- Opowiadanie: Eferelin Rand - Obcy w Niebie

Obcy w Niebie

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Obcy w Niebie

 

– Już idę, już idę! – za­wo­łał Świę­ty Piotr, zbli­ża­jąc się do bramy Nieba. Pal­ca­mi wer­to­wał grube karty Re­je­stru Zba­wio­nych. – Co jest grane? – mruk­nął pod nosem. – Prze­cież wszy­scy prze­wi­dzia­ni na dzi­siaj już do­tar­li.

 

Ło­mo­ta­nie w złote odrzwia nie usta­wa­ło.

 

Świę­ty Piotr wyjął klucz i otwo­rzył wrota.

 

– Witaj, dobra du­szyczk… – słowa tra­dy­cyj­ne­go po­wi­ta­nia uwię­zły mu w gar­dle, gdy uj­rzał przy­by­sza.

 

Po­czwa­ra była prze­brzy­dła – cała zie­lo­na, wiel­ka, ślu­zem ja­kimś ocie­ka­ją­ca. Z be­czuł­ko­wa­te­go kor­pu­su wy­ra­sta­ły, oprócz rąk za­koń­czo­nych szczyp­ca­mi, dwie pary macek. Głowy toto nie miało wcale, a na jej miej­scu wid­niał duży wzgó­rek po­kry­ty trąb­ko­wy­mi wy­pust­ka­mi.

 

– Witaj, Świę­ty Pio­trze! – za­grzmiał po­twór tu­bal­nym gło­sem, do­by­wa­ją­cym się nie wia­do­mo skąd, a świę­ty mąż z wra­że­nia aż klap­nął na tyłek. Zaraz jed­nak ze­brał się w sobie, po­zbie­rał z ziemi, od­chrząk­nął i, pró­bu­jąc ra­to­wać reszt­ki god­no­ści, od­po­wie­dział rów­nie mocno:

 

– Witaj! Kim je­steś i co ro­bisz u bram Nieba?

 

– Na­zy­wam się Spaj i po­cho­dzę z pla­ne­ty Scam. Przy­le­cia­łem razem z moimi po­bra­tym­ca­mi na Zie­mię, ale lu­dzie opacz­nie zro­zu­mie­li nasze za­mia­ry, do­szło do nie­for­tun­nej wy­mia­ny ognia i tak tra­fi­łem tutaj.

 

– No ale… czego chcesz ode mnie?

 

– Jak to? – zdzi­wił się Spaj. – Wejść do Nieba oczy­wi­ście! Przez całe życie byłem do­brym sca­mia­ni­nem, opie­ko­wa­łem się moimi sa­mi­ca­mi, spło­dzi­łem wiele dzie­ci, a moje sztua pach­nia­ło na wiele ki­lo­me­trów! Chyba za­słu­gu­ję na zba­wie­nie, praw­da?

 

– To nie takie pro­ste – od­parł Piotr dy­plo­ma­tycz­nie, roz­pacz­li­wie sta­ra­jąc się nie my­śleć, czym mogło być owo „sztua”, ale wy­obraź­nia pod­su­wa­ła mu coraz gor­sze ob­ra­zy. Prze­łknął ślinę. – Mu­siał­byś się na­wró­cić.

 

– Ależ ja się na­wró­ci­łem! Wiem już, że nie wy­wo­dzi­my się od bul­go­czą­cej ba­gni­stej wszech­mat­ki, ale od Pana na­sze­go, Boga Wszech­mo­gą­ce­go! Amen!

 

– Ekhm… Czci­łeś wcze­śniej bagno?

 

– Tak. A co?

 

– Nic, nic. – Świę­ty mąż po­krę­cił głową. – Nie­ste­ty nie mogę cię wpu­ścić.

 

– Dla­cze­go? – spy­tał po­dejrz­li­wie po­twór.

