- Opowiadanie: Fiyo - Próba Wojownika [KB024]

Próba Wojownika [KB024]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Próba Wojownika [KB024]

Erkes schodził po wykutych w skale schodach do podziemi Świątyni Przemienienia. Tak jak kiedyś jego ojciec, a przed nim wszyscy męscy przodkowie, tak i on w noc przed swoimi dziesiątymi urodzinami, musiał przejść ostateczną próbę, po której, w oczach bogów i jego ludu, miał stać się mężczyzną. Poddawani jej byli wszyscy Kenobijscy chłopcy, dzięki czemu kolejne pokolenia, były coraz silniejsze.

 

Po drugiej stronie, przez potężną bramę wszedł drugi chłopiec – Kitos. Nie mógł się już cofnąć, mimo że nikt nie zamykał za nim wrót. Wyjść mógł tylko z przeciwnej strony. Wszedł bez broni, ale mógł ją zdobyć w środku, po minięciu pułapek. Nie musiał. Znał historie mężów, którzy przebiegli przez świątynię bez walki. Społeczność pogardzała nimi jednak, gdyż nie udowodnili swej wartości. Być może byli szybsi i zwinniejsi, ale to strażnicy bram zabijali tego, kto opuścił świątynię jako drugi, bo wyjść na własnych nogach mógł tylko jeden chłopiec. Kitos zszedł schodami do groty.

 

Erkes otarł pot z czoła i poczuł ostre ukłucie, gdy słona woda zalała świeżą ranę na jego dłoni. Drugą ręką mocno ściskał trzon włóczni. Ruszył przed siebie. Jakiś czas błądził po ciemnych korytarzach świątyni, wszystkie jednak w końcu schodziły się w jeden, który prowadził do Sali Spotkań. Przestąpił próg. Na środku dużej komnaty stał kamienny cokół, na którego szczycie płonął stos drewna. Erkes wszedł w krąg światła. Po drugiej stronie stosu stał Kitos. Płomienie tańczyły na ostrzu jego miecza. Chłopcy spojrzeli na siebie. Nie wiedząc nic o sobie. Nie wiedząc nic o życiu.

 

Erkes pchnął włócznią w przeciwnika, ale Kitos uniknął ciosu, wyginając się niczym kot, po czym obrócił się i wykonał cięcie. Trzon włóczni podniósł się do góry, blokując uderzenie. Drewnianym końcem Erkes uderzył przeciwnika w twarz. Nie czekając na reakcję, ciął grotem. Kitos sparował uderzenie swoim mieczem i natychmiast skontrował, tnąc Erkesa w nogę. Z rany buchnęła krew. Erkes przykląkł, włócznią celując w Kitosa. Ten próbował się zbliżyć, ale chłopiec trzymał go na dystans, tnąc powietrze ostrzem.

 

Wtem potężne wibracje wstrząsnęły salą. Fragment kamiennego sufitu runął między chłopców. Kitos odskoczył, upadając obok płonącego stosu. Kamienie sypały się ze ścian, ziemia trzęsła się pod nogami. Nagle podłoga zapadła się i Kitos zniknął razem z odłamanym fragmentem cokołu. Erkes podszedł do krawędzi powstałej wyrwy i zobaczył go, leżącego między kawałkami płonącego drewna. Podniósł włócznię i cisnął nią, jednak chłopiec w ostatniej chwili przeturlał się na bok, unikając uderzenia. Spojrzał na Erkesa i wstał, podpierając się na drzewcu broni. Miał przewagę, Erkes nie mógł zeskoczyć, bo zostałby przebity, gdy tylko jego stopy dotknęłyby ziemi. Ze zranioną nogą nie mógł też być pewny, że zdąży dotrzeć do bramy, nim zrobi to Kitos. Dziura nie była głęboka. Wydostanie się z niej raczej nie zajęłoby dużo czasu.

