Elf niechętnie zanurzył się w długi korytarz, wypełniony morzem świateł i jazgotem słów dochodzących z rozwieszonych wzdłuż ścian ekranów. Zewsząd napierały na niego opięte w drogie garnitury, rozmyte sylwetki osób, z których ust płynął potok niezrozumiałych słów: “Kolejna prowokacja Chin”, “Prezydent Stanów Zjednoczonych zapowiada blokadę cieśniny Malakka. Chiny zagrożone całkowitym odcięciem od światowego handlu”, “Rozmowa z byłym dyplomatą: Czy jesteśmy na granicy wojny?”. Przybyszowi z dalekiego Alfheimu nic nie mówiły te obce nazwy. Niewiele go zresztą obchodziły sprawy mieszkańców Midgardu.
Gdy zbliżył się do drzwi na końcu korytarza, zza nich dobiegły jego uszu głośne krzyki.
– Jak to, człowiek z Vixen News był tam przed wami?! Ile razy mam powtarzać, że jesteśmy wiarygodni, tylko jeżeli znajdujemy się pierwsi na miejscu zdarzenia? – wołał gniewnie piskliwy głos.
Ręka elfa zawisła nad klamką. Szefowi najwyraźniej nie dopisywał dziś humor. Jednak po chwili zastanowienia przybysz pchnął drzwi i przekroczył próg.
Znalazł się w niewielkim gabinecie. Pokój tonął w półmroku, oświetlony jedynie przez mdły blask osaczających zewsząd jego wnętrze ekranów telewizyjnych. Czułe nozdrza elfa uderzył duszny zapach zwierzęcego futra. Nie zaskoczyło go to. Przed nim bowiem, za ogromnym, obstawionym różnorakimi urządzeniami elektrycznymi obleganymi przez sterty dokumentów stołem siedziała… wiewiórka. Czarna, znacznie większa od swych zwykłych, midgardzkich pobratymców, krzyczała ludzkim, cienkim głosem do stojącego przed nią komputera. Widząc to elf przystanął. Tymczasem z ciemności zalegających jeden z kątów gabinetu wyłonił się barczysty, przygarbiony karzeł. Podszedł do elfa i skłonił się przed nim pokracznie.
– Witamy, witamy – wyszeptał. – Proszę wybaczyć chwilę zwłoki, pan Ratatosk już kończy.
Istotnie, wściekłość wiewiórki zdawała się przygasać. Już spokojnym głosem Ratatosk udzielił ostatnich poleceń strofowanemu przed chwilą podwładnemu, po czym zamknął komputer i zwrócił się ku elfowi.
– Czym mogę służyć?
– Przybywam, by zdać relację z danego mi zlecenia.
– Ach, to ty. – W oczach Ratatoska pojawił się błysk ekscytacji. – Dotarłeś do źródła Mimira?
– Tak jest – odparł elf. – Oto co w nim znalazłem.
Położył na stole niewielkie pudełko. Ratatosk niecierpliwie sięgnął po nie i uchylił wieczko. Wciągnął głośno powietrze. Wewnątrz pojemnika leżał biały, okrągły przedmiot, naznaczony pośrodku błękitnym znamieniem, które przecinała czarna kreska.
– Oko Odyna – wyszeptał Ratatosk.
– Co obiecałem dostarczyć, dostarczyłem – oświadczył elf.
Przez chwilę wszyscy milczeli, kontemplując w ciszy widok niezwykłego skarbu.
– Ale, ale – odezwał się nagle Ratatosk. – Oko to przecież nie wszystko. Gdzie Mimir czy raczej jego głowa?
– Nie było jej przy sadzawce.
– Jak to?
– Ktoś musiał nas ubiec – wtrącił karzeł.
Elf pokiwał głową.
