- Opowiadanie: Catra - Łowca cz.1

Łowca cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Łowca cz.1

Łowca

 

I

 

 

Miał metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, długie, tłuste włosy i nieświeży oddech. Chodził ubrany w postrzępiony brązowy płaszcz i dziurawe dżinsy. Na szyi miał czerwoną chustę. Nikt tak naprawdę nie wiedział kim on był ani co tutaj robił.

 

Mężczyzna usiadł na kamieniu i zaczął zawiązywać buta. Dookoła czuć było stęchły zapach rozkładających się na słońcu ciał. Nie były to jednak zwłoki zbłąkanych wędrowców, ale dobrze ubranych i uzbrojonych zbirów, którzy ostatni kontakt z mydłem mieli chyba w wieku 5 lat. Nastało południe, chociaż w tamtym momencie czas ciężko określić . Z dala widać czubki usychających drzew, które uginają się pod ciężarem dziwnie wyglądających ptaków.

 

-Niech to szlag! – mężczyzna nie szczędził słów, trzymając w ręku strzęp , zerwanej przed chwilą, sznurówki.

 

– Kolejna poszła w drzazgi… gdzie ja teraz znajdę kolejną na tym zasranym pustkowiu. Nawet te śmierdzące trupy ich nie mają.

 

Spoglądał dookoła w poszukiwaniu jakiegoś kawałka sznurka. Niestety, pech chciał, ze jedyne co znalazł to spinacz. Po krótkiej naprawie obuwia zaklną, wstał i wziął opartą o kamień strzelbę. Przewiesił ją przez ramię i podszedł do leżącego najbliżej ciała , z którego wyją długi stalowy nóż. Wytarł go o kurtkę i schował do pochwy. Obszukał jeszcze dokładnie resztę po czym podszedł do największego osobnika na ziemi , ubranego w długi czarny płaszcz, ciemne okulary i długie robocze spodnie. Podziurawiony od stóp do głowy, z wielką ciętą raną poprowadzoną od brzucha do lewej piersi. To od niego właśnie śmierdziało najbardziej. Mężczyzna z trudnością przewrócił go na bok, po czym chwycił trzema palcami tylną część szyi. Szybkim ruchem wyrwał kawałek skóry z dziwnym tatuażem i schował go do kieszeni. Wstał, splunął przez ramię i ruszył przed siebie.

 

Droga zaczynała się między wyschniętymi drzewami. Po bokach rosły jakieś kępki roślin, które próbowały wyglądać jak trawa, aczkolwiek rzadziej porozszadzane , a kolorem bliżej im było do fusów z herbaty, kiedyś bardzo znanego trunku, niż do zielonych łąk. Szybkim krokiem przebył paręset metrów, stanął i spojrzał w niebo.

 

– To słońce doprowadza mnie do furii – parsknął – muszę się czegoś napić , bo inaczej zdechnę.

 

Ruszył dalej. W okolicy czuć było żar , a na horyzoncie nic nie wskazywało na jakaś pobliską miejscowość. Mimo to, nie szczędził sił. Droga skręcała to na lewo , to na prawo, wijąc się miedzy resztkami drzew. Od czasu do czasu, wędrowiec zatrzymywał się by złapać oddech i przetrzeć czoło z lejącego się potu. Skwar wydawał się coraz bardziej mu doskwierać. Po godzinie wędrówki od wschodniej strony drogi zaczęły pojawiać się skały. Odetchnął z ulgą bo to dawał mu szanse na znalezienie odrobiny cienia. Przeszedł jeszcze kilka kroków i zaczął przypatrywać się skalnej półce. Chwilę później znalazł to czego szukał. Usiadł w małej szczelinie, która skrzętnie ochraniała go od jakichkolwiek promieni słonecznych . Zdjął plecak, rozpiął go i ze środka wyjął mała puszkę oraz kawałek płaskiego drewienka. Jedzenie nie wyglądało zbyt dobrze. Jęknął krótko i kilkoma ruchami wyjadł wszystko. Oparł się o skałę i przymknął oczy. Radość ta nie trwała zbyt długo, zmącona cichymi krokami zza skraju szczeliny. Mężczyzna chwycił za broń, wstał i powoli ruszył do przodu. Zza rogu najpierw pojawiła się lufa , a potem bystry wzrok wędrowca. Naglę usłyszał wielki wrzask. Strzelec szybko schował się za skałę i przysiadł na ziemi. Złapał kilka oddechów i ponownie podniósł przed siebie strzelbę. Po chwili przed jego oczami przeleciał wielki czarny kruk, który łopotaniem skrzydeł wzniecił w powietrze resztki liści.