 

Nagle usłyszeli jęk. Kitos obrócił się, trzymając włócznię w gotowości i po chwili wahania, ruszył w ciemność. W powietrzu unosił się smród odchodów i rozkładających się zwłok. Na ziemi porozrzucane były kości, czaszki, gdzieniegdzie leżały gnijące ciała młodych chłopców. Kitos zwymiotował. Wtem usłyszał przeraźliwy krzyk. Odwrócił się i zobaczył leżącego na granicy światła Erkesa, którego ranę w nodze przygniatał stopą wyższy od nich, zapewne kilka lat starszy chłopak. Przygarbiony, z szarą skórą i wyłupiastymi oczami. Miał na sobie porwaną szatę, w jaką ubierani są chłopcy wchodzący do Świątyni Przemienienia, całą we krwi.

 

Kitos krzyknął i cisnął włócznią w stronę napastnika. Odbiła się ona jednak od stropu i upadła na ziemię przed celem. Monstrum wydało na wpół ludzki, na wpół zwierzęcy już ryk, ukazując skrzywioną szczękę i połamane zęby, po czym ruszyło na chłopca. Kitos chciał uciekać, ale napastnik chwycił go i pchnął na ścianę. Chłopiec zatoczył się i upadł. Zobaczył zbliżającą się, otwartą paszczę i zaparł się z całych sił.

 

Erkes chwycił leżącą obok niego włócznię, złamał ją o kolano i rzucił Kitosowi, który ulegał już pod naporem silniejszego przeciwnika. Ten wyciągnął rękę, złapał ostrze i wbił je w szyję kanibala, przebijając mu tętnicę. Ciepła posoka trysnęła mu na twarz. Kitos zepchnął z siebie śmierdzące stęchlizną cielsko, obrócił się na bok i ponownie zwymiotował.

 

Gdy doszedł do siebie, znalazł drogę na górę i pomógł Erkesowi wydostać się z dziury. Ekres oparł się o pozostałości kamiennego cokołu. Kitos przykucnął obok niego by odetchnąć. Nagle poczuł uderzenie i usłyszał trzask. Coś ciepłego spłynęło mu po czole i zalało oczy. Otarł twarz ręką. W słabym świetle zobaczył, że jego dłoń jest cała we krwi. Przewrócił się i spojrzał na Erkesa, który wypuścił z dłoni zakrwawiony kamień. Kitos nie rozumiał. Była to lekcja, której miał nigdy nie wykorzystać, a którą Erkes pojął, zanim przeszedł przez bramę Świątyni. Nie ma słabości, robisz co musisz, żeby przeżyć. Podpierając się złamanym drzewcem włóczni Erkes odkuśtykał w kierunku drugiej bramy.

Koniec

Komentarze

Musiałem dwa razy przeczytać, żeby się połapać. Nie wiem, czy to wina narracji, czy otępienie czytającego ;) Sama fabuła całkiem wciągająca, ale szkoda że tak szybko przeleciało (rozumiem, limit znaków). Nie rozumiem jednak jednego. Ogień płonący na szczycie studni? O co chodzi?

Wielkie dzięki za komentarz. Korzystając z moich twórczych możliwości, udało mi się transformować tę nieszczęsną studnię. Oby to pomogło. A chodziło generalnie o kształt, z tym, że studnia, ze swojej definicji, ma konkretną funkcję. Puśćmy ją w niepamięć. Pozwólmy jej odejść. Dziękuję i pozdrawiam.

Witaj!

 

Całkiem ciekawy klimat na opowiadnie kokursowe. Zdecydowanie wyróżnia się oryginalnością. Narracja jest jednak chaotyczna, przez co łatwo jest zgubić się w następującym po sobie ciągu wydarzeń. Podobało mi się, ale nie aż tak, żeby zachwycony zbierał szczękę z klawiatury. ;)

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Naprawdę fajne, chociaż zgadzam się z przedmówcami w kwestii chaosu. Sceny walki trzeba czytać uważnie, by się połapać Kto-kogo-w co uderzył. Ciekawe zakończenie. Pozdrawiam:)

Mnie też się podobało i też uważam, że panuje w tym tekście chaos. Ale jest to do przełknięcia i nie psuje takl bardzo odbioru. Interesująca i ciekawa miniaturka.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka