Dzień pomału przemijał, słońce tliło się jeszcze ostatkiem sił na horyzoncie oświetlając korony drzew w pobliskim lesie. Brzegiem tegoż lasu spacerowała staruszka, mrucząc coś do siebie pod nosem. Niosła koszyk grzybów. Nie wiadomo, z jakiego powodu, nie wszystkie znalezione okazy, należały do jadalnych. Nie dalej jak dwieście stóp od granicy lasu znajdowała się wioska. Dotarłszy tam, kobieta zauważyła młodzieńca, wpatrzonego w ścieżkę przed nim, spokojnym krokiem samotnie podążającego przez wieś.
– Dokąd zmierzasz? – spytała zaciekawiona staruszka. Ten nie wyglądał zbyt interesująco. Miał brudne przemoczone ubranie w iście zwyczajnym smagławym kolorze, przewieszoną na barku sakwę, kaptur na głowie, z pod którego delikatnie zarysowywała się młoda twarz, z jasnozielonymi oczyma i coś na kształt pochwy od sztyletu za pazuchą. Spojrzał zmieszany, jak gdyby wyrwany z zadumy. Kichnął i pociągnął nosem. Nie powiedział jednak nic.
– Słońce niedługo zajdzie – nie doczekawszy się odpowiedzi kontynuowała staruszka – Jesteś zapewne bardzo strudzony podróżą, nie daleko stąd znajduje się moja chata, mogłabym…
– Dziękuje. – Przerwał młodzieniec, spoglądając w stronę zachodzącego słońca. –Byłoby mi to bardzo na rękę.
Kobieta kiwnęła głową i uśmiechnęła się życzliwie.
– Proszę za mną, o tej porze roku poruszanie się tym traktem nie należy do bezpiecznych. – To mówiąc ruszyła wolnym krokiem w północnym kierunku. – Co taki młody chłopak robi w takim miejscu? Chłopak najwyraźniej nie był zainteresowany odpowiedzią, toteż staruszka kontynuowała. – Nie wygląda waszmość na kogoś, kto z własnej woli chciałby znaleźć się w takim miejscu. Bez oczywiście odpowiedniego doświadczenia, tak jak to jest w moim przypadku. Wyglądasz jakbyś nosił ze sobą smutną konsekwencje kaprysu losu. Niechże zgadnę. Jesteś sierotą? Czy może się mylę? Pochylił głowę wydając się nad czymś dumać.
– Rozumiem… przepraszam, zbyt długi język. – z goryczą w głosie kontynuowała staruszka – Możesz mi nie wierzyć, ale w tej okolicy która wydawałaby się spokojna, też nigdy nie było łatwo. Co zresztą mógłby potwierdzić mój mąż. Gdyby tylko Vovulus, nie odgryzł mu języka i połowy szczęki – stwierdziła ze smutkiem kobieta.
Po tej niewesołej kwestii nastrój nieznajomego udzielił się także jej. Szli w milczeniu.
Nie uszli daleko, choć dalej niż młodzieniec mógł się spodziewać, poza granice wioski, gdy w oddali ukazało się wzgórze. Staruszka z uśmiechem skinęła głową porozumiewawczo. U podnóża znajdowała się samotna chatka, przed którą, nieco niżej, rozciągał się las. Który mógł okazać się potwierdzeniem niedawnych słów, o niebezpieczeństwie czyhającym w okolicy. Młodzieniec spojrzał w dal. Na jego twarzy zaczął rysować się ledwo zauważalny grymas, coś na kształt… uśmiechu. Wiedział już wszystko co chciał wiedzieć.
Ułamek sekundy, błysk ostrza, pusta pochwa od sztyletu, ryk…
Ciało staruszki gruchnęło o błotnistą ścieżkę, po czym zniknęło. W jego miejsce pojawiło się inne, mniej przypominające ludzkie, a bardziej zwierzęco podobne truchło. Chłopiec nie dał się zwieść. Żaden człowiek nie zdołałby zbyt długo przeżyć w tej okolicy.
Wiedział, że to nie ze staruszką niedawno rozmawiał i że to nie są jej zwłoki. Trudno je było zresztą pomylić, nie należały do istoty humanoidalnej. Koszyk z grzybami okazał się jednak ku zdziwieniu chłopca prawdziwy.
