- Opowiadanie: Dark - Cel uświęca środki (KB024)

Cel uświęca środki (KB024)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Cel uświęca środki (KB024)

– Nie wiem, czy aby na pewno dobrze zrobiliśmy godząc się na to – powiedział Carl.

 

– Oj, nie masz się czego bać. – Szukając miejsca do siedzenia odpowiedziała mu Rose. Dziewczynka usadowiła się na chłodnej ziemi, skierowała oczy ku górze, jej uwagę zwróciła zaskakująco duża pełnia. Okolica za miastem była niezwykle spokojna.

 

– Już idą! – Zauważył chłopiec.

 

W ich kierunku zmierzało dwóch mężczyzn. Jeden z nich, niższy i szczuplejszy ubrany był elegancko, w czarny frak. Kompozycję stroju dopełniał charakterystyczny cylinder, w dłoni trzymał lekko tlące się cygaro. Drugi, o wiele wyższy i potężniejszy, nie wyróżniał się ani strojem, ani inteligentną miną..

 

– Witajcie dzieci. – Grzecznie przywitał się ten niższy. – Czy zrobiliście to, o co prosiłem? – Uśmiechając się obnażył dwa złote zęby.

 

– Tak, staraliśmy się – powiedziała Rose.

 

– A więc? Mówcie.

 

– Nie tak prędko, proszę pana, najpierw zapłata. – Przypomniała dziewczynka.

 

– Żartujesz dziecko? Tak? – Niższy zaśmiał się. – Najpierw powiedz, co wiecie, później odpowiednio wycenię każdą informację.

 

Carl i Rose spojrzeli na siebie.

 

– Dobrze, niech i tak będzie – odezwał się Carl.

 

– Dzieci, nie mam zamiaru sterczeć tu przez całą noc, spójrzcie. – Niższy wskazał ręką wyższego. – Lars się niecierpliwi, nie denerwujmy go.

 

– Byliśmy tam. – Zaczęła Rose.

 

– Udało się wam wejść? Jak? – Zapytał niższy.

 

– Bułka z masłem. – Dziewczynka uśmiechnęła się. – Weszliśmy dzięki…

 

– Nie ważne jak się tam dostaliśmy. – Wtrącił Carl. – My też nie mamy zamiaru siedzieć tu przez całą noc. Rose, do rzeczy. – Polecił koleżance.

 

– Harington nawet nas nie zauważył – powiedziała Rose. – Najpierw zajęty był obiadem, później siedział przed domem rozkoszując się brandy. Wokół niego kłębili się ci idioci, myślący, że jeżeli przez chwilę będą dla niego uprzejmi, stary Harington wtajemniczy ich w swoje interesy.

 

– O czym rozmawiali? – Niższy wciąż zadawał pytania, wydawało się, że Lars całą rozmowę ma w dupie, od początku spotkania nie odezwał się ani razu.

 

– O pierdołach, wiadomo, że Harington nie ma zamiaru nikogo wciągać do spółki, za dużo ma do stracenia. Poczekał aż zakończy się obiad, później dokończył tę butelkę brandy, Metelson, Flink i Garret wrócili do domu. Lord Harington został sam.

 

– Jak to? – Wypuszczając dym z cygara przez nos i usta, podenerwował się niższy. Jednak nic nie wiecie!

 

– Nie docenia nas pan. – Po jakimś czasie odezwała się Rose, spojrzała na Carla, chłopak miał dziwną minę. – Nie mogliśmy wyjść z posiadłości zaraz po tamtym spotkaniu, siedzieliśmy w kryjówce aż do wieczora.

 

– I co z tego? – Mężczyzna tracił cierpliwość.

 

– To z tego, że po spotkaniu z tamtą trójką, do Haringtona przyszedł ktoś jeszcze – powiedziała Rose.

 

– Kto to był?

 

– Nie pamiętam nazwiska. – Zmieszała się dziewczyna.

 

– Wayatt! To był Wayatt – wtrącił Carl.

