- Opowiadanie: Reinee - Wielka draka o chłopaka [CASTING 2013]

Wielka draka o chłopaka [CASTING 2013]

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Wielka draka o chłopaka [CASTING 2013]

 

Życzę lekkiej i przyjemnej lektury.

 

 

Wielka draka o chłopaka

 

W liceum było całkiem fajnie. Nie licząc nauczycieli, wszyscy byli mili i przyjaźnie nastawieni, a dziewczyny ładne i w niewytłumaczalny sposób doroślejsze.

Jakby po opuszczeniu gimnazjum pozbyły się trampek i kolorowych bluz, a szafki zapełniły koszulami, tunikami i butami na obcasie.

Aleksander nie mógł się jednak cieszyć urokami nowej szkoły. Dziewczyny i tak nie za bardzo go interesowały, chyba nie wszedł jeszcze w ten etap życia, w którym powinien myśleć tylko o jednym. Nie przejmował się też wyjątkową nieuprzejmością nowych nauczycieli, zwłaszcza chemiczki Małgorzaty Zabij-Ucznia i dyrektora-matematyka Jarosława Kuśnierza. Olek był mądry, stopnie w gimnazjum miał dobre, radził więc sobie z tonami prac domowych, jakie już od pierwszych dni zadawali nauczyciele.

Jego problem był ponad tym wszystkim i zdawał się nie mieć rozwiązania. Chłopak postanowił się w końcu podzielić nim ze swoimi przyjaciółmi. Miał ich dwóch, obaj ze starej klasy w gimnazjum. Konrad był nie najbystrzejszy, jakimś cudem dostał się jednak do liceum z najwyższym możliwym wynikiem na teście gimnazjalnym. Prymus Wojtek wciąż żądał zbadania, czy nie zamieniono ich kart odpowiedzi. Z najgorszym wynikiem trafił do zawodówki i dobrze, bo nikt za nim nie przepadał. Najlepszym przyjacielem Olka był Kamil, spędzili trzy lata w jednej ławce i planowali drugie tyle. Był zawsze klasowym chuliganem, lubił wpakować się w kłopoty i choć nie uczył się w ogóle, oceny miał przyzwoite.

– Mam kłopot – wyznał smutno Olek, gdy wraz z kumplami opijał colą pierwsze licealne oceny. – Ktoś mnie śledzi.

– Pokaż mi go. – Zerwał się Kamil. – Połamię mu nogi, to przestanie za tobą łazić.

Aleksander długo zbierał się w sobie, aż wydusił:

– To dziewczyna.

– A to przepraszam, odpuszczam. – Kamil rozsiał się wygodnie na barowej sofie. – Kobiet nie biję. Ładna?

– Chyba całkiem ładna, nie znam się…

– Duże?

– No nawet… Ale to bez znaczenia! Śledzi mnie, rozumiesz? – Olek podniósł głos, ale zaraz się uspokoił.

– Co duże? – Do rozmowy dołączył Konrad, dotąd w milczeniu pijący colę przez słomkę.

– Mam duże kłopoty. – Olek nie miał zamiaru tłumaczyć przyjacielowi pewnych spraw. – Łaziła za mną całe wakacje. Skapnąłem się, jak zobaczyłem ją dwa razy tego samego dnia. Potem ciągle patrzyłem przez ramię, gdzie bym nie poszedł, zawsze była gdzieś w tłumie. Ostatnio zaczęła przechadzać się pod moim oknem. Nie znam jej, ale jest jakaś dziwna. Ma bardzo długie włosy, do nóg. Do tego nosi dziwne ciuchy, jakieś suknie z falbanami, kokardy pod szyją…

– Taka gothic lolita. – Zabłysł fachowym określeniem Kamil. – Taka dziewczyna – dodał, widząc, że Konrad chce o coś zapytać. – Prześladowanie jest chyba nielegalne.

– I co, mam iść na policje powiedzieć, że boję się dziewczyny? Nawet rodzicom nie mówiłem.

Konradowi cola poszła nosem.

– Boisz się dziewczyny? – zapytał rozbawiony.

– Kiedy ostatnio ją widziałeś? – Kamil całkowicie zignorował Konrada.

Olek uniósł nieznacznie palec.

– Tam siedzi.

Zerknęli we wskazanym kierunku. Kilka stolików dalej siedziała samotna dziewczyna i piła kawę. Była w wieku chłopców, ubrana w koszulę i spódniczkę pomarszczoną jak róża, na szyji miała zawiązaną wstążeczkę. Stroju dopełniały rajstopy z fikuśnym, kwiatowym wzorem. Gdy siedziała, czarne, proste włosy opadały jej do ziemi. Spojrzała nagle znad filiżanki w kierunku chłopców. Miała dziwne oczy, wielkie, ciemne i matowe jak granit. Olek i jego kumple zadrżeli.

– Trochę straszna… – przyznał Kamil, szybko odwracając głowę.

– Fajna laska. Taka inna… – Konrada najwyraźniej pociągały rzeczy mroczne i nieznane. – Masz farta. Mnie śledzi tylko jakiś brodaty dziad.

Przyjaciele spojrzeli na niego zaskoczeni.

– O czym ty mówisz?

– Nie wiem dokładnie od kiedy, ale łazi za mną. O, tam jest. – Wskazał na wielkie okno obok wejścia do lokalu.

Za szybą stał starzec o wyglądzie dyrektora szkoły magii z popularnej serii filmów o szkole magii. Długi prochowiec wyglądał nawet trochę jak szata czarodzieja. Widząc, że został zauważony, odwrócił się w bok i zaczął dla niepoznaki jeść banana.

Przyjaciele nachylili się nad stołem.

– To jest bardzo podejrzana sytuacja – ocenił Olek.

– Jesteśmy otoczeni. – Kamil zachował najwięcej zimnej krwi, nie licząc Konrada, który był za głupi na strach. – Spokojnie, mam plan. Poczekajcie trzy sekundy po tym, jak wyjdę. Potem sami stąd spadajcie.

Jednym łykiem dopił colę. Jakby nigdy nic wstał i założył skórzaną kurtkę. Wyszedł z lokalu i zaczął iść w stronę starca. Gdy był dosłownie krok przed nim skoczył i przyłożył brodaczowi w nos. Zahaczył pięścią o banana, który w formie papki pokrył całą twarz mężczyzny. Uderzony upadł jak długi, a Kamil zaczął uciekać.

Tajemnicza dziewczyna też widziała całe zajście, uśmiechnęła się pod nosem. Dwaj przyjaciele szybko wstali i udali się w stronę wyjścia. Prześladowczyni Olka wyszła kilka chwil później, zostawiając niedopitą kawę.

 

*

 

Sytuacja już wcześniej była skomplikowana, teraz stała się zagadką nie do wyjaśnienia. Czemu Olek i jeden z jego przyjaciół byli śledzeni? Czy dziewczyna i starzec współpracują ze sobą? Aleksander nie mógł się skupić na nauce na jutrzejszą kartkówkę z przyszłomiesięcznego materiału u pani Zabij-Ucznia. Zadzwonił do Konrada, żeby o wszystkim pogadać. Przyjaciel powiedział, że starzec powrócił i obserwuje okolicę jego domu. Olek szybko wybrał numer Kamila i opisał sytuację, połączył się znowu z Konradem. Młody chuligan przybiegł już pod dom przyjaciela i gonił właśnie dziadka, by znów mu dołożyć. Pytanie, jak długo będą stosowali to rozwiązanie. I kto zasadzi w nos śledzącą Olka dziewczynę? On też nie bił kobiet.

 

*

 

Następny dzień był deszczowy i szary. Olek stał na przystanku, chował się przed deszczem. Autobus miał być za kilka minut, lepiej żeby przyjechał o czasie, bo na pierwszej lekcji kartkówka. Chłopak nie był sam, ktoś stał obok niego, ale całą twarz miał zasłoniętą parasolem. Zaspany Olek dopiero za drugim zerknięciem zauważył wystające, długie włosy. Ale było już za późno na ucieczkę. Dziewczyna jakby instynktownie wiedziała, kiedy się ujawnić. Odsłoniła twarz.

Dziś wyglądała jeszcze dziwniej niż zwykle. Miała na sobie marynarkę, pod spodem koszulę z krawatem. Do kraciastej spódniczki dobrała białe podkolanówki, na stopy lakierki. Olek z rozpaczą zauważył jeszcze dwa istotne szczegóły. Plecak, czy raczej brązowy tornister, jakie noszono pięćdziesiąt, a może i sto lat temu, zwisał z ramienia dziewczyny. Na piersi miała godło jego liceum.