 

– No bo… je­steś sca­mia­ni­nem. – Pio­tro­wi nic lep­sze­go nie przy­szło do głowy. Bez­rad­nie kart­ko­wał Re­jestr, sta­ra­jąc się zna­leźć ja­ką­kol­wiek in­struk­cję na taki wy­pa­dek.

 

– To dys­kry­mi­na­cja! – wrza­snął Spaj, po­trzą­sa­jąc groź­nie mac­ka­mi. – A gdzie się po­dzia­ło wasze słyn­ne: „miłuj bliź­nie­go swego, jak sie­bie sa­me­go”?! Gdzie rów­ność i spra­wie­dli­wość?!

 

Na to Piotr nie zna­lazł od­po­wie­dzi.

 

– Pro­szę chwi­lecz­kę za­cze­kać. Za­py­tam szefa – oznaj­mił i za­trza­snął wrota.

 

***

 

W dro­dze do re­zy­den­cji Chry­stu­sa do­szedł do wnio­sku, że słusz­nie po­stą­pił. W grun­cie rze­czy miał oso­bo­wość urzęd­ni­ka i jak każdy urzęd­nik wie­dział, że na­le­ży trzy­mać się pew­nych ści­śle okre­ślo­nych reguł, które da­wa­ły spo­kój i pew­ność. A naj­waż­niej­sza z nich brzmia­ła, za­rów­no w nie­bie jak i na ziemi: ChWD.

 

Chroń Wła­sną Dupę.

 

O wszyst­kim za­de­cy­du­je Jezus, zwal­nia­jąc wie­ko­we­go straż­ni­ka z od­po­wie­dzial­no­ści. W razie czego, syna Naj­wyż­sze­go nikt nie bę­dzie się cze­piał.

 

– Panie, mam pro­blem i przy­sze­dłem po radę – po­wie­dział, gdy sta­nął przed ob­li­czem Chry­stu­sa.

 

– Mów więc, przy­ja­cie­lu.

 

– Do bram Nieba za­stu­kał dziw­ny stwór, który żąda, aby wpu­ścić go do środ­ka.

 

– Demon?! – Syn Boży po­de­rwał się na nogi, a w oczach jego za­pło­nął słusz­ny gniew. Pod­szedł do mie­cza za­wie­szo­ne­go na ścia­nie i wy­cią­gnął go z po­chwy.

 

Piotr zbył mil­cze­niem tę de­mon­stra­cję. O kom­plek­sach Je­zu­sa nikt nie mówił gło­śno, ale ta­jem­ni­cą po­li­szy­ne­la było, że nie mógł wy­ba­czyć sobie, że pod­czas wojny z Sza­ta­nem nie stał u boku Ojca. Uwa­żał, że z tego po­wo­du anio­ły nie trak­tu­ją go po­waż­nie. Odkąd po­wró­cił z Ziemi, nie­ustan­nie przy­go­to­wy­wał się do osta­tecz­nej bitwy, a stos gier przy kon­so­li sys­te­ma­tycz­nie rósł.

 

– Nie, panie. To coś… in­ne­go. Nie śmier­dzi siar­ką, nie ma rogów.

 

– A jego śle­pia? Czy nie płoną zło­wiesz­czym bla­skiem?

 

– Nawet nie wiem, gdzie to coś ma oczy. Mówi, że jest ja­kimś sca­mia­ni­nem.

 

– Czym?

 

Piotr wzru­szył ra­mio­na­mi.

 

– Trud­no to opi­sać.

 

– Chodź­my więc zo­ba­czyć tego dzi­wacz­ne­go stwo­ra! – Pod­jął de­cy­zję Chry­stus i żwa­wym kro­kiem opu­ścił salon. Klucz­nik pod­ka­sał togę i po­gnał za nim.

 

***

 

– To ra­si­sta! – wrzesz­cza­ło zie­lo­ne mac­ko­wa­te coś, wska­zu­jąc na Pio­tra, a Jezus stał z roz­dzia­wio­ny­mi usta­mi i gapił się na ob­ce­go, nie mogąc wy­krztu­sić ani słowa.