 

– Dobrze. – Niższy nieco ściszył głos. – Czego chciał?

 

– Ci dwaj, Harington i Wayatt to jakaś większa sprawa. Planowali zastraszyć prezesa innej spółki, mówili, że coś na niego mają, rozmawiali cicho, nie wszystko do nas docierało. Chcą go przeciągnąć na swoją stronę, obaj doszli do wniosku, że nie ważne jak do tego dojdą, liczy się tylko ich dobro, nawet, jeżeli do celu będą musieli iść po trupach. Za dwa dni, przy Washington Street mają się z nim spotkać. – Oznajmiła Rose.

 

– Czy to już wszystko, drogie dzieci?

 

– Tak, powiedzieliśmy, co wiedzieliśmy, czas na zapłatę. – Jej dziecięcy głos, próbujący zabrzmieć stanowczo, wydawał się coraz bardziej komiczny.

 

– Za kogo mnie macie? – Stwierdził niższy. – Już wam płacę. Lars! Do dzieła!

 

Towarzysz niższego szybkim susem doskoczył do młodocianych szpiegów. Złapał oboje, dzieciaki szamotały się wrzeszcząc, bezskutecznie. Rosły mężczyzna zaniósł ich do piwnicy znajdującej się w budynku, przed którym doszło do nocnego spotkania. Uwięził dzieci, Rose i Carl siedzieli teraz przywiązani do krzeseł. Chłopczyk zaczął płakać z przerażenia. Piwniczka była niewielka, zapach stęchlizny drażnił nozdrza. Niższy wyciągnął niewielkiego colta, wymierzył w kierunku dzieci. Lars obojętnie przyglądał się całej akcji.

 

– Rozumiecie, że nie mogę was wypuścić? Dzieci są przydatne, ale niestety też łatwowierne, i naiwne, lubią gadać, a przecież nie chcemy abyście wyjawili tak cenne wiadomości. Czyż nie? Lars! – Obrócił się w jego kierunku, Larsa już nie było. W drewnianych drzwiach do małej piwniczki stała jakaś postać. O wiele potężniejsza niż pachołek niższego. Żółte oczy istoty wpatrywały się w mężczyznę, ten obrócił się próbując wycelować pistoletem w potwora, nie zdążył. Tajemnicza bestia obnażyła szereg śnieżnobiałych kłów, doskoczyła do mężczyzny, zdecydowanym ruchem łap skręciła mu kark.

 

Przez chwilę istota popatrzyła na dziewczynkę, która nieznacznie skinęła głową, po czym monstrum odeszło. Wyswobodzenie się z więzów zajęło Rose kilka minut. Później pomogła Carlowi, chłopak jeszcze nie uwierzył w to, co się stało. Jego dziewięcioletnie serce wciąż biło jak oszalałe.

 

– Co to było? – zapytał po chwili nadal drżącym głosem. Dzieci wychodząc z piwniczki minęły ciało Larsa.

 

– Carl, głuptasie. – Powiedziała Rose. – Nie robi się interesów bez uprzedniego zadbania o własne bezpieczeństwo. To było dla naszego dobra, widzisz mój drogi przyjacielu, cel uświęca środki. – Dziewczynka obdarzyła Carla niewinnym uśmiechem.

Koniec

Komentarze

Hmm... Coś te dzieci nie bardzo się zachowywały jak dzieci, zwłaszcza Rose. Po za tym, chyba nie załapałem, o co w końcu chodziło.

Kiedy dzieciaki znalazły się w piwnicy, pomyślałem sobie - uhm... jakie to przewidywalne...

W momencie zniknięcia jednego z facetów zdziwiłem się. A potem było coraz ciekawiej. Końcówka bardzo mi się spodobałą i zmieniała cały mój pogląd na miniaturkę, który to pogląd był raczej pogardliwy. Dobre, bardzo dobre zakończenie.

