Kopaliśmy te bulwy cały ranek. A był to długi ranek. Dochodziło południe, i temperatura stawała się powoli nie do zniesienia. Byłem pewien, że znowu jest to robota na darmo. W ostatnich latach przestaliśmy się przesuwać w kierunku pustyni, i wielu sądziło że osiągneliśmy kres. Dlatego też w całej grupie brakowało motywacji. Achab wziął jedną z bulw i postukał palcem. Podniósł brwi, a następnie wyjął z kieszeni nożyk. Naciął skorupę, a na nożu pojawił się żółtawy płyn. W uszach rozległ się dźwięk dzwonka. Drużynnik wzywał do zakończenia pracy.
– Temperatura osiąga niebezpieczne wartości. Czas wracać. Zabierzcie zbiory, zobaczymy, czy da się coś z tego zrobić.
Tego się w sumie bałem. Nie będzie normalnej kolacji, tylko znowu będziemy sprawdzać, czy bulwy nadają się do jedzenia. Na dodatek po południu to ja miałem zmianę w kuchni. Nie mogłem się doczekać nudnego rozłupywania bulw, i próbowania wyciągnięcia ze środka czegokolwiek jadalnego.
Ale praca jednak się opłaciła. Były smaczne, naprawdę smaczne. Trochę mączne, ale jednocześnie całkiem soczyste. Podane z olejem i przyprawami stanowiły całkiem niezłą kolację. Bulwy Batanioków całkiem nieźle radziły sobie ze słabą glebą, czy wysoką temperaturą. Ale dotąd nie udało się ich nam uprawiać dalej niż kilkanaście minut marszem od chutoru. Dzisiejsza kolacja była więc swego rodzaju świętem. Trzeba przyznać, że takich porcji na stołach nie widziałem od dłuższego czasu.
***
Jak okiem sięgnąć wszędzie pola uprawne. Widok zieleni tak daleko na południe napawał niesamowitymi uczuciami. Chutor Pustynników jak widać radził sobie nieźle. Kto wie, może niedługo pojawią się tutaj nawet drzewa? Taki popołudniowy odpoczynek w cieniu dębowych liści to coś czego tutaj jeszcze brakowało. Kwestia czasu. Chociaż pewnie potrwa to kilka dobrych lat.
Amad Dvorecki podróżował ostatnie dwa tygodnie aby zobaczyć to na własne oczy. Wyprawa odbywała się w letnich miesiącach, więc słońce w ogóle nie zachodziło za horyzont. Trudno sobie było wyobrazić taką odległą podróż, bez dodatkowej obstawy. Sam był Luminarzem, ale podróżowali z nim Ogiennik, Strażnik i Inkwizytor, a także dwóch uczniów – typowy skład misji z Cytadeli.
Amada ciekawiło jakie metody upraw zastosował mistrz chutoru. Jednak nie wybrałby się w taką podróż tylko z powodu ciekawości. Miał także oficjalny list z nadaniami ziemskimi. Przybywał jako oficjalny przedstawiciel Ekumenatu. Kolejny odzyskany obszar uprawny to nowi władcy ziemscy. Zakonnicy nauczą sprowadzoną ludność jak uprawiać lokalną ziemię, wyjaśnią jakie są lokalne uwarunkowania – wynikające z analizy gleby, upraw czy klimatu, przekażą im sadzonki i nasiona, a potem wyruszą na południe w poszukiwaniu nowej lokalizacji. Było w tym i zwycięstwo i gorycz przegranej. Poświęcili kawałek życia aby przyrócić ten teren ludziom, a następnie musieli odejść. Ale takie złożyli ślubowania. Spędzili w tej dolinie chyba ostatnie piętnaście lat? Trzeba by to sprawdzić w księgach.
Jednak to także oznacza nominacje dla najważniejszych zakonników. Mistrz otrzyma nowy stopień, dostanie oficjalne nadanie w regionie który opuszcza, a więc także i stały dochód, natomiast jego zakonnik zajmujący się nadzorowaniem upraw także ma szanse na awans. Amad dostał wolną rękę w pewnych granicach. Musi tylko ocenić jak ważne są umiejętności obu z nich dla Cytadeli.