 

– Starzejesz się. Oj, starzejesz.-Z uśmiechem stwierdził i wstał z ziemi.

 

Powrócił po plecak , spakował go i ruszył w dalsza drogę, sprawdzają , na wszelki wypadek, czy na pewno nikt oprócz niego nie znajduje się w okolicy.

 

Po godzinie dotarł do starego i zardzewiałego znaku, na którym farbą był zrobiony napis : „WYSYPISKO". Zza niego było widać mała osadę. Kilka domów, skwer i studnia. Mężczyzna przyspieszył kroku. Kilka metrów przed wejściem na teren miasteczka kilku tubylców spojrzało na przybysza, a przy jego nogach zaczęły kręcić się dzieci. – Max ! Amanda ! Do domu ! Krzyknął głos z okna, a mali nieznajomi zniknęli tak szybko jak się pojawili. Pomimo nieprzyjemnego wzroku na karku, wędrowiec przeszedł powoli przez skwer i stanął przed domem z wielką czerwoną gwiazdą na przodzie. Przy drzwiach była tabliczka : „ Milicja miasta Wysypisko" . Zapukał , po czym szybkim szarpnięciem otworzył drzwi. W środku widać było tylko mały pokój z dwoma biurkami, i wejściem do pomieszczenia z celami. Na prawo były schody prowadzące na pierwsze piętro. Na ścianach wisiały dwa monitory, oraz kilka plakatów informacyjnych, nic szczególnego. Przy biurkach siedzieli dwaj grubi milicjanci, którzy chyba od wieków nie ruszali się z miejsca. Mieli tłuste, przepocone, czerwone koszule , na głowach czarne czapki dżokejki a pod nosem czarne wąsy.

 

– Witamy. W czym możemy pomóc ? – spytał ten , który wydawał się starszy.

 

Wędrowiec podszedł do jego biurka, spojrzał na ekran komputera, który znajdował się przed grubasem i sięgnął do kieszeni . Wyjął skrawek skóry, który wcześniej wyszarpał z trupa i położył przed milicjantem. Ten wyprostował się na krześle, przybliżył się do niego i skrupulatnie mu przyjrzał. Po chwili zerknął na rysopis poszukiwanego , który wyświetlał się na monitorze i z ulgą odpowiedział.

 

– Pięknie ! Ktoś wreszcie zajął się tym sukinsynem. Roman, chodź zobaczyć. Drugi policjant wstał i podszedł .

 

– To ten same tatuaż , co nie ? Ta – burknął młodszy kolega. – Dziękujemy obywatelu.

 

– Forsa – zniecierpliwiony już wędrowca uderzył pięścią w biurko – chce forsy a nie podziękowań.

 

– Tak tak oczywiście ! Tysiąc sto monet. Do odebrania za 15 minut. Możesz poczekać w barze. Zaraz tam pójdziemy.

 

Mężczyzna wyprostował się, poprawił broń na ramieniu i stwierdził

 

– Wezmę tysiąc monet i pięć litrów czystej wody. Macie studnie, stać was na to.

 

Milicjanci skrzywili się na tę wieść, ale zgodzili się na układ. Czysta woda, była na wagę złota, ale przecież z drugiej strony, przestanie ich nękać ten drań Czarna Szczęka.

 

– Obywatelu, a jak mamy Ciebie wpisać w protokole wydania nagrody ?