 

– Panie, oto Spaj. Bo­go­boj­ny… eee… chrze­ści­ja­nin?

 

– Oczy­wi­ście! – po­twier­dził Spaj. – Gdyby tylko lu­dzie od razu mnie nie za­strze­li­li, na pewno bym się ochrzcił.

 

– Wiesz, kim je­stem? – spy­tał Chry­stus.

 

– Ty je­steś Jezus Chry­stus, Syn Boży! Jak miło cię po­znać! Niech cię uści­skam! – Ko­smi­ta roz­ło­żył za­pra­sza­ją­co ra­mio­na i macki, a otwo­ry na jego ciele wy­plu­ły do­dat­ko­wą por­cję śluzu.

 

– To chyba nie bę­dzie ko­niecz­ne… – Jezus prze­zor­nie scho­wał się za ple­ca­mi to­wa­rzy­sza. – Wiem, co zro­bi­my! – oświad­czył.

 

– Co ta­kie­go, panie?

 

– Spy­ta­my mo­je­go Ojca.

 

***

 

– Ojcze – Jezus zwró­cił się do po­sta­ci sie­dzą­cej na świe­tli­stym tro­nie – przed bramą Nie­bios stoi dziw­ne stwo­rze­nie, które twier­dzi, że za­słu­gu­je na zba­wie­nie i chce do­łą­czyć do twej trzo­dy.

 

– Jak na­zy­wa się to stwo­rze­nie, synu?

 

– Sca­mie­nian, sci­mi­nien, scam­ciam… Ska­mie­li­na jakaś, zie­lo­na taka. Co mamy z nią zro­bić? Wpu­ścić czy nie? Nie wie­dzia­łem, że takie be­stie w ogóle ist­nie­ją.

 

Bóg po­de­rwał się z tronu i rzekł na­tchnio­nym, peł­nym mocy gło­sem:

 

– Za­praw­dę po­wia­dam wam, czy człek, czy zwierz, czy zie­lo­ne coś, wszyst­kie są one stwo­rze­nia­mi bo­ży­mi i mi­łu­ję je jed­na­ko­wo, jako i cie­bie umi­ło­wa­łem synu mój je­dy­ny!

 

– „Wam”? Tato, nie wy­głu­piaj się. Sami je­ste­śmy.

 

– No tak. Znowu się za­po­mnia­łem. – Bóg wy­raź­nie oklapł.

 

– Czyli mamy go wpu­ścić?

 

– Tak. Daj­cie mu też pre­zent ode mnie. Mały po­da­ru­nek po­wi­tal­ny.

 

W po­wie­trzu po­ja­wi­ło się pu­deł­ko, które ła­god­nie opa­dło pro­sto do rąk Chry­stu­sa.

 

– Prze­cież to jest… – za­czął z nie­do­wie­rza­niem, ale Bóg już go nie słu­chał.

 

***

 

Spaj raź­nie ma­sze­ro­wał ścież­ką przez po­ro­śnię­te so­czy­stą trawą ła­god­ne wzgó­rze, trzy­ma­jąc pod pachą pu­deł­ko. Wiał przy­jem­ny wie­trzyk, słoń­ce świe­ci­ło mocno.

 

Jezus i Piotr po­dą­ża­li parę kro­ków za nim.

 

– Wszyst­ko się zmie­nia – wes­tchnął klucz­nik. – Czy tak to teraz bę­dzie wy­glą­da­ło, panie? Dzi­wa­dła pa­łę­ta­ją­ce się po ogro­dzie?

 

– Sły­sza­łem to, ra­si­sto! – krzyk­nął przez ramię obcy.

 

Syn Boży nie od­po­wie­dział. Ze zmarsz­czo­ny­mi brwia­mi wpa­try­wał się w niebo. Ze­wsząd nad­cią­ga­ły cięż­kie chmu­ry. Po chwi­li nie widać było już nawet skraw­ka błę­ki­tu.

