– F1 na C4, saturacja w normie – mruknął Aspiro. – Szewski mat? Oj, panie kolego, tego bym się po panu nie spodziewał, oj nie spo-dzie-wał.
Kardio wiedział, że jest w tarapatach.
– No dopszsze… to ja poproszę E7 na E6, tętno dziesięć– wymamrotał, siląc się na nonszalancję.
– D2 na D4, obniżam poziom O2 do dwadzieścia koma zero pięć procent.
– D7 na D5, ciśnienie rozkurczowe czterdzieści pięć, można obniżać.
– Kolega próbuje wariantu Winawera! No, no, no, ambitnie, nie powiem. B1 na C3.
„Co za d*pek” – pomyślał Kardio. „Prawie jak ten faszysta Encefal”. Skupił całą uwagę na szachownicy, próbując wykombinować kolejny ruch.
– No i cóż kolega na to? – ponaglił Aspiro głosikiem słodkim jak miód.
– To ja na to…
– W CO GRAJETA!?
„Taaa… Ten, to zawsze w porę” – jęknął w duchu Kardio.
– W makao, nie widzisz? – odpowiedział na głos.
– O, ZA*EBIOZA! MOGEM ZAGRAĆ?
– A szanowny kolega to przypadkiem nie ma czegoś do zrobienia? – zapytał Aspiro z wyższością.
– EEE TAM, ZAWSZE BYDZIE CÓŚ DO ROBOTY, NIE?
Kardio odliczył w myślach, czekając na niezawodną myśl przewodnią, swoiste motto życiowe ich towarzysza – „Trzy…dwa…jeden…”
– PRZECA MIŁOŚĆ I SRACKA DOPADA Z NIENACZKA, NIE HY HY HY?
„…Bingo!”.
– Kolego Koprofa… – zaczął protekcjonalnym tonem Aspiro – … czy mógłby kolega łaskawie zająć się… hmmm… swoją pracą? Każdy z nas ma odpowiedzialne zadanie, a usuwanie produktów przemiany materii ma znaczenie kapitalne…
– EEE, ALE ŻE CO?
– G*wno! – podsunął usłużnie Kardio. – G*wno odpompuj, imbecylu!
– AAA, NO TAAA. ZARA WACAM. INO NIE ZACZYNAJTA BEZE MNIE, DOBRE? – Koprofa przerzucił zawory, włączył ssanie i rozdrabniarkę. Maszyna posłusznie zabuczała, zabrzęczała i zabulgotała. Kardio poczekał jeszcze chwilkę, a gdy miał pewność, że cały proces od strony technicznej zmierzał ku końcowi, zupełnie przypadkiem uruchomił reset i automatyczną diagnostykę systemu.
– Dobra, mamy go z głowy. Zanim się zrebootuje minie piętnaście minut.
– A kolega jest pewien, że to nie zaszkodzi?
– W czym zaszkodzi? Przecież to matoł.
Aspiro aż cmoknął ze zniecierpliwienia.
– A, chodzi ci o nią? – mruknął Kardio. – Nie, nie powinno…
– Który z was, debile, znowu włączył diagnostykę?! – Encefal wparował do środka, nawet nie siląc się na uprzejmości.
– No, również dzień dobry koledze. Jak się spało? – Aspiro udał niewiniątko.
– Jak tam nasza faza REM? – uzupełnił przymilnie Kardio.
Gdyby Encefal mógł na niego spojrzeć, to pewnie przepaliłby go wzrokiem na wylot. Powiedzieć, że był wściekły, to nic nie powiedzieć.
– Czy wy, półmózgi niedorobione, zdajecie sobie sprawę z tego, jaki wpływ na stabilność systemu mają takie wahania napięcia?
– Tak.
– Nie.
Odpowiedzieli zgodnie z prawdą. Szczerość zawsze była najlepszą obroną przed logiką. Chłodną, wyrachowaną, cyniczną logiką.
– Zdajecie sobie sprawę, durnie – podjął zimnym, pozornie wypranym z emocji głosem – że ciało ludzkie tak naprawdę was nie potrzebuje?
„To was zaakcentował jakby z niemiecka” – pomyślał, nie wiedzieć czemu, Kardio i parsknął śmiechem.
