- Opowiadanie: dziko - Dziadkowy skarb (KB024)

Dziadkowy skarb (KB024)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dziadkowy skarb (KB024)

Jacek był wściekły na starych. Tłumacząc się brakiem środków w domowym budżecie, zamiast na obiecany obóz żeglarski, wysłali go na dwa tygodnie do babci na wieś w sam środek podbeskidzkiego zadupia.

 

Ostatni raz był tam trzy lata temu i już wtedy cierpiał katusze, pozbawiony dostępu do Internetu i mając do dyspozycji telewizor odbierający jedynie dwa publiczne kanały. Niestety, nic się pod tym względem nie zmieniło i dziwaczna nazwa wioski „Ktulowo” była przez umysł świeżo upieczonego gimnazjalisty automatycznie przekręcana na „Chujowo”.

 

Drobną pociechą okazał się fakt, że chłopak nie był skazany na cierpienie w samotności, ale wnet znalazł dwójkę towarzyszy niedoli. Po sąsiedzku na podobnym zesłaniu przebywało rodzeństwo – rudowłosa rówieśniczka Jacka, Angelika, i jest młodszy o rok brat, Michał, z racji nadwagi przezywany Parówką. Nudzić się we trójkę jest zawsze odrobinę raźniej niż w samotności. Ale tylko odrobinę…

 

Czwartego dnia pobytu Jacka na wsi wszystko się zmieniło. Podczas pisania SMSa komórka wyślizgnęła mu się na posadzkę i chłopak musiał odsunąć stary tapczan, by ją wydostać. Wówczas uwagę Jacka przykuła pęknięta, obluzowana deska podłogowa. Podważając ją, znalazł sfatygowaną stalową skrzyneczkę z grawerunkiem J.A. na wieczku.

 

Zmarły przed laty dziadek Jacka, znany chłopcu tylko z opowieści Jeremi Alkazredzki, był przez ćwierć wieku sołtysem Ktulowa, otaczanym w relacjach babci i sąsiadów szacunkiem graniczącym wręcz z nabożną czcią.

 

Skrzynka była zamknięta na kluczyk, ale przeżarty korozją zamek poddał się bardzo łatwo. Oczywiście Jackowi nawet przez myśl nie przyszło, by powiadomić babcię o znalezisku, natomiast czym prędzej pognał podzielić się odkryciem ze znajomymi z sąsiedztwa.

 

Pojemnik zawierał starą książkę i mapę odrysowaną na pożółkłym papierze. Książka była ręcznie spisana po łacinie i fatalnie nagryziona przez ząb czasu i wszelkie żywioły. Na rozsypującej się ze starości okładce można było odczytać tylko kilka środkowych liter tytułu: …-r-o-n-o-m-i-…

 

Mapę natomiast sporządzano w czasach nowożytnych przy użyciu ołówka i atramentu. Bez trudno rozpoznali w niej okolice Ktulowa. Dwie pogrubione linie krzyżowały się w środku zagajnika leżącego między wioską a starą piaskarnią. Dla nastolatków sprawa była oczywista – dziadek Jeremi ukrył w tym miejscu skarb!

 

Bez problemu odnaleźli wskazywany na mapie punkt – małą polankę, na której rosło największe skupisko muchomorów, jakie kiedykolwiek widzieli. Uzbrojeni w skombinowane ze stodoły łopaty od razu przystąpili do kopania.

 

Dla nienawykłych do wysiłku fizycznego mieszczuchów stanowiło to nie lada wyzwanie. Pierwszego dnia wkopali się na metr w głąb gliniastej ziemi, nie znajdując niczego ciekawego. Pełni wiary w sukces, kontynuowali swoją pracę przez kolejne trzy dniu. W końcu natrafili na coś, co wyglądało jak uformowane z cegieł kuliste sklepienie – łopaty były bezradne wobec tej przeszkody. Michał ochoczo pobiegł po kilof, a Jacek z Angeliką zostali na dole, by trochę odsapnąć.

 

– Ciotka opowiadała – mruknęła dziewczyna – że twój dziadek był w partyzantce.

 

– Wiem – odparł Jacek. – To pewnie jakiś skład broni. Pistolety, granty… Ale można zrobić rozpierduchę!

 

– Głupi jesteś – syknęła. – Ja bym wolała, żeby tam była kasa…

 

– Baby to straszne materialistki – odparł i zaraz ugryzł się w język. – Przynajmniej mój ojciec tak mówi…

 

– Gdzie Parówka? – westchnęła Angelika. – Na około lezie z Ktulo…

 

Nie dokończyła wypowiedzi, bowiem nagle, jakby na dźwięk jej słów, dobiegł spod ziemi potężny ryk, a grunt zatrząsł się im pod nogami. Angelika krzyknęła, Jacek zdążył syknąć „Kur…” i wtedy sklepienie runęło na dół. Spadli z wysokości ponad dwóch metrów do dużej owalnej komnaty.

