- Opowiadanie: Hobbes - Noc jest ciemna...(GOT)

Noc jest ciemna...(GOT)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Noc jest ciemna...(GOT)

Zgiełk nocnej bitwy toczonej na ulicach Królewskiej Przystani docierał do Eddarda jako jednostajny szum.

Mężczyzna zatrzymał sie schodząc ze schodów, żeby wyjrzeć przez okno. Pomimo zapadnięcia zmroku walki trwały w najlepsze. Renly pewnie uchwycił pozycje przy Królewskiej Bramie i stamtąd jego siły prowadziły szturm w kierunku Czerwonej Twierdzy. Dość szczęśliwie przybyłe z nim rycerstwo niezbyt dobrze radziło sobie w mieście. Spogladającemu z wysokości Wieży Namiestnika Nedowi zdawało się, że postęp Renly'ego został chwilowo zatrzymany i w morderczej ulicznej walce królewskie wojsko nawet jeśli nie uzyskiwało przewagi, przynajmniej się nie cofało.

Ale w migoczącym blasku pochodni i w gęstwie sztandarów niesionych przez armie zwaśnionych braci trudno było być czegokolwiek pewnym.

Nie tego chciał, kiedy ujawnił czyny Cersei i Jaimego oraz uniemożliwił Joffreyowi zajęcie Żelaznego Tronu. Pamiętał Stannisa jako surowego, lecz uczciwego człowieka, króla, który być może nie będzie kochany, ale na pewno zasłuży na szacunek. Oddychał z ulgą, kiedy okręty ze Smoczej Skały zawinęły do portu stolicy.

Liczył na to, że bracia Roberta, z poparciem Wysogrodu i Północy bez problemu dadzą sobie radę z ewentualnym buntem Casterly Rock.

 

Jak bardzo się mylił…

 

***

 

Pomimo późnej pory, powitała go dokładnie taka, jaką ją widział codziennie przy królu, jakby spodziewała się, że przyjdzie. Łańcuch namiestnika królewskiego kontrastował z bladą skórą wyciętego stanu czerwonej sukni.

– Eddardzie Stark – Uśmiechnęła się, a w jej oczach zatańczyły płomienie. – Cieszę się, że przyszedłeś. Kolejny etap długiej drogi za nami.

Ned poprawił płaszcz. Przez ostatnie dni nie bywał w Wieży Namiestnika – królestwo Melisandre nie witało przyjaźnie swojego byłego lokatora. Czerwona kaplanka zmieniła tu niemal wszystko i samotnia namiestnika ledwo przypominała swój uprzedni wygląd. Niewielki kominek zastapiło olbrzymie palenisko, teraz jarzące się niczym dogasający pogrzebowy stos. Na ogołoconych ze wszystkich ozdób ścianach tańczyły cienie. Przez kilka uderzeń serca miał wrażenie, że wskazują na niego niematerialnymi kończynami, że śmieją się z niego bezgłośnie.

– Wiem o rozkazie – powiedział wreszcie.

– Rozkazie…? – Brwi kapłanki powędrowały w górę.

– Lady Melisandre, mylisz mnie z Petyrem Baelishem, co jest nawet zaskakujące, zważywszy, że osobiście podkładalaś ogień pod jego stos. Ja nie lubię twoich gierek.

– Zauważyłam, Lordzie Stark. – Kobieta uśmiechnęła się leciutko i przeciągnęła jak kotka. – Prawdziwy rycerz północy, twardy, z niezłomnymi zasadami, wierny i krótkowzroczny.

– Mało ci było ofiar?

– Mnie? – Kapłanka teatralnym gestem położyła sobie dłoń na piersi. – To nie były ofiary dla mnie, lordzie Stark.

– Dla twojego boga. Nie udawaj, że Stannis sam wpadł na ich pomysł. Po prostu zaspokajał twoje pragnienie spoglądania na płonących ludzi.