 

– Czy to nor­mal­ne? – za­in­te­re­so­wał się Spaj. – Wy­da­wa­ło mi się, że po­win­na tu za­wsze pa­no­wać pięk­na po­go­da…

 

– Pierw­szy raz widzę coś ta­kie­go – od­parł zdu­mio­ny Piotr. – Deszcz w Raju! Kto by po­my­ślał!

 

Pierw­sza wiel­ka kro­pla spa­dła pro­sto na czoło świę­te­go. Ten starł ją z czoła i wło­żył palec do ust.

 

– Ale numer! – za­wo­łał. – Woda świę­co­na!

 

– Co ta­kie­go? – Przy­bysz wy­da­wał się au­ten­tycz­nie za­nie­po­ko­jo­ny.

 

– Rze­czy­wi­ście – po­twier­dził Chry­stus.

 

Po­wie­trze roz­darł grom, a potem lu­nę­ło jak z cebra. W mgnie­niu oka prze­mo­kli do su­chej nitki. Spaj zawył ża­ło­śnie ni­czym ranne zwie­rzę i pędem rzu­cił się w stro­nę bramy Nieba.

 

– Chyba nie masz się czego oba­wiać, Pio­trze. Naj­wy­raź­niej wszyst­ko zo­sta­nie po sta­re­mu.

 

– Na to wy­glą­da. Ro­zu­miesz coś z tego?

 

– Nic a nic.

 

Przy­ja­cie­le ob­ser­wo­wa­li od­da­la­ją­cą się syl­wet­kę ob­ce­go, aż zu­peł­nie zni­kła im z oczu.

 

 

***

 

 

Lu­cy­fer leżał na ka­na­pie i na wiel­kim pla­zmo­wym te­le­wi­zo­rze oglą­dał drugą część „Ob­ce­go”. Od ja­kie­goś czasu był wiel­kim fanem kina SF. Szcze­gól­nie upodo­bał sobie wizję Ri­dleya Scot­ta. Przed­sta­wie­ni w niej ko­smi­ci byli praw­dzi­wy­mi ma­szy­na­mi do za­bi­ja­nia.

 

– Wspa­nia­le! – krzyk­nął, gdy klat­ka pier­sio­wa ko­lej­ne­go nie­szczę­śni­ka eks­plo­do­wa­ła od we­wnątrz.

 

Nagle roz­le­gło się pu­ka­nie.

 

– O co cho­dzi? – wark­nął wład­ca Pie­kła, nie­za­do­wo­lo­ny, że ktoś prze­szka­dza mu w se­an­sie.

 

– Sze­fie, wró­cił agent Ba­al­fe­gor – do­bie­gło zza drzwi.

 

– No to na co cze­kasz? Dawaj go tu!

 

Lu­cy­fer za­sto­po­wał pi­lo­tem na­gra­nie.

 

Za­tarł ręce z ra­do­ści. Nie spo­dzie­wał się tak szyb­kie­go po­wro­tu pod­wład­ne­go, ale pe­wien był, że jego ge­nial­ny plan się spraw­dził. Przez wiele ty­go­dni za­po­zna­wał się z tech­no­lo­gia­mi efek­tów spe­cjal­nych uży­wa­nych w fil­mach. Potem roz­ka­zał, by w czar­cich la­bo­ra­to­riach opra­co­wa­no spe­cjal­ny kom­bi­ne­zon szpie­gow­ski, który sku­tecz­nie ukrył­by w środ­ku de­mo­na i za­ka­mu­flo­wał pie­kiel­ne atry­bu­ty. Na samą myśl o dy­le­ma­tach i roz­ter­kach zwią­za­nych z wpusz­cze­niem do Nieba ko­smi­ty ogar­niał go śmiech. Wie­dział, że szpieg osta­tecz­nie zo­sta­nie wpusz­czo­ny. Nie mogło być ina­czej – dobro, spra­wie­dli­wość i to­le­ran­cja ponad wszyst­ko. Nawet ponad zdro­wy roz­są­dek. Pie­kło miało znacz­nie bar­dziej ży­cio­we po­dej­ście. Naj­pierw strze­laj, potem pytaj.