 

To, co ujrzeli, odjęło im mowę. Po środku podłogi z ziemi wystawał łeb dziwnego potwora o rogowatej czaszce i wielkich półprzymkniętych oczach, pod którymi plątały się liczne mięsiste macki.

 

Istota powoli otworzyła ślepia, jakby budząc się ze snu.

 

– Bohy’uq yl’gh! – zabulgotała.

 

Milczeli przerażeni.

 

– θνητοί!

 

Jacek poczuł, że zaraz się zmoczy ze strachu.

 

– Mortals!

 

– Mamusiu… – pisnęła Angelika.

 

– Ssszsmiieeertłłell…

 

W tym momencie, niczym grom z jasnego nieba, z bojowym okrzykiem Aaaarg!, wylądował na dole Parówka, uderzając kilofem w sam środek łba bestii. Zielona posoko opryskała troje nastolatków, istota zabulgotała po raz ostatni, zmrużyła ślepia i ucichła.

 

– Ale zajebista kałamarnica! – mruknął Michał, oblizując wargi.

 

*

 

Ognisko na skraju lasu przyjemnie skwierczało. Siedzieli w milczeniu, kontemplując w ciszy niezwykłą przygodę. Jacek pomyślał, że Angelika ma fajne piegi. I ogólnie tak jakoś… Na szczęście w tańczącym świetle ogniska nikt nie zauważył rumieńca.

 

Parówka odkorował keczup. Zdjął z patyka upieczony kawałek mięsa, ugryzł i długo przeżuwał mały kęs.

 

– Kurde! Uwielbiam kalmary – westchnął – ale ten smakuje, jakby miał co najmniej milion lat…

Koniec

Komentarze

Niezły tekst, uśmiałem się przy nim cholernie :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fajny szorcik. Przewidywalny, ale nie sposób nie uśmiechnąć się przy puencie.

 

Pozdrawiam.

Wydaje mi się, że w opowiadaniach konkursowych miały pojawić się troche młodsze dzieci, ale to chyba nie ma większego znaczenia. Samo opowiadanie fajne i wywołujące szczery uśmiech nawiązania do prozy H. P. Lovecrafta:) Mi się podoba

Witaj!

 

Przecudowne. Sprawnie napisane i z jajem. Nazwa wioski mnie rozłożyła na łopatki, tak samo puenta. Bardzo, bardzo mi się podobało! :D

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Świetny tekst. Faktycznie troche przewidywalny, ale naprawdę dobry.

(...)  chłopak nie był skazany na cierpienie w samotności, ale wnet znalazł dwójkę towarzyszy niedoli. 

ale
1. spójnik wyrażający przeciwieństwo, kontrast lub odmienne treści, łączący zdania współrzędne lub równorzędne części zdania (z przeczeniem lub bez przeczenia); lecz
Słońce świeci, ale wieje zimny wiatr. 

SMSa  ---> formalnie błąd, gdyż "przepisowo" przed końcówką fleksyjną wstawiamy dywiz, lecz... (lecz coraz częściej "olewa się" ten dywiz, i też wiadomo, o co chodzi). 

Podważając ją, znalazł sfatygowaną stalową skrzyneczkę z grawerunkiem J.A. na wieczku.  ---> a jużci, mospanie. Po pierwsze w trakcie podważania deski (imiesłów współczesny) można coś dostrzec, zauważyć w powiększającej się szparze, ale raczej nie znaleźć, po drugie dziadek, skoro schował pod deską podłogową, to chyba nie tak byle jak, żeby pierwsze ruszenie deski odsłaniało skrzyneczkę. Proponuję imiesłów uprzedni... 

Bez trudno rozpoznali  (...) ---> khm, khm... 

(...) pistolety, granty… (...)  --- granty zaczepne czy obronne? odłamkowe? 

Po środku podłogi z ziemi wystawał  (...) ---> no to co tam było, goła ziemia czy jakiś rodzaj podłogi? I dlaczego dopiero po środku? Nie mógł wystawać przed środkiem? To się pisze razem... 

Zielona posoko opryskała (...) ---> ? 

------------------------------  

No niech się Cthulhu dowie, jakie robisz sobie z niego jaja...

Przyjemny w odbiorze i zabawny szort. Szczególnie przemawiają do mnie opisywane już nawiązania i nonszalanckie podejście do tematu:).

Nie jest źle. Dobrze, że z humorem, inaczej strasznie by było.

Fajne. Popieram przedmówców.

Nowa Fantastyka