– Cześć – odezwała się. Miała lekko zachrypnięty głos punkowej wokalistki.

– Cześć… – wydukał Olek. Plecami dotknął właśnie ściany przystanku, a dziewczyna zachichotała.

– Widzieliśmy się wczoraj w kawiarni, co nie?

– I przez całe wakacje w kilku miejscach… – powiedział Olek, nim zdążył ugryźć się w język.

Dziewczyna zrobiła poważną minę, podeszła do niego szybkim krokiem. Położyła dłoń na ścianie przystanku tuż obok jego głowy.

– Pocałuj mnie

– Co?

 

Bez dalszych ostrzeżeń zbliżyła swoje usta do jego. Olek w sytuacjach zagrożenia dostawał niezwykłego refleksu, tak było i tym razem. Uciekł w dół, kucając. Autobus już się zbliżał. Chłopakowi nie pozostało nic innego jak złamać jedną ze swoich zasad i użyć przemocy. Mocne odepchnięcie w podbrzusze rzuciło dziewczynę na kolana.

 

– Ty gnoju… – rzuciła za nim przez zaciśnięte zęby, gdy biegł już do pojazdu. Chciała wstać, ale ból jej nie pozwolił.

 

Olek widział jeszcze przez okno autobusu, jak wygraża mu pięścią.

 

*

 

Chłopak był z siebie bardzo dumny. Nie tylko stawił czoła lękowi, ale jeszcze udowodnił, że umie uczyć się od najlepszych, wykorzystując metodę Kamila. Kartkówkę napisał bardzo dobrze, oddał ją nawet jako pierwszy. Stara jak świat i pomarszczona jak mops Zabij-Uczeń zerknęła na nią tylko, zdenerwowana zgniotła kartkę i wpisała piątkę. Kazała mu się wynosić z klasy, bo, jak sama powiedziała, od dziesięciu lat nikt jej tak nie upokorzył.

 

Zadowolony Olek spacerował po korytarzu, gdy jakaś siła uderzyła go w plecy. Upadł, ktoś go przetoczył i usiadł na nim. To była ona! Twarz dziewczyny tuż nad jego, otoczone klatką zwisających, ciemnych włosów. Była cała przemoczona.

 

– Tylko jeden pocałunek! – krzyknęła i zaczęła się nachylać. Nagle odleciała w bok.

 

Ktoś stał nad Olkiem z uniesioną nogą. Szybko rozpoznał tę dziewczynę, prawdziwą żywą legendę liceum. Już pierwszego dnia pokazywano mu ją palcami. Najponętniejsza nastoletnia blondynka świata i królowa tej szkoły. Przewodnicząca samorządu uczniowskiego i chyba każdego kółka, które działało w liceum, Ewelina z trzeciej C. Podała chłopakowi dłoń, a on ją ujął i wstał. Nigdy w życiu nie dotykał nic tak delikatnego.

 

– Wszystko w porządku? – zapytała z troską. Miała głos, który przywodził na myśl wlewanie miodu do ciepłego mleka. Olek tak pomyślał i nie umiał sobie odpowiedzieć, dlaczego. – Ona cię dręczyła? – Spojrzała z gniewem na ciemnowłosą. Ta wiła się po podłodze trzymając za obolały brzuch.

 

– Coś w tym stylu.

 

– Nie lubię uczniów, którzy od początku sprawiają problemy. Choć, całego cię zmoczyła. Dam ci ręcznik i ciepłej herbaty. Nawet na głowę ci nakapało!

 

Dopiero gdy zaczęli iść Olek zauważył, że wciąż trzyma jej rękę. Doszli tak do pokoju samorządu uczniowskiego. Ewelina otworzyła go małym kluczykiem i zaprosiła chłopaka do środka. Niemal połowę pomieszczenia zajmowała piramida z ławek szkolnych. Na wolnej przestrzeni ledwo mieścił się niewielki stół, kilka krzeseł i szafka. Ewelina wyjęła z niej elektryczny czajnik, nalała do niego wody z kranu na ścianie i włączyła. Potem z tej samej szafki wyjęła pachnący kwiatami ręcznik. Olek wyciągnął po niego ręce, ale dziewczyna sama zaczęła wycierać mu głowę. Ewelina uśmiechnęła się. W kąciku ust miała niewielki pieprzyk, od tysięcy lat gwarancja stuprocentowej seksowności kobiety.

 

– Ona miała mundurek – zaczął Olek, by przerwać przejmującą ciszę. Raz po raz czuł, jak Ewelina dotyka go nie przez ręcznik. – W tej szkole nie ma mundurków.

 

– Może sama sobie uszyła? Nie przejmuj się nią, jeszcze dziś opowiem o tej dziewczynie dyrekcji. – Zostawiła mu ręcznik i zaczęła wyciągać z szafki kubek, herbatę, cukier i łyżeczkę. Czajnik wydał kliknięcie, po chwili rozkoszny zapach wypełnił pomieszczenie. Licealiści usiedli naprzeciwko siebie.

 

– Często masz z nią do czynienia?

 

– Tak. Można powiedzieć, że mnie nęka…

 

Ewelina zachichotała, wpatrzona w chłopaka.

 

– Muszę powiedzieć, że się jej nie dziwię. Przystojniak z ciebie…

 

Olek zakrztusił się, ledwo przełknął i zaczął kasłać. Ewelina szybko wstała i delikatnie uderzyła go w plecy.

 

– Uważaj, gorąca.

 

– Nie, ja tylko… – Nie skończył, bo sam nie wiedział, co tylko. Jego spokojne, szkolne życie nabierało zawirowań. Czy tak jest właśnie w liceum? Jesteś obiektem pożądań każdej kobiety? Zaczął tęsknić za gimnazjum, kiedy sprawy damsko-męskie nie wchodziły z butami do życia. Właściwie to w ogóle nie miał z nimi do czynienia i nie przeszkadzało mu to.

 

– Dzisiaj piątek. Masz jakieś plany?

 

Pokręcił szybko głową.

 

– Ja też nie… – Nachyliła się nad nim, zrobiła sztucznie znudzoną minę. – Byłoby miło, jakby jakiś chłopak gdzieś mnie zaprosił. Ale chyba żaden nie ma odwagi. Jestem taka straszna?

 

– Nie, w ogóle! – odparł instynktownie. Choć jego trochę przerażała.

 

Przewróciła oczami.

 

– Więc, może… – Dotknęła delikatnie jego twarzy.

 

– Więc może… pójdziesz ze mną… gdzieś.

 

Uśmiechnęła się słodko.

 

– Z chęcią. Jak mogłabym odmówić takiemu miłemu chłopcu. I do tego przystojnemu. Wiesz, gdzie jest kawiarenka niedaleko szkoły? Spotkajmy się tam o szóstej, zgoda?

 

Pokiwał głową. Chyba właśnie się w coś wpakował, ale nie wiedział dokładnie w co. Przez chwilę przypominał sobie słowo, które znał z filmów.

 

– Randka – obwieścił trochę za głośno swoje odkrycie. Ewelina, która właśnie chowała rzeczy do szafki, spojrzała na niego zdziwiona i zachichotała.

 

– Tak, to randka. Nie pal dzisiaj.

 

– Nie palę… – nie zrozumiał, o co jej chodziło. Uśmiechnęła się tylko. Dopił herbatę. Wyszli i pożegnali się, do końca lekcji już jej nie spotkał.

 

*

 

Na następnej przerwie Kamil uderzył go w tył głowy.

– Za co? – Olek złapał się za obolały czerep.

– Myślałeś, że się nie dowiem? – Kumpel zagroził mu pięścią. – Cała szkoła huczy od plotek! Masz randkę z Eweliną!

Chłopak nie wiedział, skąd ktokolwiek miałby to wiedzieć. Ona się chwaliła?

-Tak jakoś wyszło…

– Przecież masz swoją, czarnulkę! Mało ci bab? Zmieniłeś się, Olek, w gimnazjum nie byleś taki! – Kamil jakby posmutniał.

– Stary, nie wiem co się dzieję dookoła mnie! Przysięgam, nagle wszystkie laski czegoś ode mnie chcą!

– Ewelina, to jedyny powód, dla którego wybrałem to liceum! To moja sąsiadka od dziesięciu lat! Myślałem, że może jak tu pójdę, to mnie zauważy…

Olek zawstydził się. Nie chciał przecież nikogo skrzywdzić.

– Przepraszam, nie wiedziałem.

– Masz farta, Konrad dobrze mówił. Czemu za mną uganiają się tylko brzydkie i grube laski?

– I co z nimi robisz? – Chłopak miał nadzieję, że ponownie będzie mógł zastosować metodę Kamila.

Przyjaciel wzruszył ramionami.

– Siatka na głowę i za ojczyznę.

– Chyba torba. – Olek przypomniał sobie prawidłową wersję powiedzonka.

Kamil pokręcił głową.

– Dusi się plastikową siatką.

Olek uzmysłowił sobie, jak dobrze, że Kamil jest po jego stronie.

 

*

 

Wychodząc ze szkoły, Olek spotkał ciemnowłosą. Od razu postawił gardę, uczyniła to samo. Mierzyli się wzrokiem. Odpuściła pierwsza.

– Słuchaj, przepraszam. Chyba byłam zbyt natrętna.

Chłopak zdziwił się, ale pozostał w bojowej pozycji.

– Możemy pogadać? – spytała.

– Dobrze, ale nic nie kombinuj, nie podchodź i nie atakuj mnie.

Prychnęła gniewnie. Warunki ewidentnie jej nie leżały.

– Nie to nie. – Olek wzruszył ramionami. – Cześć!

– Czekaj! – wyciągnęła do niego rękę, ale powstrzymała się i zrobiła krok w tył. Chwilę pocierała swoje ramię, odwróciła głowę, nie wiedziała, co powiedzieć. Olek złapał się na myśleniu, że jest całkiem urocza, gdy nie rzuca się na niego.

– Mam na imię Miletta – wydukała w końcu.

– Jestem Aleksander.

– Słyszałam, że chodzisz z tą Eweliną… – Odruchowo chwyciła się za obolały bok.

Coś złapało chłopaka za żołądek. Najpierw cała szkoła wiedziała, że idzie z nią na randkę, teraz są już parą. Miał nadzieję, że jeszcze uda mu się odkręcić to wszystko. Sam jest sobie winny, dlaczego musiał ją zaprosić… No właśnie, dlaczego? Z perspektywy czasu nie umiał wyjaśnić swojego zachowania.

– Jesteśmy przyjaciółmi – powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, a co nie powinno nikogo urazić i nie było kłamstwem. – Idę z nią do kawiarni, to wszystko.

Miletta uśmiechnęła się, splotła ręce za plecami.

– To może my też możemy być przyjaciółmi? I pójść gdzieś razem?

Chłopak przymknął oczy, na ułamek sekundy uciekając do swego wnętrza. Wolał już chyba, gdy musiał przed Milettą uciekać, niż z nią gadać.

– Może w przyszłym tygodniu? – Znów się zgodził, wbrew własnej naturze. Czemu nie umie odmawiać? Tak czy inaczej dał sobie przynajmniej nieco czasu na przemyślenie wszystkiego.

Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło. Już nie wydawała się taka straszna, nawet jej oczy jak dwa węgielki wydawały się ładne.

– Dobrze, bo w weekend i tak jestem śmiertelnie zajęta. A z tą Eweliną uważaj. Dobrze ci radzę, dla własnego bezpieczeństwa nie spoufalaj się z nią za bardzo. – rzuciła i pognała w stronę bramy szkoły.

Olek jeszcze długo zastanawiał się, czy była to rada, czy groźba.

 

*

 

Stało się coś dziwnego. Jak zawsze po powrocie do domu, położył się na łóżko, by nieco się pouczyć. W poniedziałek dyrektor Kuśnierz zrobi próbną maturę, której wynik będzie stanowił połowę średniej po pierwszym roku, nauka do tak ważnego egzaminu była obowiązkowa. Ale pierwszy raz, odkąd Olek nauczył się czytać, nie miał ochoty zagłębić się w podręcznik. Przekartkował go tylko i położył sobie na twarzy.

– Co się dzieje? – spytał cicho sam siebie. Jedyne o czym myślał, to Ewelina i Miletta! Czy to już się zaczęło? Czy dorósł właśnie do spraw damsko-męskich? Czy już nigdy nie będzie mógł się uczyć? Nie! Nie akceptował tego! Zaczął miotać się po łóżku, ale szybko ochłonął.

– Skoro mój mózg koncentruje się na nich, trzeba to wykorzystać – zaczął spokojnie kalkulować. – Może wykombinuję, jak rozwiązać ten ambaras.

Położył się wygodnie i zaczął myśleć. Najpierw musi sobie odpowiedzieć na pytanie, która podoba mu się bardziej. Co? Nie, takiego pytania nawet nie było! Jakie to ma w ogóle znaczenie? Chce zakończyć sprawę z nimi obiema! Z Eweliną będzie o wiele trudniej. Była taka miła, nie chciałby jej sprawić przykrości.

Wydaje się osobą spokojną, ale stanowczą. Jest bardzo dojrzała i opiekuńcza, Miletta na pewno taka nie jest. To dziwaczka i wariatka. Ale kiedy nie szaleje jest jakaś taka… Nieporadna. Obie też wyglądają zupełnie inaczej, ale obie są ładne. No i Miletta jest młodsza, a do tego…

Chłopak usiadł, niczym wampir w trumnie w starych horrorach.

– Moje myśli pobiegły w dziwnym kierunku.

Spojrzał na zegarek, było po czwartej. Musi zjeść obiad, wykonać kilka obowiązków domowych. Do tego się przyszykować i dojechać w okolice szkoły. Wstał, dzisiaj się nie pouczy.

 

*

 

W kawiarence był pięć minut przed czasem. Włożył koszulę, bo domyślił się, że musi wyglądać ładnie. Czekał przed wejściem i zobaczył swoją randkę na tle czerwonego słońca. Szła machając do niego wesoło. Pogoda szalała we wrześniu, poranki były mroźne i deszczowe, popołudnia i wieczory ciepłe, co dziewczyna sumiennie wykorzystała. Założyła zwiewną, białą sukienkę na ramiączkach, przewiązaną w pasie czerwoną wstęgą, na głowę białą, pofałdowaną czapkę. Miała opalone, długie nogi, a jej złote loki zatańczyły, gdy podbiegała do chłopaka. Olek zdołał jedynie przełknąć ślinę.

 

– Bałam się, że nie przyjdziesz – zagadała bawiąc się paskiem swojej niewielkiej torebki.

 

– Ja?

 

Zachichotała i złapała go pod ramię.

 

– Wejdziemy?

 

– My?

 

Lokal był mały i uroczy, wystrój imitował zielony ogród. Meble były wiklinowe, a po ścianach ciągnął się bluszcz. Zajęli stolik. Kelner pojawił się po chwili.

 

– Wezmę cappuccino – powiedziała mu i spojrzała na Olka. Położyła swoją dłoń na jego. – A ty?

 

-Ja? Ja, ja… – Nie umiał się wysłowić i błądził wzrokiem to po niej, to po kelnerze. – T-też Kaczupino!

 

Kelner zapisał zamówienie i odszedł. Olek opadł zmęczony na krzesło, uwalniając się od jej dotyku. Przedtem zgadzał się na coś wbrew swojej woli, teraz w ogóle gubi język. Co to za magia?!

 

– Coś nie tak? – zapytała troskliwie, trzepocząc rzęsami.

 

Chłopak wbił wzrok w swoje kolana, wziął głęboki oddech. Jeśli chciał się uwolnić od serii nieplanowanych i dziwnych wydarzeń, które nawiedzały ostatnio jego życie, to był jeden z ostatnich momentów do działania. Zebrał się w sobie.

 

-Jesteśbardzomiłąfajnąiładnądziewczynąimówiętoszczerzealetobezsensuniechcęsięztobąumawiaćwolębyćsam. Tonietwojawinaamójnajlepszyprzyjacielkochasięwtobieodlat – wydusił na jednych oddechu. Poczuł się jak mężczyzna, zrobił to, co należało.

 

Uniósł głowę, by spojrzeć Ewelinie w oczy. Tłumaczyła coś kelnerowi, który przyniósł talerzyk z dwoma chrupiącymi ciasteczkami. Olek zacisnął usta i pokiwał smutno głową.

 

– No tak.

 

– Co no tak? – Teraz usłyszała, kelner już odchodził.

 

– Nic… – odparł. Nie miał już zapasów silnej woli.

 

Po chwili przyszło zamówienie. Rozmawiali, ale konwersacja się nie kleił, choć ona bardzo się starała. Próbowała wszelkich możliwych tematów, ale Olek nie mówił więcej niż pojedyncze słowa. Mimo to pozostała niezrażona, koszmar trwała. Gdy wypiła, przysunęła się maksymalnie do stołu. Olek trzymał ręce pod blatem, sięgając tylko po filiżankę od czasu do czasu, wykorzystała jeden z tych momentów. Złapała go mocno za dłoń. Nie uwolniłby się bez mocnego i brutalnego szarpnięcia.

