- Opowiadanie: sonianenow - Mężczyzna w czerni cz.2 - fragment powieści w opracowaniu

Mężczyzna w czerni cz.2 - fragment powieści w opracowaniu

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mężczyzna w czerni cz.2 - fragment powieści w opracowaniu

Wieczorem Shavra opowiedziała wszystko swoim opiekunom. Dorring nie komentował, tylko kiwał głową w milczeniu. Z samego rana udał się do wioski, żeby pomóc w odbudowie dachu Tarda. Okazało się, że podobnie uczyniła reszta mężczyzn i w ciągu tygodnia pokryli dom świeżą strzechą.

Shavra często chodziła razem z ojcem, żeby oglądać postępy. Zdziwiona zauważyła, że Kieł nie odstępował jej ani na krok, tak jakby uznał ją za swoją najlepszą przyjaciółkę.

Próbowała spotykać się z Lorringiem, ale udało się jej tylko raz – młody mężczyzna był zaabsorbowany remontem. Druga okazja miała się nadarzyć podczas kolacji, którą Tard organizował w podzięce za pomoc.

Wszyscy zeszli się wieczorem – 12 rodzin, chociaż większość zostawiła dzieci w domu. Caleb był bardzo niezadowolony, kiedy dowiedział się, że jego siostra też się wybiera. Shavra nie chciała go zostawiać, ale nie mogła też przepuścić okazji do spotkania z Lorringiem. Razem z ojcem i matką zasiadła przy dużym dębowym stole. Wszyscy wspólnie wznieśli kielichy, a potem każdy wrzucił odrobinę gulaszu do ognia, w darze dla bogów. Dopiero wtedy rozpoczęła się biesiada. Wściekłość i frustracja zeszłego tygodnia zdawały się mijać. Wszyscy żartowali i śmiali się. Jak to na biesiadach, często ktoś opowiadał też sprośne dowcipy, na które mężczyźni reagowali z radością, a kobiety chichotały i komentowały między sobą. Ille przyniósł beczkę swojego najlepszego piwa i humory poprawiły się jeszcze bardziej. Shavra była tak zaabsorbowana żarcikami i rozmowami, że dopiero za trzecim razem usłyszała wołającego ją Lorrena. Uśmiechnęła się przepraszająco i razem z nim wyszła przed dom.

– Zobacz – powiedział i wskazał na niebo. Jedna z gwiazd zamrugała i śmignęła w stronę ziemi. Lorren uśmiechnął się. – Życzenie?

– Nie wiem… – mruknęła Shavra. Nigdy nie trzymała gotowych życzeń na takie okazje. Potem przypomnieli się jej poborcy i już wiedziała: – Chciałabym, żeby wszystko było jak powinno.

– A jak powinno?

– Chyba dobrze – uśmiechnęła się. – Dobry król. Niskie podatki. Sprawiedliwość. Każdy miałby co jeść i w co się ubrać.

– Gdyby to mogło się spełnić, wspiąłbym się na niebo i zrzucił tobie tysiąc gwiazd.

Chwyciła jego rękę. Jeszcze nigdy nie była tak blisko z żadnym mężczyzną.

– Nie – powiedziała. – Zostaw je. Takie są piękniejsze.

Odszukała wzrokiem swojej ulubionej konstelacji – smoka. Światło gwiazd zaiskrzyło w jej fioletowych oczach. Potem opuściła wzrok na wodę.

– Lepiej już pójdę – powiedziała. – Cal nie lubi być sam.

– Zobaczymy się jutro?

– Na pewno.

Posłała mu jeszcze jeden uśmiech i pognała w górę wioski, do młyna. Kieł zmaterializował się przy jej boku niewiadomo skąd, ale nie przeszkadzało jej jego towarzystwo. Przemknęła przez płot i zaczęła wspinać się po łagodnym stoku. Kieł zostawił ja przy domu i pobiegł gdzieś w stronę lasu. Shavra westchnęła i weszła do środka. Stare deski zaskrzypiały pod jej nogami. Nie paliła się żadna świeca.

– Cal?

Nic.

– Caleb? Śpisz?

Cisza.

Shavra poczuła uścisk w żołądku. Coś się stało?

– Caleb, nie podoba mi się taka zabawa!

Po omacku przeszła hol i weszła do mniejszej izby, którą dzieliła z bratem.

– Caleb?

Nagle jakaś ręka chwyciła ją od tyłu i zasłoniła usta, ucinając jej krzyk w połowie. Z boku szyi poczuła coś lodowato zimnego i nie chciała nawet myśleć co.

– Cicho – powiedział jakiś spokojny, chłodny głos. – Rób co ci powiem, a dzieciakowi nic nie będzie.