Lśniące czerwienią oczy kobiety zabłysły nagle niebezpiecznym blaskiem.

– To były ofiary dla R'hlorra, lordzie Stark – Jej głos zabrzęczał stalą – Składał je król Stannis, składał je ze zdrajców, składał je dla dobra krainy, aby ochronić ludzi przed ciemnością. Radowałam się tym, że każda taka śmierć dodaje siły Wybrańcowi Światła kierując go na właściwą drogę, niczym więcej.

Stark chciał przz chwilę krzyknąć, chwycić Czerwoną Kapłankę i potrząsnać nią, ale powstrzymał się. Nie po to tu przyszedłeś, Ned, nie po to, żeby wdawać się w kłótnie z tą kobietą.

 

***

 

To Czerwona Kobieta, rozmyślał, idąc waskim chodnikiem wzdłuż blanków fortecy. To ona sprawiła, że Stannis stracił jakiekolwiek umiarkowanie. Najpierw śmierć w ogniu znalazła królowa i jej brat, potem wielki maester, Littlefinger i Varys. A kiedy zdawało się, że to już koniec, Melisandre zażądała też tych, którzy nie zechcieli ugiąć kolan. Posłańcy Renly'ego, protestujący Wielki Septon… Potem ci z Lannisterów, którzy nawet nie potrafili się bronić, ba, nawet nie wiedzieli, że są Lannisterami. Stosy płonęły nieustannie ponad tydzień od przejęcia władzy przez dziedzica Roberta. A od nich zajeło się królestwo.

– Lordzie Stark – Wartownik cofnął się o krok, żeby zrobić Nedowi przejście. Były namiestnik nie mógł nie zauważyć, że coraz więcej żołnierzy w Czerwonej Twierdzy obok herbu królewskiego nosi znak płonącego czerwonego serca. Choć sam nigdy nawet nie rozważał przyjęcia religii króla, nie mógł winić innych. R'hlorr był wszak bogiem zazdrosnym. Odkąd Stannis zasiadł na żelaznym tronie coraz niebezpieczniej było wyznawać Siódemkę, czy Starych Bogów.

– Pilnujcie Wieży Namiestnika. W taką noc ludzie uzurpatora mogą chcieć dostać się cichaczem na zamek. – Burknął w odpowiedzi.

– Tak jest, panie.

Ned pozwolił żołnierzowi przesunąć się bliżej wejścia do wieży, a sam spojrzał ponad blankami murów na horyzont. Ostatnia wiadomość od Robba mówiła, że armia północy wyruszyła z Riverrun. Teraz Eddard mógł tylko zakładać, że jej spowolniony postęp był rezultatem działań lorda Tywina i jego wasali. Od tygodni czekali na kruki z nowymi wieśćmi. Od tygodni spogladali na północ, licząc, że zobaczą nadciągające posiłki. Bezskutecznie.

Teraz, kiedy patrzył poprzez noc, Starkowi zdawało się, że widzi rzadkie błyski pochodni, ale nie mógł być pewien, czy to po prostu nie efekt przemęczenia. Zresztą nawet, gdyby to istotnie była nadciągająca armia, nie dało się stwierdzić, czy to prowadzona przez Robba odsiecz, czy też ciągnący na miasto Lannisterowie.

Zła noc, po długiej serii złych nocy.

 

***

 

Podszedł do paleniska na środku samotni Melisandre. Przez chwilę wpatrywał się w płomyki dogasającego ognia.

– Wprowadziłaś króla w wojnę ze wszystkimi, kobieto, wojnę, której nie można wygrać…

– Doradziłam ukaranie zdrajców – Głos kapłanki był miękki i spokojny. Po uprzednim wybuchu gniewu nie było nawet śladu. – Uważasz, że zdrada nie powinna spotkać się z karą?

– Rozumiem Jaime’ego Lannistera, rozumiem Cersei. Wojna z Lannisterami była nie do uniknięcia, a oni… cóż. Nadal uważam, że ścięcie jest właściwszą karą niż spalenie, ale jeszcze to nie zaprowadzilo nas na krawędź. Ale dzieci?

Wspomnienie krzyczącej w ogniu Myrcelli przebiegło mu przez głowę. Ned zacisnął pięść.

– Potwory zrodzone z kazirodczego związku, w dodatku podstawa dla Tywina Lannistera do powrotu na tron.

– Zwariowałaś, kobieto? – Spojrzał znowu w czerwone oczy Melisandre, ale nie zauważył w nich nic poza niezłomnym przekonaniem o swojej racji. – To były małe dzieci…

– …Które wkrótce by nam zagroziły i dobrze o tym wiesz, Eddardzie Stark.

– Varys, Littlefinger?

– Obaj byli wężami, czekającymi tylko na okazję, żeby ugryźć. Ich śmierć zabezpieczyła pozycje króla. Oburzasz sie na ich los, ale w głębi ducha oddychasz z ulgą, że nie ma ich tutaj.

Ned westchnął ciężko. Bał się tej rozmowy, bał się niezachwianej pewności Melisandre. Kapłanka uśmiechnęła się do niego. Za jej plecami tańczyły cienie.

– Zabiłaś posłów Tyrellów. Wpędziłaś nas w wojnę z Wysogrodem i Lordami Burzy. Wojnę, którą przegrywamy.

– Nie byli posłami, przybyli obwieścić nam władzę króla Renly'ego, nie zgodzili się zgiąć kolan.

– …więc też musieli spłonąć? Czy istnieje koniec twojej żądzy krwi? Czy dopiero to… – wskazał na widoczną przez niewielkie okno panoramę miasta – może ją zaspokoić?

Melisandre podeszła powoli do parapetu i pochyliła sie ponad nim. Jej ogniostorude włosy spływały po alabastrowych plecach widocznych w wyciętej mocno sukni. Przez kilka chwil kapłanka milczała wpatrując się w noc.

– Służę R'hlorrowi, Eddardzie Stark. Służę Azorowi Ahai, wybrańcowi, który stanie naprzeciw ciemności. I choć wiem, że zginę nim zobaczę jego tryumf, nie zaprzestane swojej służby.

 

***

 

Lord Winterfell oderwał się od muru i ruszył ku sali tronowej. Noc miała się mieć wkrótce ku końcowi. Dzisiejsza, jakby powiedziała Czerwona Kapłanka, miała być wyjątkowo ciemna i pełna strachów.

Kończył się czas. Jeśli miał stanąć w obronie miasta, musiał to zrobić teraz.

Szybkie kroki byłego namiestnika rozbrzmiewały w korytarzach Czerwonej Twierdzy, kiedy Eddard szedł na spotkanie z królem.

– Lordzie Stark – Głos Barristana Selmy zatrzymał go wpół kroku – Król nie życzy sobie widzieć nikogo, poza namiestniczką.

– Mam wieści dotyczące sił mojego syna. – Ned miał nadzieję, że tamten nie zauważył wyraźnego wysiłku, z jakim lordowi Winterfell przyszło powiedzieć te słowa – To wiadomość nie znosząca zwłoki. Jeśli jednak wolisz, możemy poczekać na to, aż namiestniczka pofatyguje się tutaj ze swojej wieży.

Barristan Selmy był jednym z trzech gwardzistów królewskich, którzy pozostali przy królu. Boros Blount i Arys Oakheart eskortowali rodzinę króla na Smoczą Skałę, a Preston Greenfeld i Mandon Moore dowodzili wojskami w ulicznych walkach. Sędziwy rycerz, odkąd lord Renly podszedł pod miasto, prawie nie spał, pozostając na ciągłej warcie.

– Król… Czeka na wiadomości od kapłanki, lordzie Stark.

– Wiem. Wiesz pewnie również, jakie wydał rozkazy, prawda?

– Tak. – Na ułamek uderzenia serca Barristan Smiały spuścił wzrok.

– Więc wiesz również, że każda wieść mogąca zmienić jego rozkaz może być na wagę złota, prawda?

– Wiem. A czy masz takie wieści?

Eddard przeklął w duchu. Ze wszystkich osób na świecie, własśnie dowódcy Gwardii Królewskiej nie chciał dzisiaj spotkać.

– Daję ci słowo, Barristanie Śmiały, że król wysłucha mnie i miasto będzie uratowane.

 

Stary rycerz przez moment mierzył go wzrokiem, wreszcie cofnął się o krok.. W oczach mężczyzny błyszczała nadzieja i Ned nienawidził się za to.

 

***

 

Melisandre obróciła się od okna i spojrzała na lorda Winterfell spod burzy rudych włosów. Rubinowe oczy zdawały się płonąć, choć równie dobrze mógł być to ogień z paleniska.

– Wszystko, co robimy, jest zaledwie krokami na ścieżce, lordzie Stark. – powiedziała dziwnie miękkim i uwodzicielskim głosem. – Ścieżce, którą Pan Światła nam wyznacza. Widziałam w ogniu wiele potęg, które urosną i upadną, ale tylko jednego powracającego Azora Ahai. To, co robię, robię dla niego.

– W jaki sposób otwarcie bram wojskom Renly'ego mu pomogło, kobieto? – Warknął Ned. – Obróć sie, spójrz znowu przez okno, nie widzisz, co tam się dzieje?

Melisandre uśmiechnęła się smutno.

– Widzę, co tam się dzieje. To w końcu wszystko kroki na ścieżce Azora Ahai. Jest to smutna ofiara, ale konieczna.

Ned przygryzł wargi, żeby nie krzyknąć w bezsilnej złości. Król wybrał sobie szaloną namiestniczkę i teraz cała Królewska przystań za to płaci. Jeśli nic nie zrobi…

– Uczyniłaś wiele złego, kapłanko, a ja stałem z boku. Teraz tak nie będzie. Daję ci ostatnią szansę, kolejnych nie będzie. Odwołaj rozkaz, Melisandre.

– Jestem tylko służką, nie mogę odwołać królewskiego rozkazu…

– Więc chodź ze mną do sali tronowej, powiedz mu, że to była zła rada, powiedz mu, żeby sam go odwołał…

– Dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić, lordzie Stark.

– To jest całe miasto ludzi, którzy nie mają nic wspolnego z twoimi machinacjami, którzy nic nie zawinili! – Krzyknął wreszcie. Melisandre uśmiechnęła się i otwarła szerzej dotychczas zmrużone oczy.– A ty chcesz ich zabić.

– Staną się ofiarą, która, mam nadzieję, przebudzi w końcu Azora Ahai, lordzie Stark. Czymże jest jedno miasto wobec całego świata, który musimy uchronić przed nocą? – Znowu się uśmiechnęła. Jej pierś unosiła się w szybkich oddechach a źrenice były szeroko rozwarte. Wydawało się… jakby nadchodzaca rzeź budziła w niej niemal seksualne podniecenie. – Zresztą rozkazy są już wydane, piromanci rozmieścili kadzie z dzikim ogniem pod całym miastem, nawet jeślibym chciała, nie mogę nic zrobić.

Ned zacisnął pięść. Domyślał się, że kobieta to powie. Myślał po prostu, że da rade do niej przemówić. Mylił się. Ostatnio, musiał przyznać, że mylił się często. Dlatego podjął odpowiednie kroki, kiedy tylko dowiedział się o rozkazie króla.

– Moi ludzie w tej chwili przejmują składy z dzikim ogniem, kobieto. Nikt dziś nie spłonie ku czci twojego boga.

Podświadomie oczekiwał jakiejś nerwowej reakcji, jakiegoś śladu gniewu, że jej plan spełzł na niczym, ale nie.