 

– Jesteś taki skryty. – Delikatnie łaskotała go kciukiem. – Nie musisz być nieśmiały.

 

– Mhm.

 

– Nie podobam ci się, prawda? – Zrobiła smutną minę. Najsmutniejszą ze smutnych min w całej historii kobiet manipulujących mężczyznami. W tym pytaniu było ukrytych milion innych. Byłbyś zdolny zabić szczeniaczka? Jesteś potworem? To ty jesteś odpowiedzialny za głód i wojny na świecie? Żadna istota na świecie z choćby skrawkiem sumienia nie miałaby serca odpowiedzieć twierdząco.

 

– Podobasz mi się. – Olek obdarował ją najbardziej wymuszonym uśmiechem w swoim życiu.

 

Nawet nie kłamał za bardzo. Była oczywiście ładna. I miał o niej bardzo dobre zdanie. Chętnie by się z nią zaprzyjaźnił. Ale nie chciał niczego więcej.

 

Nachyliła się do niego i przymknęła oczy. Rozkosznie rozchyliła usta. Olek przełknął głośno ślinę.

 

– Nieeeeeee!!! – Usłyszał za plecami i odwrócił głowę. Do lokalu wpadł znajomy, brodaty starzec.

 

Wbił spojrzenie w parę i podszedł do nich. Złapał za kant blatu i rzucił całym stołem, przewracając Ewelinę. Kilka kobiet w lokalu krzyknęło, kilku mężczyzn już wstawało, ale starzec nie został w kawiarence ani jednej zbędnej chwili dłużej. Wybiegł z niej, ciągnąc złapanego za rękę Olka. Chłopak był tak zaskoczony, że nie było mowy o jakimkolwiek oporze. Ledwo co trzymał równowagę w biegu, by nie upaść twarzą na chodnik. Gdy powoli łapał rytm, brodacz wciągnął go w ciemną uliczkę. Obaj zaczęli głośno sapać.

 

– Czego chcesz? – zdołał powiedzieć Olek, przywierając do muru.

 

Mężczyzna złapał się za kolana, próbując złapać oddech.

 

– Pocałowała cię? – wysapał w końcu.

 

– Nie zdążyła… Dzięki. – Myśl, że dziwaczny starzec go uratował od niechcianej czynności, przyszła nagle i niespodziewanie. Ale wyzwoliła w Olku czystą wdzięczność i sympatię do tego człowieka.

 

Starzec wyciągnął manierkę i wypił kilka łyków. Skrzywił się i usiadł na chodniku, opierając plecy o budynek.

 

– Możemy porozmawiać?

 

– Ale ty nie chcesz się całować?

 

– Nie, wierz mi, że nie.

 

Olek też usiadł, był nawet ciekaw, co powie mu brodacz.

 

– Jesteś Aleksander, prawda? Wiem co nieco o tobie. Mnie zwą Bondolfo. Muszę powiedzieć ci coś ważnego, ale istnieje poważna szansa, że mi nie uwierzysz.

 

– Gdyby ktoś niedawno powiedział mi, jak potoczy się niedługo moje życie, też bym nie uwierzył. – Chłopak machnął ręką.

 

– Cóż, to, co chcę ci przekazać, powinno wszystko wyjaśnić.

 

– W takim wypadku zamieniam się w słuch.

 

Bondolfo wstał i otrzepał swój płaszcz, ukłonił się.

 

– Jestem nadwornym magiem królestwa Fantazji z innego wymiaru.

 

Chłopak pokiwał z uznaniem głową. Zapowiadało się ciekawie.

 

– Ponad piętnaście lat temu na Fantazję napadły demony, paliły, grabiły, czasem nawet gwałciły, w swym okrutnym marszu dotarły do stolicy. Gdy zajmowały już pałac królewski, wprowadziłem w życie ostateczny plan i wygnałem je do innego wymiaru. Tego wymiaru. Nie wiedziałem jednak, że jeden z demonów trzymał właśnie nowonarodzonego syna króla, planując go zabić. Chłopiec został zabrany wraz z demonami.

 

Mag zrobił przerwę. Wpatrywał się w Olka, czekając, aż zada pytanie.

 

– Czy jestem synem króla Fantazji? – spytał chłopak bez przekonania.

 

– Gdzieś tak na sześćdziesiąty procent.

 

– Och. – Olek wstał. – Dobra, to wszystko jest bardzo fajne, ale chyba już pójdę…

 

– Siadaj! – Bondolfo podniósł głos. Jego sylwetka jakby urosła, a niebo dziwnie pociemniało. Chłopak opadł, robiąc wielkie oczy. Po sekundzie wszystko się uspokoiło. – Pozwól mi dokończyć. Ponieważ królewicz, nazywany dalej tobą, nie był bezpośrednim celem zaklęcia, było możliwe, że po skoku wyrzuciło cię w znacznej odległości od demonów. Istniała szansa, że żyjesz. Zaklęcie jednak naruszyło strukturę ścian międzywymiarowych do tego stopnia, że nijak nie dało się wykonać kolejnego skoku. Podróże stały się niemożliwe. Ostatnio jednak naprężenie zmniejszyło się, wybrałem się więc, by cię odnaleźć. No i jestem.

 

Chłopak niepewnie pokiwał głową.

 

– Możesz to jakoś udowodnić? – zapytał rzeczowo. – Wiesz, żebym nie brał cię za wariata.

 

Bondolfo pokręcił głową.

 

– Mógłbym co prawda rzucić kilka zaklęć, ale to niebezpieczne. Moja moc magiczna nie odnowi się w tym wymiarze, a muszę mieć jej zapas na otworzenie drogi powrotnej dla mnie i dla ciebie.

 

– Czy to czas na pytania?

 

– Śmiało.

 

– Jak bycie zaginionym królewiczem z królestwa z innego wymiaru wyjaśnia nagły wzrost zainteresowania dziewczyn moją osobą? – spytał poważnie.

 

Bondolfo wzruszył tylko ramionami.

 

– Każda kobieta chce swojego księcia z bajki.

 

– One wiedzą? – zdziwił się Olek.

 

– Ta ciemnowłosa… – Mag prychnął gniewnie. – To Miletta LaPaletta zwana wojowniczą księżniczką, moja dawna uczennica. Była zbyt pyszna i niezdrowo ambitna, więc ją odesłałem. A ona ukradła jeden z moich magicznych zwojów z zaklęciem otwierania bram międzywymiarowych. Też cię szuka. Znając ją, marzy jej się posadka przyszłej władczyni Fantazji, a to może osiągnąć tylko u twojego boku.

 

Olek pomyślał przez moment. Porzucając na chwilę logikę i przywiązanie do rzeczywistości, mógł przyjąć, że to całkiem logiczne wyjaśnienie zachowania Miletty. W końcu bardzo nachalnie chce się do niego zbliżyć, jakby miała w tym interes. Zakładając, że faktycznie pochodzą z magiem z innego wymiaru, albo uciekli z tego samego zakładu zamkniętego, to wszystko łączy się w całość.

 

– Pewnie chciała cię pocałować, co? – Bondolfo pokiwał głową. – Nie pozwól jej na to. Ani nikomu innemu. Fantazja to kraina magii, uczuć i szczerości. Niczym z Disneya, że posłużę się nawiązaniem do waszej kultury. Istnieje w niej stara tradycja podparta potężnym zaklęciem. Dla członka szlacheckiego rodu pierwszy pocałunek jest równoznaczny z oświadczynami.

 

– Co takiego? – Chłopak zrobił wielkie oczy.

 

– W Fantazji czcimy czystość uczuć, zwłaszcza pierwszej miłości…

 

– Jesteście krainą marzeń małych dziewczynek i nastolatek?

 

Bondolfo uśmiechnął się, nieco zażenowany i uciekł wzrokiem, ale kiwnął głową.

 

– Dobrze, jeszcze jedno pytanie. Czemu śledziłeś Konrada?

 

– Podejrzewałem, że to on jest synem króla – przyznał mag. – Znałem przybliżone miejsce, gdzie królewicz mógł się wychowywać i jego wiek. Do tego mogłem szukać tylko podobieństwa do króla i królowej. Ja postawiłem na niego, Miletta na ciebie. Do tego stała się tak pewna, że zaczęła działać, to mnie przekonało. No i demony też zwróciły uwagę na ciebie…

 

Chłopak pomyślał chwilę, coś zaświtało w głowie.

 

– Demony? – zapytał niepewnie. – Czyli Ewelina…?

 

– Jest jedną z nich, albo z nimi współpracuje. Podejrzewam, że ich bazą jest twoje liceum. To uczniowie bądź nauczyciele. Dotąd nie miałem żadnych tropów co do ich miejsca pobytu, zachowanie tej blondyneczki otworzyło mi oczy. Mam jeszcze trochę czasu na upewnienie się w tej kwestii…

 

To by się zgadzało, Olek wyczuwał niepokojącą, złą aurę od licealnych nauczycieli. Ale w gimnazjum i podstawówce było podobnie. Dotąd myślał, że to charakterystyczna cecha tego zawodu.

 

– Wychodząc za ciebie za mąż, Ewelina, bez wojny, dałaby demoną władzę w Fantazji. Nie zadawaj się z tą dziewczyną. Z Milettą też nie. Najlepiej nie zadawaj się z żadną dziewczyną. Posłuchaj, jeśli mi nie wierzysz, mogę udowodnić ci wszystko za dwa dni. W poniedziałek o szóstej rano bądź pod swoją szkołą. Ja muszę się przygotować, bywaj, królewiczu.

 

Ukłonił się dworsko i uciekł. Olek został sam. Czuł, że bagno wciągnęło go teraz po samą szyję. Przedtem było dziwnie. Teraz było nienormalnie w najgorszym znaczeniu tego słowa. Miał do wyboru uwierzyć w istnienie innego wymiaru, z którego sam pochodzi, albo do natarczywej dziwaczki i manipulującej nim piękności dodać starego wariata, zwiększając do trzech liczbę członków klubu ludzi nagle ingerujących w jego życie. Cóż, Bondolfo obiecał, że Olek we wszystko uwierzy, jeśli się z nim spotka. Nie szkodziło dać mu szansę. Zwłaszcza, że Olek miał kogoś po swojej stronie, na kogo zawsze mógł liczyć.

 

*

 

Minął weekend bezowocnej nauki. Aleksander nie mógł się skupić. Sprawa Bondolfo zajmowała go najmocniej, ale myślał też o Ewelinie. Co sobie o nim pomyślała? Nie mógł się z nią nawet skontaktować. Cóż, dzisiaj rozwiążę się wiele spraw. Może starzec pokaże mu coś ciekawego? A może na przerwie Ewelina uderzy go w twarz i da wreszcie spokój? Czasami widział też przed oczami Milettę. Mag ostrzegał go przed nią, ale ona okazała się całkiem w porządku. Miała złą stronę, ale wystarczyła jedna spokojna rozmowa, by jej uśmiechnięta twarz utkwiła chłopakowi w głowie na dobre. No i nie nachodziła go od tamtego czasu. Tak, zdecydowanie była w porządku. A po swoich pierwszych doświadczeniach z dziewczynami nabrał nieco pewności i, choć głupio było mu się przyznać, liczył, że randka za tydzień się odbędzie…

 

Na wschodzie już jaśniało. Olek i Kamil na spotkanie przyszli z plecakami, jakby nie patrzeć za dwie godziny i tak będą mieli zajęcia. Pod bramą na szkolne boisko zobaczyli Bondolfo, przez plecy miał przewieszony dwuręczny miecz. Olek trochę się wystraszył, jego przyjaciel wyjął za to z kieszeni nóż motylkowy, którym zaczął się ostentacyjnie bawić. Mag spostrzegł ich, gdy byli już dosyć blisko.

 

– Co on tu robi? – przestraszony zrobił krok w tył, jedną ręką zasłonił twarz.

 

Kamil pogroził mu nożem.

 

– Olek opowiedział mi twoją historyjkę. Ale ja wiem, co planujesz, zboczeńcu. Mam cię na oku. A tej twojej atrapy w ogóle się nie boję!

 

Bondolfo uniósł dłonie.

 

– Spokojnie, spokojnie! Możesz zostać. Ale nie wtrącaj się za bardzo, to cię przewyższa!

 

Kamil prychnął. Nadworny mag przeskoczył ogrodzenie, poszli za nim. Zaczęli iść wzdłuż budynku, aż zauważyli dziwne, czerwone światło w jednym z okien piwnicy. Brudna szyba nie pozwalała zajrzeć do środka.

 

– A jednak! – wyszeptał Bondolfo. Gestem nakazał, by i oni byli cicho.

 

– Coś słaby ten twój dowód. Jakieś światełka… – ocenił Kamil.

 

– Dzisiaj, z pierwszymi promieniami słońca, ściany międzywymiarowe wrócą do pierwotnego stanu. To, co dzieje się teraz w podziemiach szkoły, to mroczny rytuał, który pozwoli demonom powrócić do Fantazji! Ponieważ nie zdobyli królewicza, znowu zacznie się krwawa wojna!

 

Podeszli do tylnych drzwi budynku. Bondolfo wyciągnął wytrychy, zaczął grzebać przy zamku, który szybko ustąpił.

 

– Trzeba je powstrzymać – powiedział do chłopców, gdy przemierzali mroczne korytarze.

 

– Chcesz je pokonać sam? Kiedy ledwo daliście radę piętnaście lat temu? – Olek znalazł lukę w planie Bondolfo. Oparł się o parapet otwartego okna. Chłód poranka pozwalał mu lepiej myśleć. Właśnie włamał się do szkoły w towarzystwie obłąkanego starca. Cóż, jeśli wszystko skończy się na policji, zawsze jest na kogo zrzucić winę. Obecność Kamila i jego spokój utwierdzały tylko w przekonaniu, że warto dać się ponieść biegowi wydarzeń.

 

– W tym wymiarze nie powinny mieć takiej mocy, jak w naszym – wyjaśnił mag. – Inaczej z łatwością zrobiłyby skok powrotny już dawno temu, rozrywając ściany na strzępy.

 

Doszli do pierwszych schodów w dół.

 

– Tamto okno to był chyba jeden ze składzików – przypomniał sobie Olek. – Możemy zejść tędy, bezpośrednio, albo następnymi schodami i przez szatnie.

 

– Idziemy tędy – zdecydował Bondolfo. – Szkoda czasu!

 

– I ja tak myślę… – rzucił pod nosem Kamil, bacznie obserwując starca.

 

Schody kończyły się drzwiami. Na podłodze tańczyło czerwone światło, a z wnętrza dobiegało miarowe mantrowanie. Mag ponownie nakazał ciszę i delikatnie uchylił drzwi, spojrzał do środka. Gestem kazał chłopcom podejść bliżej, jakoś wszyscy dali radę zmieścić się przy szczelinie.

 

Pomieszczenie było dużą, zagraconą rupieciarnią. Były tu jeszcze dwie pary drzwi, z których jedne prowadziły do szatni. Dobrze, że wybrali tę drogę, idąc naokoło uchyliliby drzwi tuż pod nosem sześciu zakapturzonych postaci. Stały w kręgu, bujając się w rytm śpiewanej melodii. Naokoło nich rozstawione były świece, palące się nienaturalnym, karmazynowym płomieniem.

 

– O cholera… – wymsknęło się Kamilowi.

 

– Teraz mi wierzycie? – zapytał tryumfalnie Bondolfo, ale chłopcy nie odpowiedzieli.

 

Cała trójka niemal podskoczyła, gdy najwyższa z postaci odezwała się.

 

– Już czas! Wprowadzić ofiarę! Niech krew dopełni otwarcia wrót!

 

Jego kompan opuścił krąg i podszedł do drzwiczek w drugim końcu pomieszczenia, otworzył je. Ze środka wyjął młoda kózkę, żującą jakieś śmieci. Postawił ją w centralnym punkcie koła, spod płaszcza wyjął zakrzywiony nóż.

 

– Teraz! – krzyknął Bondolfo, ale zakapturzeni nie zwrócili na niego uwagi. Zagłuszyło go trzaśnięcie drzwi do szatni.

 

Miletta wpadła jak strzała, przeturlała się na środek sali i przyjęła postawę do walki. W jednej ręce miała miecz, w drugiej tarczę, na sobie skórzaną zbroję.

 

– Wojownicza księżniczka! – krzyknął najwyższy. – Evereth, zajmij się nią!

 

– Z przyjemnością – odparł Ewelina, zdejmując kaptur i uwalniając burzę loków. Stanęła naprzeciwko Miletty.

 

– I ja na to czekałam. – Czarnowłosa zakręciła młynka ostrzem. – Nie odbierzesz mi królewicza, szmato!

 

– Coś powiedziała, zołzo?! – Paznokcie blondynki wydłużyły się do dwudziestocentymetrowych szponów, a o podłogę jak bicz strzelił diabelski ogon.

 

– Co? – rzucił z przytłaczającym smutkiem Kamil.

 

Dziewczyny zaczęły zażartą walkę, aż szły iskry.

 

– Mogłem się domyślić! – Bondolfo sięgnął po miecz. – Ona też nie może pozwolić, by demony powróciły! Dalej, do ataku!

 

Kopnął drzwi i wbiegł do środka, chłopcy za nim.

 

– A niech, mnie, kto tu jeszcze wpadnie? – Przywódca zakapturzonych odsłonił twarz. Był to dyrektor Kuśnierz, lecz z małymi różkami na czole. – Bondolfo! I królewicz! I ktoś jeszcze, ale ten mnie w ogóle nie obchodzi!

 

– A więc to prawda? – Olek odważnie wystąpił przed szereg. – Jesteście demonami?

 

– Oczywiście, że tak, głąbie! – Po głosie chłopcy poznali panią Zabij-Uczeń. – Myślisz, że czemu zostaliśmy nauczycielami? Jesteśmy źli!

 

– Nie dekoncentruj się, Maragoth! – skarcił ją Kuśnierz. – Już i tak mamy mniej osób do utrzymania rytuału, a to niestabilna magia! Zabijcie w końcu tę kozę!

 

Uniesione ostrze noża zabłysło w blasku świec.

 

Mag i chłopcy rzucili się do przodu. Olek był najbliżej, ale do ostatniej chwili nie wiedział, co właściwie chce zrobić. Ostatecznie wskoczył w sam środek kręgu i porwał zdezorientowane zwierzę spod samego ostrza. Przeturlali się w kąt.

 

– Cholera! Oddawaj kozę! Evereth! Złap go i pocałuj!

 

– Nawet o tym nie myśl! – Miletta zablokowała drogę demonicy, która już się rzuciła, by wykonać rozkaz.

 

Zabij-Uczeń odsłoniła pomarszczoną, rogatą twarz i zaczęła iść w kierunku Olka.

 

– Wszyscy jesteście beznadziejni! Ja go pocałuję!

 

Ewelina przeskoczyła w końcu nad Milettą i też ruszyła na Olka.

 

Chłopak z przerażeniem rozejrzał się po pomieszczeniu szukając pomocy. Bondolfo już do niego biegł, Kamil szarpał się z jednym z demonów. Sytuacja była bardzo, bardzo podbramkowa. Aleksander miał już serdecznie dość. Dość napastowania go, dość bycia prześladowanym. Nie miał zamiaru pozwolić ani demonom, ani nikomu innemu robić ze sobą co im się podoba. Musiał działać, jakkolwiek, byleby to zakończyć. Przyszła mu do głowy tylko jedna, szalona myśl. Zrozpaczony wtulił się w kozę i przełknął ślinę. Spojrzał jej głęboko w oczy i gdy Zabij-Uczeń wyciągała już szponiastą rękę, złożył namiętny pocałunek na zwierzęcych wargach. Czas jakby się zatrzymał, ucichła mantra i odgłosy walki. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w nietypową scenę. Tylko Bondolfo się odezwał, robiąc krok w tył.

 

– O kurwa! – krzyknął z niedowierzaniem.

 

O ziemię brzdęknęły tarcza i miecz Miletty, po chwili ona sama padła na kolana.

 

– Nieeeeeee!!!

 

Zabij-Uczeń zastygła z wysuniętą ręką, ale w tym momencie się otrząsnęła.

 

– No co wy! Zwierzęta się nie liczą!

 

Wtedy budynek zaczął się trząść, a sufit sypać.

 

– Maragoth, idiotko! – wydarł się Kuśnierz – Bez ciebie nie utrzymaliśmy struktury rytuału! Wszystko zaraz się zawali! Chodu!

 

Widząc, jak biegnie do schodów, niczym jeden mąż wszyscy ruszyli za nim, cisnąć się w wąskich drzwiach. Ktoś w kapturze odepchnął Ewelinę, za co Kamil przyłożył mu w nos, Bondolfo przebił jakiegoś demona mieczem. Miletta potknęła się o uciekająca kozę i poleciała na Olka. Złapał dziewczynę mocno i ruszył po schodach. Tłum zauważył otwarte okno i pobiegł w jego kierunku niczym stado lwów za gazelą. Olek już widział światło dnia, gdy szkoła zatrzęsła się mocniej i zapanowała ciemność.

 

*

 

Obolały chłopak wygrzebał się z gruzów i rozejrzał. Z budynku zostało bardzo niewiele. Dobrze, że byli w parterowym pomieszczeniu, inaczej nikt nie miałby szans. Odetchnął, a gdy zamknął oczy, zobaczył zawiedzioną, odlatującą śmierć. Wtedy coś poruszyło się pod zawalonym sufitem i zaczęły wygrzebywać się brudne, poobijane osoby. Przed Olkiem stanęła Miletta, po bokach miał Ewelinę i panią Zabij-Ucznia. W nadziei na ucieczkę spojrzał za siebie, ale tam stała koza.

 

– Nie pozwolę żadnemu demonowi zbliżyć się do królewicza! – zagroziła Miletta, odgarniając gruz który przytrzasnął jej długie włosy.

 

– Chyba mamy sytuację patową, wojownicza księżniczko. Bez przywódcy nie otworzymy już portalu. Za to ty jesteś nieuzbrojona i sama, nie odbierzesz nam chłopca.

 

Dziewczyna oceniała chwilę sytuację, ale musiała przyznać rację starej demonicy.

 

– Co proponujesz?

 

Nauczycielka spojrzała na Olka z potwornym uśmiechem.

 

– W królewskiej rodzinie Fantazji panowała kiedyś poligamia… Możemy przywrócić tę piękną tradycję…

 

Chłopak wzdrygnął się i rozejrzał po swoich oprawczyniach.

 

– Nie zgadzam się! – krzyknął, choć zdawał sobie sprawę, że jego sprzeciw nie będzie brany pod uwagę.

 

– Nie bój się, Aleksandrze. – Ewelina, której pomysł najwyraźniej się spodobał, zmysłowo dotknęła swoich ust. – Taki rodzaj miłości też istnieje.

 

– Meee! – potwierdziła koza.

 

Wszystkie cztery postąpiły krok wprzód. I wtedy spod gruzów wydobyli się Bondolfo i Kamil. Chłopak z bojowym okrzykiem rzucił się na kozę i ukręcił jej łeb, mag rozpruł mieczem demoniczną nauczycielkę. Dziewczyny, widząc to, przytuliły się wystraszone.

 

– Zwycięstwo! – Starzec uniósł ostrze w geście tryumfu. – Zostałyście tylko wy!

 

Miletta pierwsza pokonała strach. Odepchnęła Ewelinę i dopadł Olka. Złapała chłopca za koszulkę, przyciągnęła do siebie i złączyła swoje usta z jego. Olek nie miał nawet sił się bronić. I musiał przyznać, że Miletta była dużo lepsza od kozy. Smakowała dziwnie, ale przyjemnie, jak mięta i czekolada. Pozostali tak nieco dłużej, niż było to dziewczynie potrzebne. Bondolfo nic nie mówił, było za późno. Nawet, jeśli koza się liczyła, po jej śmierci chłopak miał prawo do nowej narzeczonej. Mag westchnął tylko ciężko, zawiódł. Usta nastolatków rozłączyły się. Olek zobaczył twarz dziewczyny taką, jak wtedy przed szkołą, uroczą i całkiem słodką. Uśmiechała się przygryzając wargę, uciekała wzrokiem nieco w dół. Nawet pod warstwą kurzu i pyłu było widać, jak zarumienioną ma twarz. Zaraz jednak rozejrzała się, zaniepokojona.

 

– Gdzie są śpiewające leśne zwierzątka? – zapytała. – Powinny przyjść śpiewające leśne zwierzątka!

 

– To prawda! – potwierdził Bondolfo. – To potężna magia miłości, nawet w tym wymiarze powinna działać. Musiałem mieć rację! – Wycelował w coś palcem. – To on jest królewiczem Fantazji!

 

Wszyscy spojrzeli, na co wskazywał mag. Kawałek dalej stał Konrad z plecakiem, patrzył na ruiny szkoły. Zastanawiał się, czy będą dzisiaj lekcje. Ewelina, która po odepchnięciu upadła, zaczęła zbierać się do biegu, ale Bondolfo był szybszy. Nim jeszcze wstała uderzył ją rękojeścią miecza w głowę, padła nieprzytomna. Miletta też chciała postąpić krok do przodu, zawahała się. Z półotwartymi ustami spojrzała na Olka. Puściła jego koszulkę i położyła dłoń na piersi. Uśmiechnęła się smutno.

 

– I tak cię nie pokonam, mistrzu – powiedziała do maga, a ten skinął głową.

 

– Życzę wam szczęścia. LaPaletta to w końcu też szlachecki ród, więc właśnie wybrałaś sobie męża. – Podszedł do Konrada i złapał go za ramię. – Chodź. Pokażę ci magię, jakiej nie znasz.

 

Chłopak wzruszył ramionami.

 

– Brzmi nieźle. To pewnie będzie lepsze od szkoły.

 

– Och, o wiele lepsze!

 

I rozpłynęli się w powietrzu. Olek zakaszlał cicho.

 

– Miletto…

 

– Przepraszam cię – powiedziała mu. – Miałeś przeze mnie mnóstwo kłopotów.

 

– Ale wszystko dobrze się skończyło. To znaczy, dla mnie. Bo tobie nie udało się…

 

Pokręciła głową, uśmiechnięta.

 

– Skończyło się całkiem nieźle. Myślę nawet, że skończyło się tak, jak powinno.

 

Obok nich przeszedł smutny Kamil.

 

– Ta, wszystko pięknie. Ty zdobyłeś dziewczynę, ten idiota, Konrad, będzie władcą królestwa, a ja co? Moja pierwsza miłość okazała się demonicą z innego wymiaru.

 

Uklęknął nad Eweliną. Ta powoli odwróciła głowę i wbiła w niego wielkie oczy.

 

– Ja…? Czy Maragoth?

 

Zaskoczony cofnął głowę. Milczał chwilę.

 

– Ty – potwierdził w końcu. – I nawet mi to nie przeszkadza.

 

Uśmiechnęła się, zakłopotana i wróciła do całkowicie ludzkiej postaci. Pomógł jej wstać.

 

– To już koniec, nie mam jak wrócić do Fantazji, nie ma moich pobratymców. Ale jakoś nie czuję smutku. Lubię ten świat, a tamtego nawet nie pamiętam za dobrze. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

 

– Nie mamy już o co walczyć, Evereth. – Miletta odeszła od Olka i złapała blondynkę za rękę. – Przepraszam, że nazwałam cię szmatą.

 

– Przepraszam, że nazwałam cię zołzą i chciałam zabić.

 

Przytuliły się ciepło i zachichotały. Przyjaciele popatrzeli po sobie, zdziwieni i rozłożyli ręce. Kamil samymi wargami powiedział jakieś pojedyncze słowo. I wtedy usłyszeli sygnały wszelkich możliwych służb miejskich. Ledwo uciekli.

 

*

 

Doprowadzili się do porządku w pobliskim mieszkaniu, które zajmowała Miletta. Przebrała się w zwykłe ubranie, co w jej przypadku znaczyło nieco mniej dziwne od skórzanego pancerza, i wraz z Olkiem spacerowała po mieście. Nie wiedzieli, co zrobić z czasem, a mieli go bardzo, bardzo dużo.

 

– Wracasz do siebie? – zapytał niepewnie Olek, gdy szli przez park.

 

Zaśmiała się.

 

– Nie, nie mogłabym. Ten stary zgred na pewno dokładnie opisze, co się tutaj wydarzyło. Gdybym wróciła bez ciebie, to wyszłabym na taką, której narzeczony uciekł sprzed ołtarza.

 

Znów milczeli, zerkając na siebie tyko od czasu do czasu.

 

– Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna rzecz. – Chłopak postanowił rozwiać dręczące go wątpliwości. – Czemu ja? To jednak Konrad był zaginionym królewiczem. Ale ty byłaś pewna mnie…

 

Uśmiechnęła się delikatnie.

 

– Może był, może nie. Nie będzie pewności, dopóki kogoś nie pocałuje. Ale fakt, najpewniejsi z pewnych byliście ty i on. Wszystko się zgadzało, wiek, miejsce, on wyglądał kropka w kropkę jak król, a ty mógłbyś spokojnie uchodzić za syna królowej. Nic więcej nie dawało się ustalić, a nie mogłam czekać. Zastosowałam więc jeszcze jedno kryterium i padło na ciebie.

 

Nim zdążył zapytać złapała go pod ramię i posłała zawadiackie spojrzenie.

 

– Byleś przystojniejszy.

Koniec

Komentarze

Pierwszy!

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Chyba chodzi za tobą jakiś dziadek. I banana je, zboczeniec jeden! Jesteś z dwoma kolegami z liceum. W mordę go i wiejcie! (Ciekawa taktyka). Później doczytam.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Ciekawe, podobało się. Koza wykorzystana mistrzowsko. Zaskoczyło mnie, że laska z klasy maturalnej interesuje się chłopcem o dwa lata młodszym, ale wybrnąłeś. Czy naprawdę pierwszoklasiści w liceum zdają próbną maturę? We wrześniu? Szkoła aż tak otwarcie przyznaje, że niczego uczniów nie nauczy?

Babska logika rządzi!

Do tej pory tylko dwa komenty? Ech… gdyby to był drabble, miałbyś już ze dwadzieścia ;)   Powiem tak – uśmiałam się. Zacne poczucie humoru, zacne. Moje ulubione: Czy to już się zaczęło? Czy dorósł właśnie do spraw damsko-męskich? Czy już nigdy nie będzie mógł się uczyć? –

to cały junior, hehehe  

– Nie podobam ci się, prawda? – Zrobiła smutną minę. Najsmutniejszą ze smutnych min w całej historii kobiet manipulujących mężczyznami. W tym pytaniu było ukrytych milion innych. Byłbyś zdolny zabić szczeniaczka? Jesteś potworem? To ty jesteś odpowiedzialny za głód i wojny na świecie? –

to całe baby (dobra, sprawdzona taktyka, stosuję ją z powodzeniem od lat).   Ze dwie jakieś pomyłki, literówki czy coś znalazłam, ale to pryszcz. Widać, że dobrze się bawiłeś pisząc. Ja się dobrze bawiłam czytając.     Brajt– banan smakuje? :D

https://www.martakrajewska.eu

Komentarz Finkli wpadł razem z moim. Umiem liczyć do pięciu. Potem jest już problem, ale do pięciu umiem.

https://www.martakrajewska.eu

Nic na to nie poradzę, najbardziej podobała mi się koza i bardzo mi przykro, że nie dożyła do końca historii. Opowiadanie, jak dla mnie, zbyt szalone, ale ma swoisty wdzięk. Szpecą je jednak nader liczne błędy. A przecież Autor nie jest debiutantem.    

 

„Jakby po opuszczeniu gimnazjum pozbyły się trampków i kolorowych bluz…”  –– Jakby po opuszczeniu gimnazjum pozbyły się trampek i kolorowych bluz

 

„…wyznał smutno Olek, gdy wraz z kumplami opijał pierwsze oceny w liceum colą”. –– Cóż to za szkoła: liceum colą? ;-)

Może: …wyznał smutno Olek, gdy wraz z kumplami opijał colą pierwsze oceny w liceum.

 

„Do rozmowy dołączył Konrad, dotąd cicho pijący colę przez słomkę”. –– Czy Konradowi zdarzało się także siorbać colę przez słomkę? Fuj! ;-)

Może: Do rozmowy dołączył Konrad, dotąd w milczeniu pijący colę przez słomkę.

 

Zabłysł fachowym określeniem Kamil”. –– Zabłysnął fachowym określeniem Kamil.

 

„…ubrana w koszulę z wstążeczką zawiązaną pod szyją i spódniczkę pomarszczoną jak róża”. –– Pod szyją zawiązuje się śliniak, czyli „podgardle dziecięce”, jak jeszcze niedawno mawiano. ;-)

Proponuję: …ubrana w koszulę/bluzkę i spódniczkę pomarszczoną jak róża, na szyi miała zawiązaną wstążeczkę.

 

Na nogach miała rajstopy z fikuśnym, kwiatowym wzorem”. –– Jest oczywiste, że rajstopy miała na nogach.

Może: Stroju dopełniały rajstopy z fikuśnym, kwiatowym wzorem.

 

„Aleksander nie mógł się skupić na nauce na jutrzejszą kartkówkę z przyszłomiesięcznego materiału u pani Zabij-Ucznia”. –– Ja także miałabym trudności z przyswojeniem materiału, którego jeszcze nie przerabialiśmy. ;-)

Może: Aleksander nie mógł się skupić na nauce przeszłomiesięcznego materiału, do jutrzejszej kartkówki u pani Zabij-Ucznia.