 

Już sam widok Ba­al­fe­go­ra spra­wił, że na­dzie­je Lu­cy­fe­ra legły w gru­zach.

 

– Co ci się stało, na wszyst­kie ognie Pie­kieł?!

 

Agent wy­glą­dał ża­ło­śnie. Ko­stium sto­pił się na nim i zde­for­mo­wał. Na do­da­tek okrop­nie śmier­dział.

 

– Ulewa świę­co­na… Sze­fie, to nie chce zejść. – Demon spra­wiał wra­że­nie, jakby miał się zaraz roz­pła­kać.

 

– Idio­ta! Ota­cza­ją mnie sami idio­ci i nie­udacz­ni­cy! Nic nie zdzia­ła­łeś? Nie wy­kra­dłeś żad­nych in­for­ma­cji?

 

– Mam tylko to.

 

Ba­al­fa­gor podał prze­ło­żo­ne­mu pu­deł­ko. Ten otwo­rzył je i ze środ­ka wyjął szary sze­ścian. Kost­ka miała gład­kie ścia­ny, bez żad­nych otwo­rów czy zamka.

 

– Klo­cek? Przy­nio­słeś mi cho­ler­ny klo­cek?! – Lu­cy­fer wska­zał pal­cem na ekran, z któ­re­go szcze­rzył się po­dwój­ny pysk ob­ce­go. – Chciał­bym mieć tutaj dzie­sięć ty­się­cy ta­kich stwo­rów! Z nimi mógł­bym cze­goś do­ko­nać. Wy je­ste­ście do ni­cze­go.

 

Sze­ścian roz­ja­rzył się, a potem znikł.

 

Wład­ca Pie­kła z po­sza­rza­łą twa­rzą wpa­try­wał się w puste nagle dło­nie.

 

– Sze­fie, nie wie­dzia­łem, że wy­mie­ni­łeś sprzęt – ode­zwał się agent. – To kino 3D na­praw­dę robi wra­że­nie!

 

– Jakie 3D? O czym ty ga­dasz?

 

– No jak to? Wy­glą­da jak żywy. Eee… Sze­fie? On chyba jest żywy i wła­śnie prze­ła­zi przez ekran.

 

– To dla­te­go, że on stał się żywy, kre­ty­nie! To był Cud. Przy­nio­słeś mi z Nieba praw­dzi­wy Cud!

 

– O w mordę…

 

Z ze­wnątrz do­bie­gły ich krzy­ki i od­gło­sy walki.

 

– Do broni! – ryk­nął Lu­cy­fer.

 

Dzie­sięć ty­się­cy ob­cych ru­szy­ło na łowy.

 

 

 

Na ustach Boga na mo­ment po­ja­wił się fi­glar­ny uśmie­szek.

 

 

 

To­masz Za­wa­da

Koniec

Komentarze

Życzę przyjemnej lektury.

 

Pozdrawiam.

Bardzo dobre i zabawne. Czyta się, jakby się oglądało. Niestety rozwinęło się  w całkiem inną stronę niż mógłbym się spodziewać, przez co troszkę się rozczarowałem, ale finalnie poziom wysoki :)

Pozdrawiam.

Wydaje mi się, że Jezus, św. Piotr, Szatan i Bóg to nie są postaci mitologiczne:). Ale nie czepiając się tego, tekst jest humorystyczny i wciągający, nie ma żadnych błędów (!) i bardzo sprawnie poprowadzono narrację. Wielkie brawa.
Poza tym na plus końcówka, nie tylko przez moją obsesję na punkcie "Obcego", ale też przez satysfakcjonującą pointę, która nie psuje szortu:)
Pozdrawiam.