– Więc zaraz wyślę kolejnych ludzi. Albo powiem królowi i on to zrobi. – Wydawała się ważyć każde słowo, co chwila zerkając to na jarzace się palenisko, to na Neda. – Ty natomiast, Nedzie Starku, właśnie przyznałeś się do działania wbrew królewskim rozkazom. Zdrady.

Zrobiła dwa nieśpieszne kroki w stronę wiszącej przy jej łożu szarfy. Eddard wiedział, że kazała ją tam umieścić zaledwie parę dni temu – jej pociągnięcie natychmiast wzniecało alarm w wartowni u stóp Wieży Namiestnika.

 

Nie mógł jej na to pozwolić. Teraz była bezbronna, ale jej słowa mogły zabijać. I miały zabić – jesli jej nie powstrzyma. Dobył Lodu.

 

Co dziwne, zatrzymała się kiedy zobaczyła, że idzie w jej stronę, choć był pewien, że zdążyłaby pociągnąć za sznur. Może chciała spojrzeć w oczy swojemu oprawcy? A może obudziło się w niej sumienie?

Miecz gładko przebił miękkie ciało kaplanki. Kobieta westchnęła i wsparła się na ramionach Neda. Była strasznie lekka, choć jakaś część umysłu Eddarda podpowiadała mu, że to dlatego, że nie był przyzwyczajony walczyć z nieopancerzonym, drobnym przeciwnikiem.

Spojrzała prosto na niego i ku zaskoczeniu lorda Winterfell uśmiechnela się zagadkowo. W jej oddechu czuł jakąś egzotyczną woń, a widziane z bliska czerwone oczy zdawały się urzekająco piękne.

– Nic nie wiesz, Eddardzie Stark… – Szepnęła mu jeszcze do ucha. – Nic nie wiesz.

 

***

 

Sala tronowa była niemal pusta. Król Stannis siedział na żelaznym tronie. Musiał być chyba jedynym władcą, który to lubił – prawdopodobnie fakt, że władza była niewygodna i trudna, był dla niego powodem do chwały i dumy.

Podniósł się jednak na dźwięk kroków Eddarda.

 

Lord Winterfell szedł w stronę władcy, którego sam osadził na tronie, z ciężkim sercem. Co też zrobił z nim pobyt w Królewskiej Przystani? Jak szybko zgnilizna tego miejsca sprawiła, że zapomniał o swojej przysiędze wobec króla? Powinien był wracać na północ. Tu nie było jego miejsce.

Czy Barristan zrozumie? Czy straż domu, osłabiona poprzez rozesłanie ludzi za piromantami, da radę ochronić Catelyn i dziewczynki? Czy będzie w stanie zatrzymać walki? Ciekawe, jak się czuł Jaime, dawno temu…

Zawsze gardził Królobójcą. Rycerz nie miał prawa złamać swojej przysięgi, tym bardziej, jeśli był gwardzistą. Dziś jednak sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Stawiając kolejne kroki niemal słyszał przy sobie młodego rycerza, powiewającego białym płaszczem, który własnie miał zbrukać. Ile lat miał wtedy Jaime? Siedemnaście?

Stannis wstał, samotny przy żelaznym tronie, kiedy ulice Królewskiej Przystani spływały krwią. Tak samo jak Aerys tyle lat temu.

"Gdzie Rossart?", zapytał wtedy ostatni z Targaryenów.

– Gdzie Melisandre? – zabrzmiał głos króla.

– Nie żyje. – Odparł Ned spokojnie, unisono ze wspomnieniem spalonego na stosie Jaime Lannistera.

Lód bezdźwięcznie opuścił pochwę. Każdy kolejny krok był coraz cięższy, ale Stark wiedział, że odwrotu już nie ma.