 

„I kto zasadzi w nos śledzącą Olka dziewczynę?” –– Czy dobrze się domyślam, że zasadzić w nos, to inaczej uderzyć?

 

„…i chyba każdego kółka, jakie działało w liceum…” –– …i chyba każdego kółka, które działało w liceum

 

„…rzuciła i pognała w stronę bram szkoły”. –– W stronę kilku bram jednocześnie? ;-)

 

„Jak zawsze po powrocie do domu położył się na łóżko…” –– Jak zawsze po powrocie do domu, położył się na łóżku

 

„…nie miał ochoty zatopić się w podręcznik”. –– …nie miał ochoty zagłębić się w podręcznik.

 

„Meble były wiklinowe, a po ścianach ciągnął się bluszcz”. –– Wolałabym: Meble były wiklinowe, a po ścianach piął się bluszcz.

 

„Zajęli wolny stolik”. –– Wolałabym: Zajęli stolik. Lub: Usiedli przy stoliku.

Domyślam się, że nie siedli przy stoliku już przez kogoś zajętym.

 

„Jeśli chciał się uwolnić od serii nieplanowanych i dziwnych wydarzeń, jaka nawiedzała ostatnio jego życie…” –– Jeśli chciał się uwolnić od serii nieplanowanych i dziwnych wydarzeń, które nawiedzały ostatnio jego życie

To nie seria go nawiedzała, jeno wydarzenia.

 

„Rozmawiali, ale dialog się nie kleił…” –– Wolałabym: Rozmawiali, ale konwersacja się nie kleiła

 

„Ledwo co łapał równowagę w biegu, by nie upaść twarzą na chodnik. Gdy powoli łapał rytm (…) Mężczyzna złapał się za kolana, próbując złapać oddech”. –– Powtórzenia.

 

„Skrzywił się i usiadł na chodniku, oparłszy się o budynek”. –– Może: Skrzywił się i usiadł na chodniku, opierając plecy o budynek.

 

„Cóż, to, co chcę ci przekazać, powinno ci wszystko wyjaśnić”. –– Jeden z zaimków jest zbędny.

 

„…że jeden z demonów trzymał właśnie nowo narodzonego syna króla…” –– …że jeden z demonów trzymał właśnie nowonarodzonego syna króla

 

„Ponieważ królewicz, nazywany dalej tobą, nie był bezpośrednim celem zaklęcia, było możliwe, że po skoku wyrzuciło się w znacznej odległości od demonów”. –– Dłuższą chwile zastanawiałam się, co wyrzuciło się po skoku w znacznej odległości od demonów i w pierwszych chwili przyszła mi na myśl jakaś wysypka, ale w drugiej kolejności pomyślałam, że: Ponieważ królewicz, nazywany dalej tobą, nie był bezpośrednim celem zaklęcia, było możliwe, że po skoku wyrzuciło cię w znacznej odległości od demonów.

 

Żeniąc się z tobą, Ewelina dałby demonom władzę w Fantazji bez wojny”. –– W Fantazji bez wojny, Ewelina  jest chłopakiem, dlatego może się ożenić. Nawet z chłopakiem? ;-)

Proponuję: Wychodząc za ciebie za mąż, Ewelina dałaby demonom, bez wojny, władzę w Fantazji.

 

„…zwiększając do trzech liczbę członków klubu ludzi nagle integrujących w jego życie”. –– A cóż w tym dziwnego, że trzy osoby, nie chcąc ignorować atrakcyjnego Aleksandra, pragną się z nim zintegrować? ;-)

Pewnie miało być: …zwiększając liczbę członków klubu do trzech osób, nagle ingerujących w jego życie.

 

„Nie szkodziło dać mu szansy”. –– Nie szkodziło dać mu szansę.

 

„A może na przerwie Ewelina uderzy go w twarz i da wreszcie spokój? Czasami widział też przed oczami twarz Miletty (…) by jej uśmiechnięta twarz utkwiła chłopakowi…”. –– Powtórzenia.

 

„…aż zauważyli dziwne, czerwone światło w jednym z okien piwnic”. –– …aż zauważyli dziwne, czerwone światło w jednym z okien piwnicy.

 

Tamte okno to był chyba jeden ze składzików…” –– Tamto okno to był chyba jeden ze składzików

 

„…idąc na około uchyliliby drzwi tuż pod nosem…” –– …idąc naokoło uchyliliby drzwi tuż pod nosem

 

Na około nich rozstawione były świece…” –– Naokoło nich rozstawione były świece

 

„Czarnowłosa zakręciła młynek ostrzem”. –– Do mielenia czego służył młynek zakręcony ostrzem? Pewnie miało być: Czarnowłosa zakręciła młynka ostrzem.

 

„Bondolfo! I królewicz! I ktoś jeszcze, ale ten w ogóle nie obchodzi!” –– Chyba miało być: Bondolfo! I królewicz! I ktoś jeszcze, ale ten w ogóle mnie/nas nie obchodzi!  

 

„Już i tak mamy mniej osób do utrzymania rytuału, a a to niestabilna magia!” – Zbędne jedno a.

 

„Dziewczyna oceniała chwilę sytuację, ale musiała przyznać starej demonicy rację”. –– Wolałabym: Dziewczyna przez chwilę oceniała sytuację, ale musiała przyznać racje starej demonicy.

 

„Chłopak wzdrygnął się i rozejrzał się po swoich oprawczyniach”. –– Może: Chłopak wzdrygnął się i spojrzał na swoje oprawczynie.

 

„Taki rodzaj miłości tez istnieje”. –– Literówka.

 

„Pozostali tak nieco dłużej, niż było to potrzebnie dziewczynie”. –– Literówka.

 

„Zastanawiał się, czy dzisiaj lekcje”. –– Raczej: Zastanawiał się, czy będą dzisiaj lekcje.

 

„Przeszedł obok nich smutny Kamil” –– Wolałabym: Obok nich przeszedł smutny Kamil.

 

„Przebrała się w zwykłe ubrania…” –– Przebrała się w zwykłe ubranie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Krajemar, bo to jest tak… W naszej szkole, na tej zawsze zamkniętej sali na trzecim piętrze, czai się coś złego. Jeśli staniesz przed nią po północy i zapukasz, drzwi otworzą się, a z zewnątrz usłyszysz pytanie: jaki kolor lubisz – czerwony, niebieski czy żółty? Jeśli wybierzesz czerwony, nazajutrz znajdą cię martwą w kałuży krwi. Jeśli niebieski, z samego rana odnajdą Twoje zwłoki, z których ktoś wyssał całą krew. A jeśli wybierzesz żółty, ze środka wybiegnie stary dziad i tak cię napcha bananami, że pękniesz!

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

@Finkla Tak, w szkole demonów już pierwszoklasiści w pierwszym miesiącu piszą testy maturalne :) @Krajemar Bawiłem się pysznie, aż nie wiem, kiedy zapisałem tyle stron. A to miało być krótkie opowiadanko… Co do błędów, to spodziewałem się ich. Powód jest prozaiczny, jutro skoro świt przeprowadzam sie do akademika, a nie wiem, kiedy będę miał tam dostęp do internetu. Opowiadanie wrzuciłem więc w stanie nieco surowym, w ostatniej chwili, by mieć jeszcze dzień na edycję. Tym bardziej cieszę sie, że tyle byków zostało wyłapanych, już sie za nie biorę.

To trochę tłumaczy chropowatość tekstu.Cieszę się, że tym razem zdążysz nanieść poprawki. Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie będzie bardziej wygładzone i jeszcze lepsze. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

…Przeczytałem bez przymusu, chociaż nie lubię czarów. Młode dziewczyny i bez czarów są – czarujące. Pozdrawiam.

O dziwo, opowiadanie rozbawiło mnie lekko zaledwie w dwóch fragmentach – i to akurat zacytowanych przez Krajemartę. Poza tym, takie to sobie było, ani zbyt zabawne, ani mocno wciągające. Za dużo wymagam? Być może :(

Sorry, taki mamy klimat.

Doczytałem. I uśmiechnąłem się więcej niż dwa razy. Przyjemne. Niezła draka :-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Brajt – ale to napychanie bananami to nie jest jakaś metafora rodem z hentai? ;)

https://www.martakrajewska.eu

Z visual novel, ale akurat nie hentai, bez podtekstu. ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Takie tam zwykłe codzienne życie licealisty. Czytało się dość przyjemnie. A ta koza to Kozajunior czy Kozasenior?  

Nowa Fantastyka