– A więc jeszcze nie wszyscy konkurenci wypadli z gry – mruknął zasępiony Ratatosk. – Jeśli jednak ten tajemniczy przeciwnik dotarł do sadzawki przed nami, dlaczego wziął tylko Mimira? Któż nie chciałby, oprócz nieśmiertelnego mędrca, zyskać także mądrość dla samego siebie?
– Ten, któremu ona niepotrzebna, gdyż już ją zdobył – odpowiedział poważnie karzeł.
Zapadło milczenie. Choć wszyscy wiedzieli, kto był właścicielem drugiego oka, nikt nie odważył się wymówić na głos jego imienia.
– Cóż, i tak w tej chwili tego nie rozstrzygniemy – odezwał się w końcu Ratatosk. Zwrócił się do elfa. – Dobrze wypełniłeś zadanie. Jeśli chcesz, możesz podjąć dalszą pracę tu, na miejscu. Poznałeś już Nordriego. – Wskazał karła. – Odkąd upowszechniła się wiara w kulistość świata, biedak stracił zajęcie, więc pracuje teraz u mnie. On wskaże ci nowe obowiązki.
Elf i karzeł skłonili się dyskretnie, po czym opuścili gabinet.
***
Gdy po dłuższym czasie Nordri powrócił do gabinetu, zastał Ratatoska wciąż wpatrzonego w zawartość pudełka.
– Myślisz, że naprawdę może dać moc przeniknięcia wzrokiem wszechrzeczy? – zapytało zwierzę, nie odrywając wzroku od Oka.
– Nie dowiemy się, póki go nie wypróbujemy.
– Odyn zapłacił za zyskanie mądrości w drugim oku. Czy więc to zyskało tę samą siłę? Przecież stanowiło tylko zapłatę. Owszem, mocząc się tyle tysiącleci w sadzawce powinno przesiąknąć mądrością, ale… czy warto tracić własne oko dla czegoś tak niepewnego?
Pytanie zawisło w powietrzu, oczekując na odpowiedź. Gdy ta nie nadeszła, Ratatosk machnął łapą, jakby odpędzając niewidzialną muchę, po czym zamknął pudełko i schował je do małego, umieszczonego pod stołem sejfu.
– Czy są jakieś wieści? – zapytał, moszcząc się ponownie na swym siedzeniu.
– Owszem i to, co więcej, pomyślne – odpowiedział żywo karzeł. – Blokada cieśnin malajskich jest już pewna. Prezydent Stanów święcie wierzy, że zaginięcie tych okrętów wiąże się z chińskimi manipulacjami GPS-em, dokładnie tak, jak podawał nasz reportaż.
– Doskonale, wchodzimy na ostatnią prostą naszego planu. Czas zatem przystąpić do następnego etapu. Musimy spreparować jakąś amerykańską akcję, coś co mocno ugodzi Pekin i do reszty przekona go, że Jankesi pchają się na cudze podwórko. Tym razem zadanie będzie nieco bardziej wymagające, Chińczycy nie tak łatwo uwierzą naszym mediom. Ale w końcu “The Squirrel’s Whisper” to sprawdzona firma, która nigdy się nie myli. – Zachichotał piskliwie.
– Przecież nie pierwszy raz przekonujemy Chińczyków. Udawało się w przeszłości, uda się i teraz.
– Masz rację. – Ratatosk znów zaniósł się szyderczym śmiechem. – Ach, jakież to paradne! Ci ludzie, którzy przestali wierzyć w bogów, nadal ufają kłamstwom swych władców. Rządzący zaś rozpuszczają sieć fałszu, nie widząc, że sami się w nią motają. Wreszcie wpadają na mądrzejszych od siebie i topią bezpowrotnie prawdę w morzu naszych iluzji. Śmieszne pionki!
– I mnie czasem dziwi, że tak łatwo łykają wszystko, co tylko im podamy.
– Prawda? Mnie to jednak nie zaskakuje. Ci wszyscy wielcy przywódcy są pewni siebie, mają przecież swoich doradców, swoje służby, posłuszne sobie media. Każdy z nich czuje jednak podświadomie, że w istocie błądzi we mgle. Bo jak wierzyć w pełni niekompetentnym wywiadowcom, którzy swą posadę zdobyli tylko dzięki znajomościom, albo ambitnym bezpieczniakom, czyhającym nieustannie na jeden fałszywy krok, by odebrać władzę swemu mocodawcy? Czy nie lepiej, chociaż raz na jakiś czas, zaufać “The Squirrel’s Whisper”, które jest przecież niezawodne, zawsze pierwsze na miejscu zdarzenia, zawsze obiektywne, dokonujące trafnych ocen i przewidywań, przekazujące informacje z wręcz nadprzyrodzoną szybkością?
Karzeł chciał coś odpowiedzieć, ale niespodziewanie jego szef nakazał mu gestem milczenie. Ratatosk wbił uważne spojrzenie w ekran stojącego naprzeciw stołu telewizora. Sięgnął po pilot i włączył głos.
– Oryginalna maskotka rosyjskiej armii. Dziś do portu w Murmańsku zawinął okręt Nogot Putieszestwiennik. Pokład jednostki opuścił gigantyczny pies, który towarzyszył w rejsie załodze – relacjonował niewidzialny reporter.
Ekran ukazywał wojskową szalupę, z której, witany owacjami, wyszedł na ląd olbrzymi, czarny pies, przypominający wyglądem przerośniętego wilka. Za nim, trzymając go na smyczy, postępował wychudły żołnierz. Pod oczami, skrytymi przez duże szkła ciemnych okularów, rozciągał się szeroki, słowiański uśmiech. Spomiędzy wyszczerzonych zębów Rosjanina wystawała wykałaczka.
– Cholera – zaklął Ratatosk. – On wrócił!
***
Następnego dnia zwołano posiedzenie kryzysowe. Oprócz Ratatoska i Nordriego w gabinecie zasiadł Frej, dawny bóg Asgardu, zarządzający w “The Squirrel’s Whisper” programami pogodowymi i rolniczymi, a także Sven, jedyny w tym gronie przedstawiciel zwykłych, midgardzkich śmiertelników.
– Panowie, sytuacja jest zła – rozpoczął Ratatosk. – Wszystko wskazuje na to, że w chwili, gdy nasz plan zaczął docierać do finału, przeznaczenie ubiegło nasze zamiary.
– To znaczy? – przerwał Sven.
– Pasażerowie okrętu Naglfar opuścili jego pokład i zeszli na ląd. To zaś oznacza, że rozpoczął się Ragnarök.
– I w czym to nam przeszkadza? – zapytał znów człowiek. – Przecież cały czas dążymy do sprowokowania końca tego świata. Ragnarök może nam w tym tylko pomóc.
Ratatosk zastrzygł zirytowany uszami.
– Tak, chcemy końca świata, ale nie według scenariusza, jaki gotuje nam przeznaczenie! Ile razy mam to powtarzać?! Jeśli przepowiednie spełnią się bez przeszkód, wszyscy zginiemy w ogniu Surta. Nie ma jednak sensu próba ocalenia dziewięciu światów wbrew wyrokom przeznaczenia. Jedyną szansą jest ich wyprzedzenie. Jeśli koniec nastąpi przed Ragnarökiem, zmierzch bogów nie będzie miał potrzeby nadchodzić. Musi to być jednak koniec zaplanowany przez nas tak, aby nie był ostateczny, aby po nim mogło odrodzić się nowe życie. Jeżeli skłóceni Orzeł i Smok rzucą się sobie do gardeł, wybuchnie bez wątpienia wojna, jakiej nie widziały dotąd oczy ludzi ani bogów. Midgard ulegnie bezpowrotnym zniszczeniom. Nie będzie to jednak całkowita zagłada. Surt nie zostanie wywołany ze swego odwiecznego posterunku, a Drzewo Życia, nawet jeśli runie w starciu dwóch potworów, nie spłonie i stanie się źródłem dla nowych istnień. – Odetchnął. – Dlatego też musimy nieustannie podburzać Orła i Smoka do walki. Wszystkie nasze wysiłki okażą się wszakże daremne, jeżeli Ragnarök dojdzie wcześniej do skutku.
