- Opowiadanie: sonianenow - Śnieżnołuska, białoszpona - fragment powieści w opracowaniu

Śnieżnołuska, białoszpona - fragment powieści w opracowaniu

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Śnieżnołuska, białoszpona - fragment powieści w opracowaniu

W południe następnego dnia dotarli do Spark Hill. Było to małe miasteczko położone pośród malowniczych wzgórz. Spark Hill wsławiła się swoją kuźnią, z której podobno korzystali nawet żołnierze króla. Wyprodukowana broń leżała na kilkunastu straganach, zachwalana przez kupców.

– No, no, kto wie, może znajdziemy dla ciebie łuk już tutaj – mruknął Nat, wjeżdżając do miasteczka.

Dzień drogi za Spark Hill, jak powiedział Nathaniel Shavrze zsiadając z konia przy karczmie, leży uskok Thala, gwałtowny koniec wyżyny. U jego podnóża rozciągały się nieskończone połacie równin z fortecą Arkaba w samym centrum. Daleko za trawiastymi polami znajdował się Arv Mernal'ethil, ogromna liściasta puszcza z grzywą gór Shien w jej głębi. Nat nie wyjaśnił jednak gdzie leży Feyrn. Shavra z całą pewnością nigdy o nim nie słyszała.

Razem weszli do karczmy i zamówili pieczyste. Shavra zjadła z wyjątkową przyjemnością, bo od kilku dni nie miała nic tak dobrego w ustach. W innych warunkach skrytykowałaby może ostry zapach ziół, który świadczył o nadpsuciu mięsa, ale tym razem delektowała się posiłkiem jak najlepszym przysmakiem. Kiedy skończyli, Nathaniel poprowadził ją w tłoczną ulicę targową. Minęli kilka straganów z mieczami. Nat podnosił niektóre, wymachiwał i kiwał z zadowoleniem głową, żadnego jednak nie kupił.

– Wybacz, uwielbiam te zabawki – zażartował. – Ale mam już jedną – dodał i poklepał ręką zdobną pochwę przy pasie. Po chwili zatrzymał się nie przy straganie, ale przy tablicy z ogłoszeniami. Przeglądał przez chwilę przyczepione tam zawiadomienia.

– Nic, na razie jesteśmy bezpieczni. Ale to nie potrwa długo. W Cillionie będziemy musieli być bardzo ostrożni.

– Potrafisz czytać?

Skinął głową.

– Ty nie? W takim razie wiem, czym umilimy sobie czas w podróży.

Shavra przytaknęła z radością. Zawsze pragnęła nauczyć się czytać.

Po kilku następnych straganach dotarli do sprzedawcy łuków i strzał. Shavrze zalśniły oczy na widok wspaniałych zdobień i wymyślnych krzywizn, ale Nathaniel podniósł zwyczajny cisowy łuk, jednak elegancki w swojej prostocie. Postawił go obok Shavry, porównując długość.

– Powinien być dobry.

– Świetny wybór – odezwał się sprzedawca. – Mało kto zwraca uwagę na efektywność. Ten łuk na pewno będzie dobrze służył. Jest lekki, giętki, nie złamie się zbyt łatwo, chyba że panienka ma siłę smoka.

Zdziwiona Shavra spojrzała się na Nathaniela. Łuk wyglądał przeciętnie obok pięknych, zdobionych broni.

– Zdobienia obciążają, wymyślne kształty redukują giętkość, a odstające ornamenty haczą o strzały. Nie potrzebny ci łuk na paradę.

– Święte słowa – skomentował sprzedawca, ciesząc się na rychły zysk.

– Ile za niego chcesz?

– Dziesięć srebrnych.

– Czy to aby nie przesada?

– Dziewięć i więcej zdania nie zmienię.

– Jedenaście, ale do łuku chcę kołczan i dwadzieścia strzał.

– Piętnaście.

– Dwanaście.

– W porządku – poddał się w końcu sprzedawca, wyraźnie zadowolony z obrotu sprawy. Sięgnął po okuty stalą skórzany kołczan i umieścił w środku dwie dziesiątki łabędzich strzał. Łuk również się tam mieścił, jeśli zdjęło się cięciwę, ale Nathaniel polecił zostawić ją nałożoną. Shavra zarzuciła pełen kołczan na plecy i przewiesiła łuk tak, jak poinstruował ją jej towarzysz. Tak wyekwipowana ruszyła za nim z powrotem w stronę karczmy, gdzie zostawili konie.

– Dziękuję.

– Nie ma za co. Nie chcę, żeby coś ci się stało, zanim dotrzemy na miejsce.