 

Przybysz odwrócił się i spokojnie odpowiedział :

 

– Możecie mnie nazywać Łowcą…

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

<anal-i-zator mode on>

Dookoła czuć było stęchły zapach rozkładających się na słońcu ciał.
Znaczy - leżały już chwilę, że je czuć było.

zwłoki [...] dobrze ubranych i uzbrojonych zbirów, którzy ostatni kontakt z mydłem mieli chyba w wieku 5 lat
Nieumyci a dobrze ubrani? Ale numer.

Nastało południe, chociaż w tamtym momencie czas ciężko określić . Z dala widać czubki usychających drzew, które uginają się pod ciężarem dziwnie wyglądających ptaków.
Nieokreślony czas zmienił się z przeszłego na teraźniejszy.

-Niech to szlag! - mężczyzna nie szczędził słów, trzymając w ręku strzęp , zerwanej przed chwilą, sznurówki.
- Motyla noga! - nie szczędził słów anal-i-zator, czytając ten tekst.

- Kolejna poszła w drzazgi...
Sznurówka w drzazgi???

Po krótkiej naprawie obuwia zaklną
Czas zmienił się na przyszły!

podszedł do leżącego najbliżej ciała , z którego wyją długi stalowy nóż
Wyjące noże... Horror!

po czym podszedł do największego osobnika na ziemi
Największym pojedynczym osobnikiem na ziemi jest ponoć krzak borówki zarastający sobą parę hektarów gdzieś w Kanadzie.

Po bokach rosły jakieś kępki roślin, które próbowały wyglądać jak trawa, aczkolwiek rzadziej porozszadzane , a kolorem bliżej im było do fusów z herbaty, kiedyś bardzo znanego trunku, niż do zielonych łąk.
Ja nie jestem pojąć w stanie. Waszmość prawisz zbyt zawiło.

Skwar wydawał się coraz bardziej mu doskwierać.
Żar coraz bardziej go żarzył, a zaduch coraz bardziej go zaduszał.

Zdjął plecak, rozpiął go i ze środka wyjął mała puszkę oraz kawałek płaskiego drewienka. Jedzenie nie wyglądało zbyt dobrze. Jęknął krótko i kilkoma ruchami wyjadł wszystko.
Gość jest wysuszony przez skwar a je bez popicia. Twardziel.

Mężczyzna chwycił za broń, wstał i powoli ruszył do przodu. Zza rogu najpierw pojawiła się lufa , a potem bystry wzrok wędrowca.
Wzrok się pojawił, powiadacie?

Pomimo nieprzyjemnego wzroku na karku, wędrowiec przeszedł powoli przez skwer
No tak - wzrok pojawił się i usiadł mu na karku!

i stanął przed domem z wielką czerwoną gwiazdą na przodzie.
Za diabła nie wiem, czy gwiazdę miał dom, czy ten, co stanął. I gdzie ją miał? Na przedzie, na wrzodzie, na trzodzie?

Zapukał , po czym szybkim szarpnięciem otworzył drzwi.
Konsekwencją nie grzeszy.

Mieli tłuste, przepocone, czerwone koszule , na głowach czarne czapki dżokejki a pod nosem czarne wąsy.
Wąsy również należały do ich umundurowania, jak sądzę.

<anal-i-zator mode off>

Hmmm. Skoro uruchomił mi sie mod a-i-z, to znaczy że było tragicznie, niestety.

Dobrze chociaż , że to pierwszy tekst a nie któryś z kolei :((  Po takiej krytyce to juz chyba nie ma co kontynuować tej historii.

Milicjanci czy policjanci?
Urtur przejechał się zdrowo, ale przy odrobinie dobrych chęci (dobrych, hłe, hłe, hłe, dobrych!...) możnaby jeszcze kilka rodzynków wyskubać.
No dobra, wystarczy tego pastwienia się. Kontynuować można, pod warunkiem, że Kolega zacznie pisać po polskiemu co najmniej, a najlepiej --- po polsku.

Nikt tak naprawdę nie wiedział kim on był ani co tutaj robił. - tutaj czyli gdzie?
 podszedł do największego osobnika na ziemi - hmm... ratuje Cię mała litera;)
Ogólnie prosta historia.