– Jednak czy jest rzeczywiście sens obawiać się Ragnaröku? – przemówił Frej. – Przecież zmierzch bogów nadszedł już dawno. Odyn zaginął, Thor zadowala się rolą filmowej postaci… Dlaczego więc akurat Loki miałby przetrwać? Może to nagranie przedstawia tylko zwykłego, przerośniętego psa i jego właściciela, a my jesteśmy przewrażliwieni.
Przerwał mu głośny, nieprzyjemny dźwięk. Drzwi gabinetu uchyliły się, jakby samodzielnie. Przez szparę do pomieszczenia wleciała przypominająca rozmiarem ludzką pięść mucha. Ogromny owad zatoczył koło nad głowami zgromadzonych, po czym przysiadł na biurku. Ratatosk westchnął.
– Loki, wszyscy wiemy, że to ty.
Mucha w odpowiedzi zerwała się do ponownego lotu i sfrunęła na podłogę. Tu zaczęła jakby puchnąć, a jednocześnie się przeobrażać. Część odnóży znikła, reszta zaś urosła, przybierając kształt rąk i nóg. Od skóry oddzielił się opinający ją czarny ubiór. Głowa nabrała ludzkich rysów. Wreszcie przed zebranymi stanął wysoki, chudy mężczyzna, na którego twarzy malował się szyderczy uśmiech okaleczonych, pozbawionych warg ust.
– Pozdrowienie szanownemu zgromadzeniu – przemówił Loki. – Choć przyznam, że dziwi mnie, kto jest jego przewodniczącym. O, wielki Freju, czy rzeczywiście już tak nisko upadli bogowie Asgardu, że oddają się w służbę zwierzęciu?
– Daj spokój, Loki – odparł Frej. – Jeśli przyszedłeś tu wyłącznie, aby nas skłócić, to niepotrzebnie się fatygowałeś.
– Niepotrzebnie? Och, wręcz przeciwnie. – Zwrócił się do wiewiórki. – Ujrzałem wreszcie na własne oczy, jak urosłeś w siłę, Ratatosku. W czasach, gdy starzy bogowie, pozbawieni wiary ludzi, zostali strąceni z firmamentu, ty odwrotnie, zyskałeś boską potęgę.
– Ty jednak, Loki, również trzymasz się całkiem nieźle – przerwał Ratatosk. – Brak wiary nie odebrał ci, jak widzę, mocy zmieniania postaci.
– Brak wiary? Nie, mnie, podobnie jak ciebie, ten problem nie dotyczy. Drogi Ratatosku, wiesz przecież dobrze, że ludzie, nawet jeśli odwrócili się od bogów, nie przestali ślepo wierzyć w kłamstwa.
Ratatosk nie odpowiedział. Zamiast tego wbił ponury wzrok w blat stołu.
– Tak, tak, mój drogi – ciągnął Loki. – Chciałeś mnie przechytrzyć, a zamiast tego zamotałeś się we własną sieć. Czy zapomniałeś, kto jest bogiem kłamców? Każdy człowiek, który uwierzył w rozsiewane przez ciebie łgarstwa, przybliżał mnie do uwolnienia z lochów Asgardu. Aż wreszcie jestem.
– Loki, zatrzymaj to! – krzyknął nagle Frej, podrywając się ze swego krzesła. – Wiemy, że przystąpiłeś do wypełniania przepowiedni. Pamiętaj jednak, że przeznaczenie nie pozwoli ci stanąć w dogodnym dla ciebie punkcie. Wszystkich nas doprowadzi ono do gorzkiego końca. Czy naprawdę tego chcesz?