***
– Chciałem wam pogratulować. Przebyłem tak długą drogą aby osobiście przekazać wam uznanie Wielkiego Mistrza. Wasze czyny dotarły do Rady. Przyznam, że wśród Starszych krążyły opinie, że tak daleko na południe niemożliwe są takie plony – powiedział Amad, po czym uścisnął dłoń witającego go Mistrza Chutoru. Ezror Ayoub był niskim mężczyzną, o ciepłym uśmiechu. Całkowite przeciwieństwo Amada – chłodnego i zdającego się kalkulować każde wypowiedziane słowo.
– Zapraszamy w nasze progi. Na wasze przybycie przygotowano ucztę – wyłącznie z naszych zbiorów! Na szczęście informacja dotarła do nas jeszcze wczoraj. Przyznam, że nie spodziewaliśmy się was tak szybko! Komnaty są jednakże przygotowane. Rozgośćcie się, Jehiel was zaprowadzi. Za trzy kwadranse mamy modlitwę w świątyni.
Grupa Zakonników weszła na rozległy dziedziniec. Ceglane budynki został ułożone wokół przejścia kolumnowego. Na samym środku rosło kilka sadzonek drzew. Jehiel prowadził w głąb całego założenia. Dotarli do mniejszych drzwi na końcu dziedzińca, po czym przeszli kolejnym korytarzem, aż dotarli do schodów. Komnaty gościnne zostały umieszczone we wschodniej części chutoru.
W świątyni zebrali się wszyscy zakonnicy. Dzisiejszego wieczoru ceremoniał rozpalenia paleniska oddano przybyłemu Ogiennikowi. Kapłan zbliżył się powoli do centralnego, sferycznego pozłacanego ołtarza. Dwóch zakonników otworzyło kopułę – pokrywa była zamocowana po bokach za pomocą śrub. W środku ukazał się już przygotowany do rozpalenia stos, ze starannie dobranych gałęzi, chrustu jak i ziół. Szepcząc odpowiednie wersety Ogiennik, wziął do ręki odpaloną na zapleczu świecę, a następnie pochylił się przed ołtarzem. Ogień wystrzelił w górę. Powietrze wypełnił przyjemny, lekko gryzący w oczy dym. To był moment na wspólną modlitwę. W końcu nadszedł czas na ostatni etap tego rytuału. Kolejni zakonnicy podeszli do ołtarza i za pomocą złotych szczypców wyjmowali część palących się gałęzi, następnie przekładali do złotych koszy i rozchodzili się po całym chutorze. Jeden z nich został wysłany do klasztornej kuchni. Bez świętego rytuału, palenie ognia było świetokradztwem.
Chwilę później na mównicę zaproszono Amada Dvoreckiego. Pogratulował całemu chutorowi wspaniałego dzieła, i przekazał, że sam Wielki Mistrz zainteresował się ich pracą.
– Tu był kiedyś las. Wielka puszcza pełna zwierzyny. Dziś po kres horyzontu rozciąga się pustynia. Ten stan trwa od Gniewu. Ale już niedługo. Cały chutor sprawnie wykonuje swoją pracę. Dzięki waszemu poświęceniu, ziemia znów zaczęła rodzić owoce. Przez długie lata nie poddawaliście się. Oczyszczaliście glebę z toksyn, testowaliście różne metody, a sadząc nowe rośliny – przyczynialiście się do usuwania trucizn z powietrza. Dzięki wam temperatura obniża się – skończył Wielki Luminarz i przekazał głos Ezrorowi.
– Gniew spotkał ludzkość za nieposkromione użycie ognia. Nasi przodkowie palili wszystko co się dało. Księga mówi: "Nie było umiaru w powszechnym ogniu. Każde miasto na wschodzie i zachodzie wciąż zużywało owoce ziemi. A ludzie północy i południa dumni byli ze swej potęgi. Nie patrzyli w górę, na niebo. Nie patrzyli w dół na ziemię. Sprawiłem, że niebo było dla was jak z żelaza, a ziemia jak z brązu." – wyrecytował Mistrz, po czym zszedł z postumentu i dołączył do stołu. Uczta została otwarta. Rozkrawałem bulwę batanioka i myślałem nad tym co nas czeka dalej na południu? Czy za mojego życia powstanie chutor poza strefą polarną?