Nic odkrywczego tutaj nie ma. Błędów sporo, ale sam nic lepiej nie piszę:D Plusem złego opowiadania zawsze jest to, że jest krótkie i tak w twoim przypadku to jest jedyny plus:D

urturze, jak już zapewne wiesz jestem osobnikiem nawyklym do wysublimowanego wyrażania swych myśli, jednak odnosząc się do Twojego komentarza zmuszony jestem powiedzieć prosto: pierdolnąłem ze śmiechu :D
Panie Catra, nie poddawać się. This is Spartha!

@AdamKB - milicja akurat pasuje, bo od zawsze oznaczała straż obywatelską, a w postapokaliptycznym miasteczku bdzie raczej właśnei taka, niż struktury panstwowe.

> Mężczyzna usiadł na kamieniu i zaczął zawiązywać buta.

But. "Zawiązywać buta" to kolokwializm.

> Dookoła czuć było stęchły zapach rozkładających się na słońcu ciał.

Stęchły zapach to może mieć szmata do mycia podłogi. Rozkładające się mięso nie ma stęchłego zapachu, tylko masakryczny siarkowy smród (miałam kiedyś okazję znaleźć się w pobliżu padłego przed kilkoma dniami konia).
Z tekstu wynika, że to bohater zabiły tych zbirów. I co, w czasie potrzebnym na zawiązanie buta zwloki zaczęły się rozkładać? Trochę realizmu, proszę.

 > Nastało południe, chociaż w tamtym momencie czas ciężko określić.

Co to znaczy "w tamtym czasie" i dlaczego czas trudno określić? Akurat południe określić jest w miarę łatwo, nie mówiąc już o tym, że narrator auktorialny nie powinien mieć takich wątpliwości.

> Z dala widać czubki usychających drzew, które uginają się pod ciężarem dziwnie wyglądających ptaków.

Dlaczego widać same czubki?

> trzymając w ręku strzęp , zerwanej przed chwilą, sznurówki.

Oba przecinki całkowicie zbędne, ponieważ wyrażenie pełni rolę przymiotnika. Coś jak "przeglądam wczoraj kupioną gazetę."

> - Kolejna poszła w drzazgi... gdzie ja teraz znajdę kolejną na tym zasranym pustkowiu. Nawet te śmierdzące trupy ich nie mają.

Na bezsens drzazg już ktoś zwrócił uwagę. Ja natomiast spytam: czemu samotny twardziel przemierzający pustkowia nie zadba o coś trwalszego do wiązania buta? Like, cieniutki kabelek or sth. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale zrobiłaś w tym momencie z bohatera ofermę...

> Spoglądał dookoła w poszukiwaniu jakiegoś kawałka sznurka. Niestety, pech chciał, ze jedyne co znalazł to spinacz.
Jak wiadomo, w świecie post-apo z nieokreślonym czasem i czubkami uschniętych drzew spinacze (BTW, biurowe czy do bielizny?) walają się na każdym kroku...

> Po krótkiej naprawie obuwia zaklną,

Chyba zaklął? (swoją drogą, przeraża mnie rosnąca liczba ludzi nie umiejących odmieniać tego czasownika).

> Mężczyzna z trudnością przewrócił go na bok, po czym chwycił trzema palcami tylną część szyi. Szybkim ruchem wyrwał kawałek skóry z dziwnym tatuażem i schował go do kieszeni.

Wyrwał skórę PALCAMI? Jak to możliwe?

> po bokach rosły jakieś kępki roślin, które próbowały wyglądać jak trawa, aczkolwiek rzadziej porozszadzane , a kolorem bliżej im było do fusów z herbaty, kiedyś bardzo znanego trunku, niż do zielonych łąk.

1) sprawdź w słowniku znaczenie słowa "trunek".
2) kępki roślin próbowały wyglądać. Hm. No dobra, powiedzmy, że to podpada pod barwność stylu, ale już z "porozsadzaniem" się nie zgodzę - czasownik ten oznacza, że zostały tam zasadzone (BTW, trawe się sieje, nie sadzi) przez kogoś celowo, a to nie wydaje się sensowne w kontekście pustkowia.

> W okolicy czuć było żar , a na horyzoncie nic nie wskazywało na jakaś pobliską miejscowość.