Loki zaśmiał się.
– Tak! Wolę stoczyć ostateczną walkę, niż gnić dalej w więzieniu upadłych bogów. Wątpię jednak, by do niej doszło. Gdzie Heimdall, który miałby mnie zabić? Gdzie Surt i jego ogniste zastępy? Daremnie ich wypatrujecie. Wraz z bogami także stare przepowiednie tracą swą moc. Jedynym zagrożeniem dla świata jest twój, Ratatosku, szalony plan. Jeśli skłócisz ludzkie potęgi, świat strawią płomienie równie niszczycielskie, jak te Surta.
– A więc przybyłeś odwieść nas od naszych zamiarów? – zapytał Ratatosk.
– Nie, one i tak nie mają już szans dojść do skutku. Przyszedłem po coś znacznie ważniejszego, coś, co wam nie będzie już do niczego potrzebne. Po Oko Odyna!
Wszyscy poderwali się ze swych miejsc. Sven wyciągnął noszony w kaburze przy pasie pistolet.
– Odłóż tę pukawkę – zawołał wesoło Loki, kładąc rękę na rękojeści przypasanego do boku miecza. – Wystarczy, że zagwiżdżę, a wnet do tej sali wtargnie mój syn, Fenrir. Czy naprawdę chcecie się mierzyć z wielkim wilkiem? Oddajcie mi Oko.
– Nie dostaniesz go – zawołał Nordri, spoglądając ponad ramieniem Lokiego. – Jego pan powrócił.
Zdumiony Loki obrócił się. Przed sobą ujrzał odzianą w ciemny płaszcz, opartą ciężko na dzierżonej w dłoni włóczni, jakby przybitą do ziemi niewidzialnym ciężarem postać. Spod czarnego kaptura błyskało żywym blaskiem tylko jedno oko.
– O… Odyn? – wyjąkał zaskoczony Loki.
– Nic z tego – oświadczył władca bogów. – Nie nadszedł jeszcze czas Ragnaröku, Loki. Twój syn wciąż związany jest kajdanami, a ten pies, którego przyprowadziłeś, to zwykłe zwierzę. Powrócisz do lochu, aby czekać tam na wypełnienie przeznaczenia. – To mówiąc, pchnął Lokiego w kierunku Nordriego. Potężne dłonie karła zamknęły boga kłamstwa w żelaznym uścisku. Odyn zwrócił się z kolei do Ratatoska. – Ty też godny jesteś kary za próbę udaremnienia przepowiedni, a przede wszystkim za naruszenie spokoju sadzawki Mimira. Oddaj Nordriemu Oko.
Ratatosk niechętnie wyciągnął z sejfu pudełko i położył na stole. Odyn uchylił podejrzliwie wieczko, jednak bezcenny skarb nadal leżał nienaruszony wewnątrz.
– Dobrze – przemówił znów jednooki bóg. – Teraz ja z Nordrim udamy się do Asgardu. Muszę dopilnować, aby Loki tym razem nie mógł już wyjść na wolność przed wypełnieniem się czasu. Z tobą zaś, wiewiórko jeszcze się policzę. – Obrócił się do Freja. – Czy i ty udasz się ze mną, czy też wolisz służyć dalej temu zwierzęciu?
Frej uczynił krok, jakby chciał posłuchać wezwania, potem jednak zatrzymał się i odwrócił wzrok. Odyn westchnął.
– A więc bogowie naprawdę upadli.
Po chwili w pomieszczeniu pozostał tylko Ratatosk, Frej i Sven.
– A więc to koniec? – zapytał człowiek.
Ratatosk pokręcił głową.
– Nawet Jednooki nie zawsze dostrzega wszystkiego.
Sięgnął ponownie do sejfu.
– Oto prawdziwe Oko. Starzy zawodnicy wrócili do gry, ale to nie znaczy, że my z niej już odpadliśmy. Kontynuujemy plan.