*

Przez resztę dnia odpoczęli w karczmie, a o zachodzie słońca wyruszyli w dalszą drogę. Nathaniel wytłumaczył nocną podróż częstymi patrolami z Arkaby, do której niestety się zbliżali. Sprawnie opuścili Spark Hill i zagłębili się w rzadki las rosnący, jak poinformował Nat, aż do uskoku, do którego powinni dotrzeć nad ranem przy spokojnym tempie.

Noc wydawała się nienaturalnie spokojna. Wiatr umilkł, księżyc w nowiu nie oświetlał wąskiej drogi, którą prowadzili konie. Zwierzęta wydawały się podenerwowane, co chwilę parskały i potrząsały łbami. Nathaniel siedział w siodle skupiony i uważnie wpatrywał się w mrok. Shavrze udzielił się ten nastrój i co chwilę zerkała za siebie.

– Skąd wiesz, że jestem Aniclavrem? – spytała, żeby odwrócić swoją uwagę od emocji.

– Widziałaś przez magię ochronną. Poza tym upewniłem się prostym zaklęciem.

– Kiedy?

– Na polanie, jak…

Głośny świst przeciął powietrze. Z mocnym stukiem płonąca strzała wbiła się w drzewo i wybuchła zielonym światłem. Szmaragdowe płomienie jak woda rozpłynęły się naokoło. Konie Shavry i Nata stanęły dęba i pognały w bok.

– Ogień mithryjski! Galop, szybko!

Dziwna ciecz zdawała się ich ścigać, podpalając wszystko na swojej drodze.

– Co się… Nat!

Kolejna strzała wbiła się w udo mężczyzny, na szczęście już bez dziwnego ognia. Nathaniel zaklął siarczyście, złamał strzałę i pogonił konia.

– Nic mi nie będzie, szybko!

Kolejny ładunek ognia rozbłysnął przed nimi i konie znów skręciły na wschód.

– Kierują nas na uskok! – krzyknęła Shavra.

Nathaniel nie odpowiedział. Osunął się na szyję swojego wierzchowca ciężko dysząc.

– Nathaniel!

Shavra chwyciła wodze jego konia i przywiązała do ogłowia swojego. Potem zerwała z pleców łuk, cudem unikając pędzącej strzały. Wyciągnęła jedną ze swoich łabędzich i naciągnęła cięciwę. Wypuszczona strzała pomknęła w kierunku, jak przypuszczała Shavra, wroga. Za nią puściła dwie następne, ale zrezygnowała z dalszego strzelania na oślep i zamieniła łuk na sztylet. W tym samym momencie kolejna strzała przeszyła łeb jej konia i zwierzę padło na ziemię, wyrzucając ją kilka metrów do przodu. Shavra jęknęła głucho, podniosła głowę i… Spojrzała w przepaść. Cudem uniknęła upadku z uskoku. Chwilę później odskoczyła, kiedy koń Nata upadł obok niej, przygniatając nieprzytomnego mężczyznę. Dziewczyna zrezygnowała z prób wyciągnięcia go, koń był po prostu zbyt ciężki. Wobec tego stanęła tyłem do Nata, a przodem do zagrożenia. Ogień Mithryjski, jak nazwał go mężczyzna, utworzył okrąg naokoło nich, tak że jedyną drogą ucieczki był skok w przepaść.

Nagle spośród płomieni wyłoniły się sylwetki trzech jeźdźców. Wszyscy okryli się czarnymi płaszczami i Shavra z dreszczem skojarzyła ich z błękitnookim. Czarne Sztylety, bo przypuszczała, że to oni, zeskoczyli z wierzchowców i obnażyli miecze.

– Pójdziesz z nami, Dzika – powiedział jeden z nich ciężkim jak chmura burzowa głosem.

– Nigdzie nie idę – warknęła.

– To się jeszcze zobaczy. Wilka też weźcie, dostarczy nam informacji.

Jeden z mężczyzn ruszył w stronę Nathaniela, ale Shavra zagrodziła mu drogę.

– On też nie.

Rozległ się szczęk stali, kiedy dziewczyna z ledwością zablokowała cięcie mieczem. Mężczyzna był na tyle zaskoczony, że nie uniknął kopnięcia w krocze i upadł na ziemię.

– Ha, zadziorna. Skoro tak…

Postać mężczyzny w środku zafalowała i po chwili Shavra znalazła się między łapami wielkiego kota.

Teraz grzecznie wstaniesz i pójdziesz z nami.

Shavra przełknęła slinę.

