całkiem dobrym pomysłem. Po prostu jeszcze dużo pracy przed tobą, tak jak przed każdym kto zaczyna pisać. Życzę cierpliwości.
Godzina jest prawie siedemnasta. Chyba. 

Zaglądnij... 16:52... może Ci się spodoba, kto wie?

Dzięki Deckard, zgadzam się z Tobą... choć komentarze biorę do siebie, dostaje przez to kopa w tyłek i mam co robić dalej (choć części się spodobało i rany jak to cieszy człowieka) . Jest pięć po siedemnastej.

Powinno być: -Kto to? -To ja. -A, cześć Mike (a już najlepiej to Majk) :D

Z powyższych komentarzy wnioskuję, że z założenie nie był to tekst na Grafomanię (co jest dziwne), ale jak już to po co nadawać bohaterom amerykańskie imiona? Przepraszam, ale nie lubię takich zabiegów.

Jest 8 miesięcy później. Tekst nadal nie śmieszy :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka