- Opowiadanie: Świstopiur - Prollog [FANTAŚCI 2013]

Prollog [FANTAŚCI 2013]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prollog [FANTAŚCI 2013]

Alfa otworzył outlooka. Skrzynka ponownie pękała w szwach. Nim usunął ostatnie opowiadanie, za oknem twierdzy nastała noc. Kasownik zapłakał nad swym losem, po czym wziął się za rozmasowywanie obolałego palca. Nie pomogło.

Niedługo potem do komnaty wkroczył Omega. Sunął powolnym krokiem, wlokąc za sobą zszarzały płaszcz. Niegdyś majestatyczna sylwetka ojca przełożonego obecnie przywodziła na myśl starczą laskę. Dotarłszy do okna oparł dłonie o parapet i wyglądając w ciemność, przemówił beznamiętnym głosem.

– Nienawidzę ich krzyków. Pobudowaliśmy grube mury, wznieśliśmy dziesiątki pięter, ba, wpuściliśmy nawet kilku do twierdzy, a ja nadal wszystko słyszę. Ich grafomańskie skargi, niestylistyczne apele, pozbawione fabuły żale. Budzą mnie w nocy, prześladują w dzień. Marzę o choćby odrobinie spokoju. Kilku chwilach wytchnienia od tej… bandy pisarskich plebejuszy.

Alfa nie ośmielił się kontestować zgorzknienia Naczelnego Fantasty. Siedział w ciszy szukając sposobu, aby tym razem ból jego wskazującego palca otrzymał dozę należytej uwagi.

– Skasowałem dziś ponad pięć tysięcy opowiadań.

Mocniejszy podmuch wiatru poderwał postrzępioną pelerynę Omegi. Naczelny Fantasta nie miał siły gromić podwładnego wzrokiem. Już dawno jego ulubioną bronią stała się pogarda.

– Jak śmiesz nazywać to opowiadaniami. – Uniósł zakutą w rękawicę dłoń na wysokość twarzy, jak gdyby zgniatał w niej niewidzialną kulę. – Te wymiociny nie zasłużyły na to, by zdobić mój papier toaletowy. Tfu! Jakie "zdobić"? Aby szpecić. Szpecić mój papier toaletowy.

– I to zużyty – Alfa starał się udobruchać Fantastę. Niestety, uwaga odniosła odwrotny efekt.

– Nie zaczynaj przy mnie zdań od "i"! – huknął starzec. Skarcony podwładny schylił pokornie głowę i czekał, aż zostanie mu wybaczone. Omega nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Wsłuchany w słowa swego monologu, pozwalał, by nocny wiatr wynosił je hen za okno.

– Tylko posłuchaj ich krzyków. Niosą się na sto pięter w górę. Coraz wyżej i wyżej. Zupełnie jakby byli już tuż tuż.

Poza dźwiękiem kolejnych wiadomości przychodzących na skrzynkę, Alfa nie słyszał absolutnie nic. Gotów był jednak usłyszeć wszystko, byle tylko zostało mu wybaczone. Pokornie potrząsnął głową, pozwalając ojcu przełożonemu kontynuować.

– Czasem widzę, jak wspinają się po murach twierdzy. Słyszę szelest zadrukowanych kartek, które niosą w zębach. Interlinia półtora, Times New Roman, czcionka dwanaście.

Alfa pragnął, aby słowa ojca były jedynie zgrabną figurą retoryczną. Niestety, zaledwie kilka dni temu zalarmowany krzykami dochodzącymi z jego pokoju, nakrył Fantastę prującego z kuszy za okno do wyimaginowanych "beztalęć". Choroba zdawała się postępować w tempie błyskawicznym.

– Tak bardzo chciałbym, aby przepadli. Zginęli. Poszli precz. Czego nie rozumieją? Że mamy wypełniony plan drukarski na kolejnych trzysta pięćdziesiąt sześć lat? Nawet gdyby któryś potrafił pisać, gdzie niby miałbym ich wetknąć?

– Możemy zrobić konkurs – zaproponował Alfa drżącym głosem. Kiedy usłyszał chrzęst rękawic zaciskających się na kamiennym parapecie, natychmiast pożałował swoich słów. Starzec w ułamku sekundy pokonał dzielący ich dystans, po czym zdzielił podwładnego zakutą pięścią w czerep. Nim ten zdążył się zasłonić, na jego głowę spadł kolejny cios. I kolejny. I kolejny. A każdemu towarzyszyło jedno z czterech, następujących po sobie słów: "ja", "ci", "dam", "konkurs".

Szesnaście słów i cztery zdania później, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą Alfa miał czerep, widniała krwawa masa przypominająca przejrzały owoc o czerwonym miąższu. Starzec podniósł się z kolan, a następnie zaczął wycierać rękawice w jedno z opowiadań nadesłanych drogą konwencjonalą. Jego sine usta powtarzały jeszcze jakiś czas przedśmiertną mantrę Alfy: "ja ci dam konkurs".

***

Trzynasty syn Omegi – nazywany przez ojca Omeggonem – przybył na wezwanie po upływie trzynastu minut. Widok rozsmarowanej po posadzce głowy Alfy nie wywarł na nim większego wrażenia. Zawsze uważał brata numer dwanaście za głupca.

Omeggon z czerepem zakutym w jajowaty hełm, którego nie zdejmował nawet na czas snu, przyglądał się zwłokom z niezdrową fascynacją. W końcu otrzymał namacalny dowód, że jego poprzednik miał błoto w głowie. Potwierdził to zresztą idiotycznym pomysłem na konkurs, który nie tylko sparaliżował funkcjonowanie twierdzy na pół roku, ale też do tego stopnia rozsierdził Illiteratów, że ci niemalże odzyskali zdolność samodzielnego myślenia. Emerytura Alfy mogła wyjść wszystkim tylko na zdrowie. No, może poza samym Alfą.

Tymczasem ojciec nie czekał długo z wyznaczeniem zadań najnowszemu spadkobiercy. Ściskając swą głowę w kleszczach żelaznych rękawic, syknął na Omeggona: – Po pierwsze, zrób coś z tym dźwiękiem przychodzących wiadomości.

Trzynasty syn postawił stopę w miejscu, gdzie jeszcze niedawno znajdowałaby się głowa brata, a następnie wyłączył kolumny. Dźwięk ustał jak ręką odjął.

– Nie – warknął Omega. – Nie tak. Dalej je widzę.

Syn pstryknął wyłącznik monitora. Fantasta błyskawicznym ruchem chwycił syna za gardło i uniósł o półtora interlini nad ziemię.

– Stroisz sobie ze mnie żarty chłopcze?

Z wnętrza jaja dobiegło rzężenie. – Khhhaaa…khhhże bym śmia… khhhh…

Omega przeniósł syna do okna, przerzucił przez parapet, po czym pchnął głowę nieszczęśnika w dół, jak gdyby chciał go utopić w nocnym powietrzu.

– Widzisz ich? Tam na dole?

Było za ciemno i za wysoko, żeby dostrzec cokolwiek. Omeggon znał jednak ojca dostatecznie dobrze, aby wiedzieć, jak brzmi prawidłowa odpowiedź. – Widzę, ojcze. Grafomani. Tłoczą się pod bramą. Paru nawet chyba buduje piramidę.

Fantasta cisnął synem w przeciwległy kąt pokoju, zdjął z pleców kuszę, a następnie posłał w dół kilka bełtów. Kiedy na powrót pojawił się w pokoju, Omeggon stwierdził, że kolejny pocisk ojciec przeznaczył na niego. – Myślałeś, że ten zakuty łeb ci w czymś pomoże? – mruknął pogardliwie. – Ubierzesz się w metal od stóp do głów, a i tak cię dopadnę. A teraz, gadaj, jak mam się pozbyć tego przeklętego dźwięku skrzynki odbiorczej. Masz pięć sekund. Raz…

Omeggon wcisnął się w kamienną ścianę. Zdawał sobie sprawę, że jednym ze sposobów na wyeliminowanie dźwięków przychodzących wiadomości było usuwanie ich w momencie przyjścia, nim zdążą "bipnąć"…

– Dwa…

Wymagało to jednak refleksu Alfy, który od kilku lat pełnił funkcję nadwornego kasowacza wiadomości…

– Trzy…

Omeggon nie uważał się za gorszego od brata, nie zamierzał jednak spędzić reszty życia przed monitorem. Musiał coś wymyślić. Miał na to jeszcze w sumie dwie sekundy…

– Cztery…

– Śmietnik! – zakrzyknął tryumfalnie wbity w ścianę syn. – Niech wysyłają wiadomości prosto do śmietnika!

Odpowiedział mu szczęk spuszczanej cięciwy. Bełt wszedł w posadzkę jak w masło. Trzy interlinie wyżej, a z jąder Omeggona zostałby krwawy omlet.

– Nie chybiłem – poinformował Fantasta, a następnie zaczął ponownie ładować kuszę. – A teraz mów.

Z głębi jajowatego hełmu dobiegł roztrzęsiony głos. – Zbudujmy im śmietnik, do którego będą wrzucać wszystko za nas.

– Rozumiem, że to twój przedśmiertny żart? – Omega poszukał na ciele syna dpowiednich celów tak, by zgon nastąpił możliwie boleśnie, a zarazem możliwie powolnie. – Czy może nie pojąłeś, że każdy z tych przeklętych nieudaczników, nie chce się znaleźć w śmietniku, tylko na papierze?

– Nie, nie, nie. – Omeggon starał się wrócić do pozycji pionowej. – Chodzi mi o taki śmietnik, żeby oni dobrowolnie do niego wszystko wrzucali.

– Dobrowolnie powiadasz? – Fantasta był znacznie bardziej pochłonięty naciąganiem cięciwy.

– Tak. Jeśli tylko im obiecamy, że raz na jakiś czas sięgniemy do śmietnika, wyciągniemy któreś z opowiadań, a następnie wydrukujemy.

Naczelny Fantasta odgiął głowę w prawo, w lewo – szczęknęły kregi – a następnie wymierzył z kuszy w podbrzusze trzynastorodnego. – Coś ci powiem o tym twoim wspaniałym pomyśle. Nie zamierzam wydrukować choćby zdania, wróć, choćby literki napisanej przez te pisarskie zakały. Poza tym, możesz nie zdawać sobie z tego sprawy, ale mamy wypełniony plan drukarski na kolejnych…

– Wiem! Trzysta pięćdziesiąt sześć lat! – dokończył pospiesznie Omeggon, dając tym sobie trzysta pięćdziesiąt sześć centysekund życia dłużej. – Ale nie mówiłem, że mamy coś drukować. My mamy tylko obiecać.

W szparze metalowej maski Naczelnego Fantasty pojawił się błysk; sygnał dla syna, że może kontynuować. – Skoro i tak nigdy nie drukujemy nic z tego, co przychodzi na skrzynkę, zapewnijmy ich, że będziemy drukować rzeczy ze śmietnika.

– Chyba jednak przeceniasz ich głupotę. Kto się nabierze? Kilku najbardziej naiwnych?

Zdobywszy zainteresowanie ojca, Omeggon odzyskiwał rezon. Wspiąwszy się wreszcie na dwie nogi, odważył się nawet podsunąć sobie krzesło. – Nie, jeśli odpowiednio wszystko zaaranżujemy. Przystroimy śmietnik, zrobimy śmieciowe nagrody. Niech uwierzą, że to zorganizowana akcja.

– Nie będę fundował żadnych nagród! Czego nie rozumiesz!? – Ponownie świsnął pocisk. Tym razem do omletu brakło półtora interlinii. Omeggon poczuł się niczym początkujący Illiterat. Uspokojenie oddechu zabrało mu chwilę.

– Nnie… nie miałem na myśli p-prawdziwych nagród. Tylko takie śmieciowe. Zgnieciona puszka, ogryzek, worek obierków.

Fantasta pokręcił głową, po czym raz jeszcze przeładował kuszę. Zdecydował, że teraz nie chybi. Omeggon musiał coś poczuć, bo przyspieszył tempo wypowiedzi.

– Wiem, że na pozór nikt nie będzie chciał ogryzków, obierków i puszek, ale wystarczy obiecać… tylko obiecać… że wydrukujemy każdego kto zbierze, dajmy na to, pięć puszek i dwa obierki, a gwarantuję, że będą się o to zabijać. Jeśli odpowiednio zwolnimy tempo ich otrzymywania, regularnie podwyższając wymagania, zapewnimy sobie spokój na długie lata. Może nawet na trzysta pięćdziesiąt sześć. A potem, kto wie?

– A przyszło ci do głowy – Fantasta przemawiał spokojnym głosem, choć pod powierzchnią maski kotłowała się kilkusetletnia frustracja – że ktoś w końcu zbierze te puszki, ości, czy co tam sobie ubzdurałeś i wówczas będziemy musieli go wydrukować.

– Właśnie w tym cały geniusz tego planu! – podekscytowany Omeggon zerwał się na nogi, jednak widok nabitej kuszy szybko ostudził zapał młokosa. – Chciałem tylko powiedzieć, że jak ktoś uzbiera wystarczającą ilość puszek, pozwolimy mu dopiero przesłać nam coś na skrzynkę z zapewnieniem, że to przeczytamy. Po wszystkim zawsze będziemy mogli powiedzieć, że ta nowa rzecz jest za słaba.

Po raz pierwszy od jakiegoś czasu palec Fantasty rozstał się ze spustem, wędrując w okolicę brody. – Hmm, może faktycznie coś w tym jest. Ale czy oni się nie pozabijają o te ogryzki?

– A niech się zabijają. Wielka mi strata – prychnął Omeggon. Palec ojca wrócił na spust, a grot bełtu zajrzał synowi prosto w oczy.

– Możesz nie pamiętać, boś młody, ale ta twierdza została wzniesiona ich rękoma. Chcesz ich pozabijać? Równie dobrze możesz zabić i nas. No a na to nie mogę ci pozwolić. Pozdrów ode mnie swoją matkę nieboszczkę i przekaż jej, że nie chciałem. To był wypadek. I postaraj się być wiarygodny.

Omeggon runął na kolana. – Nie, panie! Litości! Mianujemy milicję! Będą ich pilnować! Reglamentujemy ogryzki! Jeden miesięcznie!

Kolczaste naramienniki Fantasty zaczęły rytmicznie podrygiwać, a spod maski z czarnego lustra dobiegł zduszony śmiech. – Zabawny jesteś, kiedy tak prosisz. No, dalej. Poskamlaj jeszcze trochę.

– Wyznaczymy żandarmów! Będą rządzić śmietnikiem! Dostaną puszki, ogryzki i obierki, i raz na jakiś czas komuś je dadzą.

– Nie, nie. Źle to robisz. Miałeś być zabawny i głupi. No a pomysł z żandarmami jest tylko głupi. Skąd, twoim zdaniem, mielibyśmy wziąć żandarmów? Opłacamy jedynie kuchtę i sprzątaczkę. A i tak nie nadążają z rodzeniem mi kolejnych synów. Ilu was tam zostało?

– Trzech, mój panie. – Omeggon rozpłaszczył się na ziemi, widząc jak ojciec opiera kuszę o ramię, by lepiej przymierzyć. – Mój panie! Oni! Oni będą żandarmami! Illiteraci! Litości!

– O, widzisz – Fantasta nieznacznie opuścił broń. – Znowu jesteś i głupi i śmieszny. Dawaj dalej.

– Ja… ja… chciałem po… powiedzieć, że… niech tata nie strzela… błagam…

– Dobrze, ale teraz to już tylko głupie. Postaraj się lepiej.

