- Opowiadanie: Lord Kovir - Plaryzacja Rozdział 1 Ekspedycja (powieść w odcinkach)

Plaryzacja Rozdział 1 Ekspedycja (powieść w odcinkach)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Plaryzacja Rozdział 1 Ekspedycja (powieść w odcinkach)

Ryan Slaker szedł spiesznie przez prawie puste korytarze w sekcji reaktora na stacji „UnderEarth" – ostatnim bastionie ludzi na Ziemi. Odkąd na ich planetę spadł kataklizm w postaci nowej epoki lodowcowej, wszyscy mieszkańcy niebieskiej planety, którzy zdołali przeżyć, schronili się właśnie tutaj – pod powierzchnią gruntu, w bazie przygotowywanej na wypadek kolejnej wojny, upadku meteorytu czy innej klęski. Placówka miała wielkość około 347 tysięcy kilometrów kwadratowych i była budowana wysiłkiem wielu państw z tak zwanego Wielkiego Sojuszu prze prawie pół wieku. Mieściło się w niej obecnie około pięćdziesiąt milionów ludzi, różnych narodowości, ale mówiących dla ułatwienia jednym językiem, tzw. „Wspólnym". Większość mieszkańców pracowała w centrach energetycznych, biologicznych albo chemicznych, wykonując prace fizyczne, niewymagające dużej wiedzy w danym temacie. Pozostali, zwani „Specjalistami", zarządzali tym wszystkim, zasiadali w Radzie tudzież szkolili nowe osoby na ważniejsze stanowiska, np. medyczne, czy techniczne.

 

Niestety, początek epoki lodowcowej przebiegał gwałtownie i miało to opłakane skutki. Nie wszystko udało się uratować. Skupiono się bardziej na ludziach i technologii niezbędnej do przeżycia niż na zaawansowanym sprzęcie badawczym. Mróz panujący na zewnątrz stał się w dodatku tak wielki, iż konieczne były gruntowne modernizacje tego, co zdołano ocalić. Stacja nie przeszła dotąd żadnego "chrztu bojowego", więc cała maszyneria wymagała przeglądu. Jej pomysłodawca, Aaron Moran, umarł jednak na nieznaną wcześniej odmianę grypy, a tylko on znał wszystkie tajemnice dwupoziomowej, podziemnej bazy. Oprócz niego, Polaryzacja, jak ją nazwano, pochłonęła też całe może ofiar. Zginęło wielu znamienitych naukowców, a młode pokolenie nie osiągnęło jeszcze odpowiedniego stopnia wtajemniczenia.

 

Ryan – nastoletni chłopak, który stracił rodziców podczas Wielkich Mrozów – miał to szczęście, że od dzieciństwa interesował się elektryką, a gdy trochę podrósł, pobierał nawet prywatne lekcje u mistrza Morana. Był on w tym czasie największym wynalazcą na świecie, a Ryana przyjął do nauki tylko dlatego, że dostrzegł w nim niemały talent, który wystarczyło trochę doszlifować, by przekształcił się w prawdziwą maestrię . Slaker nie ukończył jednak edukacji, ponieważ nadejście epoki lodowcowej spowodowało, że Moran stał się bardzo potrzebny w sztabie kryzysowym. Na „UnderEarth" potrzebny był ktoś taki, jak on, ale cóż, nikt nie mógł mu dorównać. Ryan posiadł tylko część jego wielkiej wiedzy, lecz w połączeniu z niewątpliwymi uzdolnieniami chłopaka, czyniło to z niego najlepszego elektrotechnika na stacji. Jako mistrz tej specjalizacji miał także swoje miejsce w Radzie. Tam nikt nie przejmował się wiekiem, wybierano osoby z najwyższą erudycją lub umiejętnościami. Slaker cieszył się w tym gronie poważaniem, jego słów wszyscy słuchali z wielką uwagą, a jego głos w dyskusji dużo znaczył. Zawdzięczał to swojemu stanowisku, jednemu z ważniejszych na stacji, oraz przekonaniu ludzi o jego talencie.