To jest jedno z tych zdań, w których niby trudno się do czegoś przyczepić gramatycznie i frazeologicznie, a mimo to brzmią straszliwie nie po polsku. Żar w okolicy? Wskazywanie na miejscowość?... Hmm.

 > Droga skręcała to na lewo , to na prawo, wijąc się miedzy resztkami drzew.

To znaczy, ktoś zbudował drogę OMIJAJĄC drzewa zamiast po prostu je wyciąć? Ścieżka omija drzewa, ale droga nie - jechałeś kiedcyś przez jakiś las?

 > przetrzeć czoło z lejącego się potu.

Zupełnie nie po polsku. Otrzeć pot z czoła, owszem, ale nie "przetrzeć z potu" (pewnie znów jakiś kolokwializm, chociaż ja akurat takiego nie znam).

 > małej szczelinie, która skrzętnie ochraniała go od jakichkolwiek promieni słonecznych

I znów ta dziwna antropomorfizacja, podobnie jak z próbującymi udawać roślinami. No dooobra, niech będzie, że to taki styl. Inne błędy są gorsze.

 > Zdjął plecak, rozpiął go i ze środka wyjął mała puszkę oraz kawałek płaskiego drewienka. Jedzenie nie wyglądało zbyt dobrze.

Ja myślę! Płaskie drewienko jako jedzenie dla nikogo nie wyglądałoby zbyt dobrze!
I czemu ten twardziel, który w pojedynkę zatłukł grupę zbirów, nie ma przy sobie czego tak banalnego jak manierka?!

> Zza rogu najpierw pojawiła się lufa , a potem bystry wzrok wędrowca.

Róg ma budynek, tu najwyżej mogłoby być "zza załomu". No i szczelina, w której da się przejść kilka kroków, to już nie szczelina - to porządna rozpadlina.
Na błędność frazy "pojawił się wzrok" już Ci uwagę zwrócono.

> Naglę usłyszał wielki wrzask.

Wielki? Głośny, przeszywający - to rozumiem, ale jak brzmi "wielki" wrzask?

> Strzelec szybko schował się za skałę i przysiadł na ziemi. Złapał kilka oddechów i ponownie podniósł przed siebie strzelbę. Po chwili przed jego oczami przeleciał wielki czarny kruk, który łopotaniem skrzydeł wzniecił w powietrze resztki liści.

1) kto się schował za skałę - bohater czy ten ze wzrokiem? I za co się schował, skoro jest w rozpadlinie, ergo - ma po bokach ściany?
2) ja rozumiem, że pojawiający się oddzielnie wzrok może sprawić, że bohater przysiadł bez tchu, ale co z właścicielem tego wzroku?
3) kruk przeleciał przed jego oczami, czyli w poprzek skalnej szczeliny? Znaczy, wyleciał z jednej ściany i wleciał w drugą?
4) w języku polskim nie można WZNIECIĆ LIŚCI w powietrze. Wzbić, podrewać, to owszem - ale wtedy ten kruk musiałby mieć rozpiętość skrzydeł pelikana (widziałeś kiedyś, żeby od przelotu ptaka zaczynały wirować liście?). No i skąd liście w skalnej szczelinie na bezdrzewnym pustkowiu?

> Po godzinie dotarł do starego i zardzewiałego znaku, na którym farbą był zrobiony napis : „WYSYPISKO".

Napisany albo namalowany, ale na pewno nie zrobiony.

 > Zza niego było widać mała osadę.

Znaczy, ten znak był taki wielki, że aż ZZA niego było widać?

Ogólnie: braki w logice marna znajomość języka, sugeruję dużo czytać (i to nie Forgotten Realms, ale klasyki - polskiej albo dobrze tłumaczonej), a kolejne teksty przed wrzuceniem na sieć przeczytać kilka razy, a najlepiej poprosić kogoś o przeczytanie na głos (sprawdzone, pomaga).

Twoje opowiadanie zostało zanalizowane na:
http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2011/03/115-bigos-fantastyczny-czyli-czarna.html

Zapraszamy!

Nowa Fantastyka