Shavra jęknęła głucho i ze łzami w oczach skinęła głową. Pomocy! – myślała gorączkowo. Proszę!

Pomocy!

– Dobrze. Pójdziesz ze mną i nie waż się odezwać.

Ręka zniknęła z jej twarzy. Stała w miejscu, milcząc.

– Odwróć się i wyjdź z domu. Jestem za tobą.

Shavra zerknęła na właściciela głosu i zamarła. Wpatrywała się w lodowato zimne błękitne oczy.

– Ruszaj się – powiedział mężczyzna w czerni. Przy jej szyi trzymał połyskujące ostrze miecza, zwieńczonego skórzaną rękojeścią z białym szpikulcem.

Shavra przełknęła ślinę i powoli ruszyła w stronę drzwi. Stanęła w holu.

– Gdzie jest Caleb?

– Tutaj.

Zamigotała świeca. W jej świetle Shavra ujrzała swojego brata wpatrującego się w nią w skrajnym przerażeniu. Był związany i zakneblowany. W dziewczynie wezbrała wściekłość. Chwyciła mosiężny świecznik i zamachnęła się na głowę mężczyzny. Zanim jednak sięgnęła celu, poczuła mocny uścisk na nadgarstku. Mężczyzna przekręcił jej rękę i wypuściła oręż z głośnym jękiem.

– Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości.

Mężczyzna pchnął ją do drzwi i wyciągnął na zewnątrz. Podszedł do konia i sięgnął po sznur. W momencie, kiedy miał zarzucić go na ramiona dziewczyny, spomiędzy drzew wyskoczyła szara plama i z głośnym warknięciem powaliła mężczyznę na ziemię. Shavra patrzyła się tylko, sparaliżowana strachem. Błękitnooki tarzał się po ziemi odsuwając wilcze kły od gardła. Wilk atakował zajadle. Shavra nigdy nie widziała Kła atakującego człowieka.

Kieł rzucił się znowu do gardła i w tym momencie mężczyzna odrzucił zwierzę kopniakiem. Skoczył po miecz i chwycił rękojeść. Odwrócił się twarzą do wilka.

– Mogłem się domyślić – warknął mężczyzna i zakręcił młynka mieczem. – Nie zabiję cię od razu. Najpierw powiesz mi, gdzie się chowacie!

Z ostatnim słowem rzucił się na wilka. Z tą jedyną różnicą, że nie był to już wilk. Na oczach Shavry postać zwierzęcia zamazała się i po chwili w jego miejscu stał młody mężczyzna, najwyżej dwudziestoletni, z obnażonym mieczem o białym ostrzu. Aniclavr – przeszło jej przez myśl. Zadrżała.

– Uciekaj! – krzyknął młodzieniec, blokując gwałtowne cięcie błekitnookiego. – Jak najdalej!

Nie dała sobie tego powtarzać. Odwróciła się i wpadła do młyna. W pośpiechu zaczęła szamotać się z więzami brata. Po kilku nerwowych minutach puściły. Cal przytulił się do niej mocno ze łzami w oczach.

– Boję się – jęknął.

– Wiem. Biegnij do wioski, do rodziców, tam będziesz bezpieczny. Szybko.

Po chwili wahania Caleb skinął głową i wybiegł na zewnątrz, pędząc w dół zbocza. Wiedziała, że mężczyzna w czerni chce schwytać ją, nie Caleba. Miała nadzieję, że nie rzuci się za nim w pościg. Sama wybiegła tylnymi drzwiami i rzuciła się do ucieczki. Biegła tak szybko, jak nigdy. W pędzie przeskakiwała korzenie drzew. Czuła, jak krzewy rozcinają jej skórę i drą sukienkę. Przebiegła przez strumień i zagłębiła się w jeszcze gęstszy las. Podświadomie kierowała się w stronę gór – tak, jak to zrobiła, będąc małą dziewczynką. Strach dodawał jej sił. Dopiero, kiedy księżyc zaczął ustępować miejsca słońcu, upadła na ziemię wyczerpana do nieprzytomności.

Koniec

Komentarze

Co ten facet w czerni tak goni tych biednych ludzi? Z tego co widzę historia dopiero się zaczyna.

,,- Dobrze. Pójdziesz ze mną. Nie masz się odzywać.''. Może lepiej będzie: ,,masz się nie odzywać'' ? Albo ''nie waż się...''.

Masz rację, poprawione. Co do historii, to faktycznie się zaczyna, ale zastanawiam się, czy po prostu nie "wrzucić" tego wszystkiego od samego początku.

Ale przed wrzuceniem powyłapuj takie rzeczy, jak "Chwyciła mosiężny świecznik i zamachnęła się na głowę mężczyzny".
Powodzenia

Nowa Fantastyka