 

Największym wrogiem młodego elektrotechnika była Amanda Cube – druga z czworga niepełnoletnich zasiadających w Zgromadzeniu liczącym dokładnie pięćdziesięciu trzech członków. Amanda była młodszą od niego o niecałe pół roku specjalistką biologii i biochemii. Nie było zebrania, na którym nie odbyłaby się między nimi zażarta wymiana zdań – oboje byli świetni w sztuce dyskusji. Co jednak znacznie różniło ją od Slakera, to to, że wszystko co miała, osiągnęła tylko ciężką pracą. Zaczynała do zera, ale w ciągu dwóch lat stała się osobistością, z której zdaniem radni liczyli się nie mniej niż ze zdaniem Ryana. Chłopak szedł właśnie na Zgromadzenie, żeby omówić sprawę wyprawy na powierzchnię. Według niego było jeszcze za wcześnie na opuszczenie bazy. Ich maszyny nie wytrzymałyby zimna przez czas potrzebny na przeprowadzenie badań, nie zostały jeszcze przystosowane do tak niskich temperatur, bo mimo 10 lat mieszkania pod ziemią naukowcom nie udało się jeszcze wymyślić chociażby niewelatora Burzy Neuronowej – jednej z wielu anomalii, powstałej po Polaryzacji, stwarzającej wierlkie zagrożenie dla psychiki ludzi wystawionych na jej działanie. Niestety, pomysł wyszedł od Amandy, która na dodatek zyskała poparcie mistrza geografa. Niemal na 100 % nie zdoła przeciwstawić się tej koalicji, ale musi chociaż spróbować, inaczej może dojść nawet do śmierci badaczy.

 

Dotarł na salę jako jeden z ostatnich i zajął miejsce w kręgu ławek zrobionych ze specjalnie spreparowanych sztucznych materiałów. Musiał przyznać, że inżynierowie chemii i techniki wykonali dobrą robotę. Ławki były wygodne, trwałe i tanie w produkcji; niedługo miały się pojawić w całym kompleksie. Wreszcie głos zabrał Alan Carter, przewodniczący zgromadzenia: – Witam wszystkich radnych! – jego słowa odbiły się echem po ścianach sali i natychmiast umilkły wszystkie rozmowy. – Dzisiejsze zebranie dotyczy propozycji wyprawy na powierzchnię, w celu sprawdzenia, czy pojawiły się już jakieś nowe formy życia. Inicjatorami pomysłu są Amanda Cube oraz Nelson McGuthenhaben. Wysłuchamy teraz ich argumentacji. Udzielam głosu pannie Cube. Amanda nachyliła się do mikrofonu i spokojnym głosem oświadczyła wprost:

 

– Skanery zamontowane na powierzchni wykryły nowe formy życia w okolicach naszej bazy. Nie wiemy na razie, czy są to tylko prymitywne bakterie żywiące się śniegiem, czy też mutanty, stwarzające dla nas zagrożenie… – cała sala rozbrzmiała cichymi okrzykami zdumienia, gdy zebrani zobaczyli na swych mini komputerach wynik sondowania gruntu, przesłany przez Nelsona McGuthenhabena. Był to wynik niedokładny, Burza Neuronowa zakłucała wszelkie odczyty, aby więc zminimalizować jej skutki, wyostrzono czułość wykrywacza kosztem jego umiejętnośći określania gatunku. Rada zgodziła się, że jest to najlepsze z możliwych rozwiązań.

 

Biochemiczka zaczekała, aż zapadnie cisza i kontynuowała. – ale w obu wypadkach trzeba to sprawdzić! – starała się nadać swemu głosowi siłę, która da innym tę samą pewność, jaką miała ona sama: że taką okazję trzeba wykorzystać.

 

– Dziękuję. – odezwał się Carter. – Teraz swoje argumenty przedstawi nam przeciwnik tej idei. Udzielam głosu Ryanowi Slakerowi. – dla nikogo nie było zaskoczeniem, kto jest dzisiaj w opozycji. Skoro przemówienie zaczęła Amanda, skończyć musiał je Ryan – do tego wszyscy zdążyli już przywyknąć.

 

– Popieram propozycję panny Cube, – to oświadczenie było dla wszystkich – łącznie z samą Amandą – szokiem. – lecz uważam, że trzeba jeszcze trochę poczekać z powodu niewystarczającego przygotowania naszych pojazdów do tej misji. – zakończył nieco głośniej Slaker.

 

– Pojazdy zostały odpowiednio zmodyfikowane i są w pełni gotowe do wykonania zadania. – odparł McGuthenhaben.