Dziękuję za poświęcenie chwili czasu, i przeczytanie opowiadania. :)

Przyznaję, Rose może nie do końca zachowywała się jak dziecko, ale zdarzają się takie wyjątki, które nie są dziecinne, łatwowierne, bezbronne. Chciałam stworzyć postać, która mimo bardzo młodego wieku jest przebiegła i trochę cwana. Starałam sie jak mogłam, aby opowiadanie było w miarę jasne, mimo tego, że nie mogłam się za bardzo rozpisać.

 

Zgadzam się z przedmówcami. Poza słowem Autora nic nie wskazuje, żeby to były dzieci. Rozumiem zamysł, ale w tak krótkiej formie się nie sprawdził i w sumie wyszło to dość naciąganie.

 

Pozdrawiam.

„Dziewczynka usadowiła się na chłodnej ziemi, skierowała oczy ku górze, jej uwagę zwróciła zaskakująco duża pełnia.” - Ojej, jakie niedobre zdanie...

 

„- Już idą! – Zauważył chłopiec.” - zauważył małą literą.

 

„Jeden z nich, niższy i szczuplejszy ubrany był elegancko, w czarny frak.” - przecinek po szczuplejszy.

 

„Kompozycję stroju dopełniał charakterystyczny cylinder, w dłoni trzymał lekko tlące się cygaro.” - Kompozycję stroju, powiadasz? Nie, to zdanie też nie brzmi dobrze. Poza tym podmiot wskazuje na to, że cylinder trzymał w dłoni cygaro...

 

„...nie wyróżniał się ani strojem, ani inteligentną miną..” - podwójna kropka na końcu.

 

„- Nie tak prędko, proszę pana, najpierw zapłata. – Przypomniała dziewczynka.” - bez kropki po zapłata, przypomniała małą literą.

 

„- Żartujesz dziecko? Tak?| - przecinek przed dziecko.

 

„- Byliśmy tam. – Zaczęła Rose.” - bez kropki po tam, zaczęła małą literą.

 

„- Udało się wam wejść? Jak? – Zapytał niższy.” - zapytał małą literą.

 

„- Nie ważne jak się tam dostaliśmy. – Wtrącił Carl. – My też nie mamy zamiaru siedzieć tu przez całą noc. Rose, do rzeczy. – Polecił koleżance.” - Nieważne łącznie. Po dostaliśmy i po rzeczy bez kropek, wtrącił i polecił małymi literami.

 

Piszę to wszystko dlatego, że raz stosujesz prawidłowy zapis dialogów, a raz nieprawidłowy. Czemu?

 

„- Jak to? – Wypuszczając dym z cygara przez nos i usta, podenerwował się niższy. Jednak nic nie wiecie!” - Raz, że to wtrącenie jest dziwnie skonstruowane, dwa, że brak myślnika przed jednak.

 

„...obaj doszli do wniosku, że nie ważne jak do tego dojdą...” - nieważne łącznie.

 

„Za dwa dni, przy Washington Street mają się z nim spotkać. – Oznajmiła Rose.” - oznajmiła małą literą.

 

„- Za kogo mnie macie? – Stwierdził niższy. – Już wam płacę.” - stwierdził małą literą.

 

„- Carl, głuptasie. – Powiedziała Rose.” - bez kropki po głuptasie, powiedziała małą literą.

 

Jako i przedmówcy stwierdzam, że dzieci nie zachowywały się wcale jak dzieci. Fabułka dość słaba, wymyślanie jakiegoś tam spisku korporacyjnego wydaje się nietrafione jako tło dla shorta. Sprawa z potworem dziwna.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Większość nie jest pod ziemią. Ale ok, gdyby nie fakt, że to mało prawdopodobne, aby dzieci działały w taki sposób, reszta jest ok.

Jak na tak krótki tekst, jest tu dużo za dużo zbędnych slów. Poza tym dialogi wypadają sztucznie, a sama fabula jest taka, jakby jej nie było.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Przeczytałem, szczególnych fajerwerków nie doświadczyłem.

Aha. 5256 to mało szczęśliwa liczba.

Nowa Fantastyka