– Ciebie to bawi, tumanie?! – Encefal za to nie bawił się w konwenanse, tylko od razu przeszedł do sedna. – Człowiek to mózg! – perorował natchniony. – Mózg to istota świadomości, pamięć, jestestwo…
– Przepraszam, prze-pra-szam! – Gastro wjechał mu w słowo swoim bufetem. – No proszę nie przeszkadzać w czynnościach! Pora karmienia jest, tak?
„To tak zaakcentował jakby z warszawska” – pomyślał, nie wiedzieć czemu, Kardio i parsknął śmiechem.
– Oj bi-du-linka moja, chu-dzie-linka moja – rozpoczął swoją zwyczajową litanię karmiciel. – Za-mamusia, za-tatusię…
„Za-pie*dolęsiezaraz” – jęknął w duchu Kardio. „Dwóch debili, na obu krańcach metabolizmu. Jak ta dziewczyna ma być później normalna?”.
– Jak już mówiłem – podjął urwany wątek Encefal – to mózg sprawuje funkcję nadrzędną i sprawczą zarazem…
Pozostali co prawda go nie słuchali, ale to mu w niczym nie przeszkadzało. Czasem musiał porozmawiać z kimś w jego mniemaniu inteligentnym, a to oznaczało, że często mówił sam do siebie. Gastro kończył karmić, Kardio i Aspiro zajęli się szachami, przy okazji podtrzymując funkcje życiowe. Koprofa… no cóż, można powiedzieć, że był zarobiony po uszy.
Ale… wystarczyło, że Afektu tylko zajrzał do środka, by wszyscy zamarli. Szósty, przepłynął przez próg tym swoim powłóczystym krokiem i uśmiechnął się czarująco.
– CzeŚĆ!
Echo nawet nie zdążyło przebrzmieć, a komputery zawyły alarmami. Kardio i Aspiro rzucili się na konsoletę, próbując opanować szalejące wskaźniki.
– Tętno przyspiesza! Sto dwadzieścia i skacze! – jęknął pierwszy.
– Hiperwentylacja, podaję dożylnie wodorowęglanu sodu! – wykrzyknął drugi.
– Mam już sto osiemdziesiąt! Zaraz będzie migotanie!
– Jak nie uspokoisz u siebie, to mnie też zaraz szlag trafi!
„Aspiro w obliczu stresu nie potrafi zachować zimnej krwi” – pomyślał, nie wiedzieć, czemu Kardio. Tym razem się nie uśmiechnął, ale zrobiło mu się przez to troszkę cieplej na sercu.
– Prezes! – zawył do Encefala. – Może byś go tak stąd kulturalnie wypie*dolił?! – Wskazał głową rozanielonego Afektu, który rozglądał się dookoła z malinowym uśmiechem.
– A… ale, ale – jęknął głównodowodzący.
„To ale, ale zabrzmiało jakby z francuska”.
– Tak alle-allej, wypie*dalej! – ryknął Kardio.
Afektu spojrzał na niego z wyrzutem, westchnął ciężko, prawie z bólem i zabeczał:
– Nikt mieee tu nie rozumieee!
Po czym wybiegł dramatycznie. Gdyby miał ręce to pewnie teatralnie trzasnąłby drzwiami. O ile miałby jakieś pod ręką.
– Encefal, czy ty mógłbyś choć raz, jeden, jedyny raz, nie położyć uszu po sobie, kiedy ten żigolo nam się wpie*dziela w robotę?
– Właśnie, właśnie, panie kolego! Takie wahania nastroju mogą się negatywnie odbić na nas wszystkich. Depresja, bulimia…
…
Komputer migał diodami kontrolnymi. Półmrok mienił się ich zielono-czerwoną poświatą. W pomieszczeniu panowała prawie niezmącona cisza, przerywana jedynie cichym buczeniem automatów medycznych. Sześć programów sterowało poszczególnymi modułami w pełnej harmonii i porządku. W szklanym sarkofagu komory hibernacyjnej spała dziewczyna. Ukryta bezpiecznie przed światem; przed wojną i pożogą. Trwała zawieszona w bańce tylko swojej rzeczywistości.
Spiriti popatrzył na jej oblicze i uśmiechnął się lekko. Wyglądała tak spokojnie. Pozostałych sześciu dobrze sobie radziło. Nie potrzebowali go…
…i może właśnie dlatego go tam nie było.