Nie wypada mi komentować innych opowiadań konkursowych, ponieważ sam biorę udział w zabawie :) - ale w tym przypadku nie mogłem się powstrzymać . Znakomite!

Sprawnie napisane i subtelnie dowcipne :) Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ciężki los Najwyższej Instancji. Nikt niczego za nią nie załatwi...   

Bdb. Wiadomo, Eferelin.

Może być dobre, ale nie bardzo. Tekst w NF był zdecydowanie lepszy, mimo iż nagrody roku raczej nie dostanie.

Einstein się kłania, gwidonie.

AdamKB - to ten od Solaris?

Bardzo dobre opowiadanie, pomysłowe i z humorem. Chcę więcej;-)

Prawdziwy talent. Mam nadzieję, że Episkopat nie będzie cię ścigał. Gratuluje ci "Einstein".

Dziękuję za komentarze. Cieszę się, że opowiadanie się podobało, zwłaszcza że nieczęsto piszę w humorystyczne teksty.

 

@gwidon - Ty tak na serio?

 

Pozdrawiam.

Eferelin Rand - na serio. "Mistrza" przeczytałem z opóźnieniem spowodowanym emigracją, stąd nie wypowiadałem się pod wątkiem o tekstach sierpniowych w NF. Brakło mi elementu zaskoczenia, ale opowiadanie samo w sobie, dzieki egzotyce, było niezłe.

Rozbawiło mnie, zabawny pomysł. Dobry tekst na rozpoczęcie leniwej niedzieli, tym bardziej, że za oknem szaro i buro jak przed ulewą święconej wody:). Kilka demonów szlag trafi! 

Pozdrawiam

Mastiff

Piękne! Zastanawia mnie tylko dlaczego Jezus nie zorientował się kim jest przybysz. Ale opowiadanie rozegrane przednio!

Do Ardel: może to poparcie tezy, że Jezus był posłańcem bożym, a nie Bogiem?

Mastiff

Wedle mitologii chrześcijańskiej jest Bogiem. Ale spekulowanie na tematy mitologiczne nie leży w mojej naturze ani w tym temacie. Ważne, że opowiadanie jest dobre.

Wedle mitologii chrześcijańskiej....  no nie, dzwonie do Natanka!!!!!!

Jezus gra na konsoli?

Piekło przejmują Obcy?

Bóg płata figle Lucyferowi?

Znakomicie! ;D

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Rzadko tak mam, ale czytając ten tekst parsknąłem parę razy śmiechem. Pomysł ciekawy, jak już inni wspomnieli. Nie bardzo rozumiem, dlaczego Cud jest w postaci pudełka, ale na to można przymrużyć oko. W każdym razie - podobało się! Pozdrawiam.

Dziękuję za opinie. Cieszę się, że miło spędziliście czas przy opowiadaniu.

 

Pozdrawiam.

Boskie:)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Zabawne i sprawnie napisane. Błysk na tle innych.

Otaguj, proszę, i usuń zbędne puste linijki.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Oj, Eferelinie! Zaprawdę jesteś jednym z moich tutejszych ulubieńców! :)

Zabawne i dobre. :-) Już biurokratyczne niebo urzeka, a zasada ChWD rządzi!

Tylko po co Ci te odstępy między akapitami?

Babska logika rządzi!

Zgodzę się z Finklą – te odstępy mógłbyś usunąć. Wkurzają ;P

Ale poza tym – przewrotnie. Lubisz obracać się wokół tematu nieba, choć tym razem nie anioły stanowiły główny temat… Piotr, Jazus, Szatan… Fajnie ich opisałeś!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Zabawne i porządnie napisane. Wyjątkowo spodobał mi się święcony deszcz. Przeczytałam z przyjemnością. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Rozbawiło misia. Finał przedni laugh

Nowa Fantastyka