Wpatrzony w Stannisa, nie mógł zobaczyć lekko czerwonego połysku swojej broni. Na ostrzu z valyriańskiej stali tańczył ogień.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Noo, muszę przyznac, że jestem pod dużym wrażniem. Niestety wkradło się sporo błędów. M. in.: to, co muszę napisać chyba pod każdym tekstem na ten konkurs: Nazwy własne piszemy wielkimi literami, a gdy są wieloczłonowe - każdy z członów zaczynamy wielką literą. A więc: "Żelazny Tron", "Królewska Przystań" itd. "Północ" też jest nazwą własną; a przynajmniej w oryginale pisana jest wielka literą.

 

Dlaczego Catelyn nie wróciła na Północ? There must always be a Stark in Winterfell - w tym przypadku musi to być Bran (skoro Robb ruszył na wojnę). Dlaczego matki nie ma z nim, gdy jest mu najbardziej potrzebna? Co tak ważnego robi ona w stolicy?

 

Tyle uwag formalnych. Fabularnie wizja jest smakowita, nawet bardzo bardzo smakowita, a przy tym mimo wszystko, zgrabnie opakowana. Przejrzyj ją jeszcze, popraw drobiazgi i będzie miodzio. :)

Lód, o ile mnie pamięć nie myli, był mieczem katowskim, niezdatnym do normalnej walki. Chyba, że znów się mylę?

Był dwuręcznym mieczem z Valyriańskiej stali. Stark używał go do ucinania głów, bo nie miał okazji nim walczyć. Valyriańska stal była lekka i ostra, więc nie widzę powodów, dlaczego miałby się nie nadawać do walki.

Na przykład dlatego, że był zbyt wielki i nieporęczny, by stalke nosić go przy sobie. Zauważ, że Ned posługuje się nim tylko w uroczystych okazjach - na przykład podczas bitki pod burdelem nie ma o nim ani słowa. Stąd moje przypuszczenie, że na codzień Lord Stark posługiwał si jednak czymś mniejszym.

1. Dzięki:) 2. żelazny tron niestety popsułem. Królewskiej przystani chyba pisałem cały czas z wielkiej? Niestety, nie widze niestety opcji edycji tekstu co oznacza, że sprytne naniesienie poprawek i udawanie, ze taki był plan od początku nie wchodzi w grę. Albo nie znam po prostu narzedzi tego forum. 3. Dla Neda w pewien sposób była to, hm, wielka noc. Wziął Lód właśnie dlatego, że był "specjalny". Ani Melisadnre, ani król, nie byli celami dla zwykłej broni. W końcu to było w pewien sposób wymierzanie sprawiedliwości. Takie było moje wytłumaczenie Lodu, niemniej pewnie mogło byc powiedziane explicite.

and finally, 4. Co do Catelyn. Mój zamysł - Catelyn przybyła wesprzeć męża, w końcu właśnie obalił Joffa i Lannisterów. Potem nie wyjechała - za mało czasu było, a marsz do domu poprzez ziemie Lannisterów, którzy już wtedy byli wrodzy był problematyczny. Więc została, niejako z konieczności. Powinienem był to zapewne dopisać.

Co di Lodu - kupuję Twoje wyjaśnienie, ale powinieneś je zaznaczyć w tekście, a nie pod nim. Co do Catelyn - zawsze mogła popłynąć statkiem do White Harbor. Tą drogą chyba zresztą rzeczywiście  wracała, a przynajmniej rozważano taki plan. ;)

Lód - kiedy pisałem - uznałem, że to widać, widze, że błędnie uznałem - teraz już nic z tym nie zrobię (bo nie mam jak:)).

Catelyn pewnie by mogła. Uznałem, ze została z mężem. Myslę, ze wiedząc, że są z nią watpliwości (i mając na uwadze, że jest mało istotnym elementem) pewnie teraz pisząc w ogóle bym jej nie wsopminał. Na tekst nie ma wpływu a  generuje problem:)

Sprawnie napisane, bardzo przyjemnie się czytało :)

Pozdrowienia

a.

Dzięki:) Po przegapieniu bonusa wychodzi na to, że musze na nim polegać...

Nowa Fantastyka