 

– O tym ja decyduję. – rzekł chłodno Ryan.

 

– Najwyższy inspektor uznał, że można dopuścić te jednostki do użytku na zewnątrz. Oto jego raport. – wyglądało na to, że Amanda była świetnie przygotowana do dyskusji. Musiało jej naprawdę na tym zależeć.

 

– Za pozwoleniem – zwrócił się chłopak do przewodniczącego. – tylko rzucę na niego okiem.

 

– Zezwalam. – stwierdził krótko Carter. Po chwili Ryan znów się odezwał, ale tym razem już z rezygnacją.

 

– Nie mam więcej zastrzeżeń do tego pomysłu, proszę tylko o zarządzenie mobilizacji sił poszukiwawczych, na wszelki wypadek.

 

– Jeśli nie ma więcej argumentów, zarządzam głosowanie… – Carter rozpoczął standardową procedurę i po paru minutach Slaker znowu szedł korytarzem.

 

„Za" było trzydzieści siedem osób, „przeciw" – osiem, tyle samo wstrzymało się od głosu. Ekspedycja miała wyruszyć pojutrze. W jej skład wchodzili: zastępca McGuthenhabena – Dominic Ranley, dwa oddziały sił wsparcia, na wypadek, gdyby stworzenia zaatakowały badaczy, sześcioro biologów oraz sama Amanda Cube. W bazie miało czekać pięć pojazdów ratowniczych. Ostatnią inspekcję przed startem wyprawy miał wykonać właśnie Ryan, aby wszyscy mieli pewność, iż wszystko jest w porządku. Rozpoczęto wielkie odliczanie.

Koniec

Komentarze

Witam po raz drugi na drugim portalu, Lordzie Kovirze.
Po przeczytaniu Twojego tekstu doszedłem do wniosku, że albo nie zajrzałeś na forum NF, albo --- no, albo co innego sprawiło, że nic się nie zmieniło...

Rzeczywiście, dopiero teraz przeczytałem Twoje uwagi. Mam 24 godziny, jeszcze poprawię te niedoróbki. Wiesz, jak to jest. Ja mam wszystko w głowie ułożone, a ludzie i tak nie rozumieją :/. Jedno, co mogę dodać, to żebyś przeczytał także moją odpowiedź na forum. Tam wyjaśniłem kilka rzeczy, ale jeśli dalej całość jest niezrozumiała, to już się biorę za poprawianie. 

Zajrzę na forum, oczywiście --- i pozwolę sobie na jeszcze jedną uwagę. Uwierz mi na słowo --- telepatia nie istnieje, nie wiem, co masz w głowie (w sensie: plany fabularne, postaci, zdarzenia...), więc nie czepiam się takich rzeczy, które mogą stać się oczywistymi po poznaniu dalszego ciągu, jednakże niektórych (wybacz szczerość) bzdur nie daje się potem niczym "odtłumaczyć"... Kluczowe decyzje kompozycyjne muszą zapaść przed pisaniem. Od ilu lat panuje epoka lodowcowa? Na to pytanie trzeba znać odpowiedź przed  pisaniem i odbicie treści tego założenia musi być jakoś widoczne dla czytelnika. Podobnie ten zbiorowy wysiłek wielu państw i tak dalej...
Generalnie: opowieść typowa, ale to nie znaczy, że zła. Usuń sprzeczności, niedoróbki i leć z tym dalej, bo może być interesująco. Epoka lodowcowa to nie oklepana wojna termojądrowa.
Naprawdę życzę powodzenia.

No, pierwsze gruntowne zmiany wprowadzone. Proponuję zajrzeć jutro wieczorem, wtedy już wszystko będzie gotowe.  

"chrzestu bojowego" --- r.m., nież., IV grupa dekl., czyli chrztu.

Kolejne "wymyśliłem sobie świat". Czułem się, jakbym czytał książkę historyczną - nudne, praktycznie bez fabuły, krótkie. I nawet nie zapowiada się dobrze. Dziękuję, postoję... 

@ Mortycjan - Proszę bardzo, ja Ci krzesła nie podam. A "nudne, praktycznie bez fabuły, krótkie", ponieważ to dopiero pierwszy rozdział. Cóz, nie da się zadowolić wszystkich.