– „Sprytnie – pomyślał. – Zebrał nawet rekwizyty“
Złudzenie nie było wystarczające, żeby nie dało się go wyczuć. Tym bardziej przez osobę wprawioną w wykrywaniu manipulacji rzeczywistości, jaką nasz bohater niewątpliwie nie był. Był jednak szczęśliwie dla niego, uczulony na magię. Chata która jeszcze przed chwila wydawała się realna niczym problem depopulacji w Międzymorzu, zniknęła. W jej miejsce pojawiła się tajemniczo wyglądająca grota. Oczywiście jegomość wiedział, że tej chatki nigdy tam tak naprawdę nie było, podobnie jak wsi którą niedawno przemierzał. To wszystko działo się w jego głowie. Tamta bestia miała potężną moc, lecz niefortunnie dla niej, była niewystarczająco uważna i nie doceniła swojej niedoszłej ofiary.
Wiedział że jest blisko, bo tym razem jaskinia którą widzi to nie złudzenie. Żałował że nie miał takiej pewności, co do lasu przed nim. Niewykluczone przecież, że zagrożeń było więcej.
Gdy przekroczył granice kniei, od pierwszego postawienia stopy na leśnej ścieżce, jeszcze pilniej, niż do tej pory, obserwował otoczenie i zważał na ruchy. Gęste zarośla wokół ścieżki sprawiały, iż jedyną opcja na przebycie drogi, wydawało się brnięcie naprzód. Co jeszcze bardziej budziło w nim niepokój i podejrzliwość. Jednak wiedział już przynajmniej, że las jest prawdziwy. To "coś" nie potrafiło złudzić w tak realistyczny sposób, żeby komary mogły zależnie od tego czegoś kąsać.
Im bliżej był końca ścieżki, tym stawał się bardziej czujny. Wiedział co może się stać za sprawą chwilowej nieuwagi.
Idąc prosto, spostrzegł nagle że poziom jego wzroku względem jaskini naprzeciwko obniża się. Szybko zauważył co się dzieje. Zapadał się. Las był prawdziwy, ścieżka już nie.
Panicznie zaczął się rozglądając, szukając wyjścia z zaistniałej sytuacji, lecz pamiętał o tym, żeby nie wykonywać gwałtownych ruchów nogami. Wiedział, że to tylko pogorszy sprawę. Nagle, spostrzegł nad sobą gałąź. Nie była jednak w zasięgu jego rąk. Szczęśliwie nosił przy sobie sakwę, przewieszoną za pomocą pasa przez bark.
Zanim jeszcze jego kolana, znalazły się w grzęzawisku, prawdopodobnie z piasku – (Nie mógł być pewny, ponieważ iluzja wciąż działała.) – zarzucił pas na gałąź i modląc się o wytrzymałość drewna i solidne wykonanie sakwy, pociągnął z całej siły za rzemyk, żeby wydostać się z pułapki. Następnie, po fortunnym uwolnieniu nóg, wspiął się po nim aż do gałęzi.
Szybko zdjął sakwę i udał się po konarze w głąb drzew. Miał szczęście, był to zharmonizowany Dąb, najtrwalszy rodzaj drewna w Międzymorzu, rzadko spotykany i jeszcze rzadziej łamiący się.
Nie raz miał styczność z chodzeniem po drzewach, a konary i gałęzie tak bujnie wyrastały z pni, że trzeba by było bardzo się postarać, żeby spaść, toteż, bardzo szybko znalazł się na drzewie, najbliżej groty.
Zszedł najniżej jak mógł. Mając na uwadze niedawne wydarzenia, sprawdził delikatnie podłożę.
– „Twarde” – pomyślał.
Bez wahania zeskoczył na bezpieczny tym razem grunt. U zbocza wzgórza ku swojemu zaskoczeniu, zobaczył schody, prowadzące do groty. Udał się nimi upewniając się oczywiście wcześniej, co do ich prawdziwości. Podążając nimi nie napotkał żadnych niedogodności, co wbrew pozorom wcale dobrze nie wróżyło.
Teraz mógł dopiero w całej okazałości, ujrzeć wejście do jaskini i dostrzec jej ogrom. Bo samo wejście, było niemal tak wysokie, jak drzewa znajdujące się za nim. Wziął głęboki oddech i pewnym krokiem udał się do wnętrza groty. Nie czuł lęku. Był pewny siebie, najgorsze było już za nim a przynajmniej taką miał nadzieje.