– A więc, mianujemy żandarmów wśród nich. I każemy im przyznawać sobie ogryzki. A… a wiadomo, że nie będą chcieli dopuścić nikogo bliżej nas, niż są sami…

– Co!? – ryknął Fantasta. – Chcesz dopuszczać jakichś Illiteratów bliżej nas!? – Omeggon niemal słyszał skamlenie bełtu, domagającego się spuszczenia z cięciwy.

– Nie! Nic takiego! Oni będą tylko tak myśleli! Jako żandarmi! Damy im specjalne odznaki i poczują się ważniejsi, mądrzejsi i w ogóle, przez co zaszczujemy jednych drugimi. Wie tata jak to działa. Eksperyment więzienny.

– A kto będzie przyznawał ogryzki żandarmom?

– Ci sami żandarmi. – Omeggon odważył się wreszcie podnieść zakutą twarz znad podłogi. – A co najzabawniejsze, będą chcieli udawać sprawiedliwych, więc nie ma mowy o prywacie. Poza tym, wierząc, że ich kasta jest bliżej nas, siebie będą bali się najbardziej. Żaden się nie przebije.

– Hmm, impas. – Fantasta lubił brzmienie tego słowa. Od wieków kojarzyło mu się z jego egzystencją. – Ale co jak trafi się jakiś mądrala, który to przejrzy i zdemaskuje?

– System go zniszczy i wypluje. I to zarówno nękani jak i nękający. Nie ma innej rady. Syndrom żony alkoholika. Nie jest dobrze, jak mąż bije, ale wara każdemu, kto się wtrąci.

Fantasta przyglądał się dłuższej chwilę robakowi pełzającemu na końcu celownika. – I wszystkim się zajmiesz? Mianujesz żandarmów, przystroisz śmietnik. Ja będę miał spokój? Zero wiadomości przychodzących. Koniec nękania.

Omeggon uniósł dwa palce nad głowę. – Jak tatę kocham

– Niech będzie. – Fantasta odłożył kuszę i wrócił do okna. Wrzaski w jego glowie jakby trochę przycichły. – A teraz wynocha. W przyszłym tygodniu mam mieć pustą skrzynkę.

 

Koniec

Komentarze

Być może to żart, ale niezły. Zdecydowany faworyt konkursu. Z kilku pomysłów możnabyłoby stworzyc niegłupi tekst.

Trudno mówić o faworytach w konkursie, który jeszcze się nie zaczął (bo termin rozpoczęcia to 30 maja)... To taka dygresja na dobry start.

W związku z tym, że zasady są po to żeby je łamać, dla mnie ten tekst jest zdecydowanym faworytem.

     Sprawnie napisane.

Nie te zasady gwidonie.

A zresztą jak można mówić o faworycie przed rozpoczęciem konkursu, kiedy nie ma żadnych innych opowiadań? Zastanawia mnie jeno kto sobie multikonto założył.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Podobało mi się.

Taka mała sugestyjka: czy omlet nie byłby lepszy z jaj?

Babska logika rządzi!

Co za czasy, wszyscy zakładają multikonta. A ja naiwnie myslałem, że to utalentowany debiutant. Czyli kolejny troll. Proponuję dyskfalifikację.

No dobrze, opowiadanie się nadaje, ale dlaczego, autorze, nie potrafiłeś wytrzymać do 30 maja? Zasady to zasady.

I to konto... czyżby ktoś bał się opublikować ten tekst pod "prawdziwym" nickiem? : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Obśmiałem się straszliwie. Bardzo dobre, gratulacje.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Bardzo fajne, ale nieco za wcześnie opublikowane.

Koszmarny zbrodniarzu i ohydny zboczeńcu, który dopuściłeś się przestępstw falstartu oraz wielokontowości! Ktoś powinien nominować Twój tekst do puszki.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

 

...Zmarnowałem czas. Pozdrawiam świszczące piórko.

No i nie wiem. Mnie Twoje opowiadanie nie rozbawiło aż tak bardzo, ale napisane jest dobrze, a to już wiele. Reszta jest kwestią gustu.

Póki co nawet i u mnie wygrywa. :)

Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Nawet mnie troszkę rozbawiło.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Fajne i, o zgrozo, możliwe.

Nowa Fantastyka