A "nudne, praktycznie bez fabuły, krótkie", ponieważ to dopiero pierwszy rozdział.

Tutejsi autorzy mają dziwną skłonność do nazywania paru akapitów "rozdziałami". Czego niby to są rozdziały? Jednego opowiadania? Pomnóż sobie objętość tego tekstu przez 4~5 i może dopiero wyjdzie jeden rozdział - przeciętnej, 3xx-stronicowej powieści. Bo opowiadanie dzielić na rozdziały, to czysta głupota...

Lordzie Kovir,
muszę Cię rozczarować, jeśli masz wszystko poukładane w głowie, to nie wystarczy po prostu przelać to na papier. Zdania, które powiesz, dialogi, które brzmią w rzeczywistości (czyli tak, jak się je "słyszy w głowie") z reguły nie przechodzą próby zapisania.

Pomysł na fabułę (a raczej świat, gdzie ma być fabuła), być może jest i ciekawy. Niestety, starasz się już w pierwszych akapitach wcisnąć jak najwięcej faktów, "nowinek", które mają na siłę przekonać czytelnika do oryginalności tekstu. Polaryzacja, Zamieć Neuronowa, epoka lodowcowa, która przychodzi szybko (jak szybko! ziemia ma dość dużą pojemność cieplną, nie ochłodzi się w rok). Placówka o powierzchni>Polski, zamieszkana przez 50 milionów ludzi? No to to 99% powierzchni zajmują sprzęty :) albo ludzie mają mieszkania po 10000m2
Świat buduje się powoli a nie we fragmencie pierwszego rozdziału - tak przedstawiony niestety nie broni się.
Do tego styl jest mocno nierówny, ale nie czyta się całości bardzo źle.
Ode mnie 3/6 i czekam na następną część.
djJ

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Jedemu za dużo ludzi, innemu za mało. I co ja mam zrobić?
Na następną część przyjdzie poczekać, bo zaczął się rok szkolny i niestety jest trochę pracy. Ale rozdział 2 ma już za to porządniejszą fabułę :). 

Lordzie, kwestia proporcji.
Łopatologicznie. Nadchodzi globalna katastrofa. Cud sprawia, że wszyscy zgodnie rzucaja się do wspólnej pracy --- budujemy nowy dom, podziemny dom! OK. Co jest priorytetem w takim przedsięwzieciu? Ilość ocalonych. Wygody mniej ważne! Dajemy 10 metrów kwadratowych na łebka. Jasne?
Policz sam, ilu ludzi władujemy do schronu o wymiarach kilometr na kilometr na kilometr. Poziomy po 10 metrów --- trzy metry na mieszkania, siedem metrów na magazyny, siłownie, kuchnie, inne technikalia. Sto poziomów, prawda? Każdy ma milion metrów kwadratowych! Podziel to na dziesięć i pomnóż przez sto poziomów, a potem marudź, że jednemu za dużo, drugiemu za mało...
Podobnie zastanów się nad sprawą ocalania zdobyczy nauki i techniki. Po Księżycu coś się turlało, w próżni i na potężnym mrozie, a Ty bajdurzysz o nieprzystosowanych do kilkudziesięciostopniowego mrozu pojazdach...
Łapiesz już, o co chodzi?

No, dobra, dobra, łapię. Łopatologicznie, zrozumiałem, żebym nie brał się za pisanie Sf, a zajął fantasy. O to mniej więcej chodziło?

Nie! Wcale, bynajmniej, absolutnie nie o to!
Chodzi o to, żebyś nie walił bez namysłu i bez podstaw liczbami, nie robił założeń pod samą fabułę, pod bohatera, bez jakichś logicznych argumentów, bez podbudowy.
Już Ci podpowiadałem, że jeśli zakładasz "zaginięcie" wysokiego poziomu wiedzy, powinieneś czymś to wytłumaczyć. I na pewno nie pospiechem w ucieczce przed mrozami --- budowa potężnych schronów nie trwa trzy dni, jest od cholery czasu na zgromadzenie bibliotek, komputerów, czego tam jeszcze. Dlatego, że do budowy schronów trzeba się zabrać z głową, chłopie, z głową --- i nie wytarczy łopata, cement i piach... Reszta jest konsekwencją.
Przecież możesz pisać i SF, i F. Widzisz przeciwwskazania? Bo ja nie...

Nowa Fantastyka