– Nigdzie nie idę.

Ryk tygrysa na chwilę ją ogłuszył i owiał jej twarz gorącym powietrzem. W akcie desperacji wyrwała rękę spod jego łapy i wbiła sztylet na oślep. Aniclavr ryknął jeszcze raz i zmiótł dziewczynę za krawędź uskoku jednym uderzeniem łapy. Shavra w ostatniej chwili uczepiła się brzegu. Serce biło jej jak szalone. Trzeci mężczyzna podbiegł do krawędzi i chwycił jej rękę. Zabiorą nas – pomyślała. Skrzywdzą Nata. Mnie też. I nigdy nie znajdę Caleba. Myśli wywołały w niej nagłą wściekłość. NIE mogą tego zrobić! Nagły impuls kazał jej puścić się krawędzi. Spadała.

Spadała.

Wściekłość w niej wzbierała.

Musi tam wrócić.

Zabrać Nathaniela.

Znaleźć Caleba.

Ryknęła wściekle, obnażając śnieżnobiałe, ostre jak sztylety kły.

Łup.

Mężczyźni podbiegli do krawędzi.

Łup.

Siła podmuchu powietrza zmusiła ich do cofnięcia się. Przed nimi, ze wściekłym rykiem, wylądował niezdarnie młody smok o barwie jasnobłękitnego firnu.

Śnieżnołuska. Białoszpona. Liliooka.

Kiedy potem wracała myślami do tego momentu, pamiętała wszystko chaotycznie. Ogień, krew. Nie wiedziała, czy zabiła, czy nie. Chwyciła martwego konia i odrzuciła na bok. Potem podniosła Nathaniela zębami jak najdelikatniej potrafiła i umieściła na swoim grzbiecie. Odbiła się mocno od skały i z wysiłkiem wzleciała w powietrze, mocno bijąc skrzydłami.

Koniec

Komentarze

Potem podniosła Nathaniela zębami jak najdelikatniej potrafiła i umieściła na swoim grzbiecie, zaraz przed miejscem gdzie przednie łapy łączyły się z tułowiem - Przednie łapy wyrastały smokowi z grzbietu? Wystarczyło by napisać że umieściła go na grzbiecie :P

Jeszcze pare drobnych błędów tam było. Ode mnie 4, bo lubie takie kilmaty.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

W porządku. Się rozwija. Ode mnie 4.

Fasoletti: dzięki za poprawkę, pozmieniam :]

Krótko, zwięźle, ale bez utrudniajacych czytanie luk w narracji i opisach. Duży plus.
Liliooka. Chodzi o kolor czy kształt? Bo mi się z tym drugim kojarzy. Ale mogłaś mieć właśnie kształt, nietypowy, na uwadze...
- Ogień Mithryjski! Przymiotniki piszemy małą literą. Ogień grecki --- przykład i analogia.
Arv Mernal'ethil. Czy konieczne są apostrofy w nazwach oraz imionach?

AdamKB: dziękuję za zwrócenie uwagi na błędy. Nazwa jest pochodzenia obcojęzycznego, elifcka, dlatego są w niej apostrofy (a właściwie jest jeden). Jeśli jest to błąd, to oczywiście zmienię.

Ach, jeśli chodzi o epitet liliooka - chodzi i o kształt i o kolor :)

OK, niechaj smoczyca ma ciekawej budowy oczęta...
Apostrofy nie są żadnym błędem.  Inna sprawa, że nie rozumiem, dlaczego język elfów musi być oddawany koniecznie z użyciem apostrofów, litery "v" i zestawień typu "thifgirdrlaerl". Arw Mernalietil też dobrze wygląda, nie budzi watpliwości, jak czytać... Czy to nie kwestia mody, udziwniającej konwencji, typograficznego podkreślania obcości?
Tylko mnie nie bij za powyższe trzy zdania. 

Nie będę bić, bo jestem skłonna się zgodzić :)

Ulżyło mi. Nie lubię, gdy biją mnie kobiety. Oddać nie wypada...

Niezłe. Nawet udatnie budowane napięcie (burza myśli w skrajnej sytuacji - to zawsze nadaje tempa).

Dziękuję :)

Fragment powieści w opracowaniu? Twojej powieści, tak?

Tak, czyjejś wkleić bym nie śmiała :). Można by to również nazwać, być może mniej szumnie, pisadłem, jako że piszę obecnie do szuflady. Chociaż, jak podejrzewam każdy autor, chciałabym kiedyś nazwać, szumnie lub mniej szumnie, ten swój twór powieścią.

Nowa Fantastyka