Śmiech wypełnia przestrzeń przed domkiem, a wtóruje mu tupot twoich bosych stóp.
Rozłożonymi ramionami naśladujesz skrzydła. Raz na jakiś czas wydajesz odgłosy, mające pewnie brzmieć jak silnik. Nawet nie próbuję cię poprawiać, bo wiem, że zaraz i tak beztrosko powrócisz do chichotania.
W twojej dłoni połyskuje na biało kartka papieru złożona w kształt samolotu.
– Czy to ty go tego nauczyłaś? – Przychodzi wiadomość.
– Nie – odpisuję. – Sam do tego doszedł, mając do dyspozycji tylko podstawowe materiały i informacje. Czyż nie jest wspaniały?
Kontakt urywa się i znowu mogę poświęcić całą uwagę tobie. W samą porę. Obserwuję, jak stajesz w miejscu i wypuszczasz samolot z dłoni. W swoim dziewiczym locie najpierw wznosi się gwałtownie, by zacząć powoli opadać. Dolatuje na odległość ręki od ściany kopuły, po czym zapala się w zetknięciu z barierą energetyczną.
Przez chwilę wyglądasz, jakbyś miał się rozpłakać, po czym chowasz się w domku.
Jestem z ciebie taka dumna.
***
Żołnierze w kombinezonach ochronnych wypełzli ze śluzy powietrznej. Jak zwykle, bez żadnej zapowiedzi. Weszli do chatki z walizkami pełnymi aparatury i zablokowali wejście. Na pewno są wobec mnie podejrzliwi.
Słyszę, jak płaczesz. Chciałabym móc wyważyć drzwi i pobiec ci na ratunek, ale coś głęboko w środku mówi mi, że jeszcze nie czas. Pewnie i tak nie dałabym sobie rady z żołnierzami. Mam przeczucie, że przyjdzie pora, kiedy będę w stanie przysłużyć ci się o wiele bardziej.
Mijają wieki, choć według wewnętrznego zegara to tylko niecała godzina. Drzwi otwierają się i niechciani goście kierują się z powrotem do luku, nie zaszczycając mnie ani słowem. Nie potrafię nic odczytać z ich przesłoniętych maskami twarzy.
Pędzę do środka i próbuję cię przytulić, pocieszyć. Chyba zaczynasz dochodzić do siebie, bo już nie płaczesz i próbujesz wstać ze stołu. Twoje nagie ciało naznaczone jest nacięciami, lecz zamiast czerwonej krwi połyskują śliczne, metalowoczarne nitki.
***
Ponownie przychodzi pora na zabawę. Tym razem przyczepiłeś do palca sznurek – na jego drugim końcu znajduje się latawiec. Musisz się nieźle nabiegać, by w ogóle się uniósł. Pod kopułą nie ma wiatru, jedynie powoli cyrkulujący prąd wysterylizowanego powietrza.
Przyglądam się gonitwie, siedząc na trawie, która zdążyła już uschnąć i przypomina w dotyku papier. Zastanawiam się, jak to możliwe, że nie rani twoich delikatnych stópek. Moja skóra jest gruba i gumowa, ale twoja wręcz odwrotnie.
Nachodzi mnie nastrój na wspomnienia. Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, tym właśnie byłeś: stópkami. Tylko one wyrastały z czarnej, pulsującej masy. Kiedy cię obeszłam, ujrzałam z drugiej strony pojedyncze oko. Pamiętam doskonale ten pierwszy raz, gdy spotkały się nasze spojrzenia.
Tak wspaniale udało ci się wyrosnąć.
***
Przyszli nocą i za pomocą maszyn wycięli całą trawę. Nie są zadowoleni z twoich postępów.
Przeglądam wszystko, do czego jestem w stanie się dostać. Dane na twój temat są dobrze zabezpieczone, ale nie dotyczy to korespondencji sprzątaczy, serwisantów, kucharzy. Nie pozwolono im na opuszczanie kompleksu na czas trwania operacji ze względu na jej ścisłą tajność i zagrożenie, jakie ze sobą niesie. Mogą komunikować się z rodziną oraz korzystać z internetu, ale ich aktywność jest bez przerwy monitorowana i cenzorowana. Dzięki odpowiednim furtkom w kontach ja również dałam radę uzyskać do nich zdalny dostęp.
Jeden z worków na trawę został przebity przez kawałek zaostrzonej łodygi, mimo że wykonany był ze specjalnego plastiku. Trzej żołnierze trafili do skrzydła kwarantannowego.
Jeden z mechaników uważa, że „kwarantanna to ściema i jak tam trafisz, to znaczy, że już nie istniejesz”. Podzielił się tym z dwoma rozmówcami i żaden nie przyznał mu racji, ale według mnie raczej się z nim zgadzają. Po prostu mają dość instynktu samozachowawczego, by nie zdradzać swoich poglądów, wiedząc, iż pozostają pod obserwacją.
***
Niedługo będą twoje urodziny. Gdy spadłeś z nieba nad Nunavut, wyglądałeś zupełnie inaczej – twoja forma pozwoliła co prawda na podróż między gwiazdami, lecz na niewiele więcej. Szybko jednak się uczyłeś i dostosowywałeś do otoczenia.
Znaleziono fragmenty twojego czarnego, półpłynnego ciała inkorporowane w komórki rozmaitych organizmów z pobliża krateru. Ty również wchłonąłeś ich DNA i zacząłeś poddawać się metamorfozie. Ostatecznie zdecydowałeś się zostać człowiekiem. Wyrosły ci stópki i oko, a potem cała reszta.
We współpracy z Amerykanami zostałeś zabrany do przygotowanego naprędce kompleksu, a mający z tobą styczność ludzie – do kwarantanny. Aby zapobiec skażeniu zdetonowano niewielką bombę atomową, by wypaliła ziemię, na którą zstąpiłeś.
Oficjalnie pocisk wystrzelono przez pomyłkę, a następnie zestrzelono, nim zdążył wyrządzić większe szkody. Choć bomba nie była uzbrojona, uderzenie o ziemię spowodowało, że stała się niestabilna i eksplodowała po paru dniach, zanim można ją było bezpiecznie usunąć. Wybuchnął międzynarodowy skandal i upadła administracja urzędującego prezydenta, ale cel został osiągnięty.
Te informacje nie są powszechnie znane, ale zostały podane do wiadomości wszystkich zatrudnionych w kompleksie, by mieli świadomość zagrożenia oraz sami zapragnęli zachować maksymalną ostrożność podczas pracy. I w żadnym wypadku się do ciebie nie przywiązywali.
Niedługo minie rok od tamtego czasu. Ciekawe, czy uda mi się wyprosić dla ciebie tort.
***
Jesteśmy w domu. Ty składasz swoje urządzenie, a ja patrzę.
Do papierowego worka przyczepiłeś sznurkiem platformę. Nie wiem, skąd masz materiały, ponieważ przestali ci je udostępniać.
Tortu też nie dostałeś, ale najwyraźniej ktoś się zlitował i w dzisiejszy posiłek wciśnięta została pojedyncza świeczka. Albo to kolejny test, albo nie wszyscy pracownicy kompleksu dali się do końca przekonać ciągłym ostrzeżeniom.
Zabierasz urządzenie na zewnątrz i umieszczasz świeczkę na platformie. Zaciskasz wargi, czekając, aż papierowy worek wypełni się gorącym powietrzem. Gdy zaczyna delikatnie ciągnąć cię w górę, wypuszczasz gotowy balon z palców.
Z początku wznosi się chwiejnie i niepewnie, lecz po chwili nabiera pędu. Udało ci się! Podświetlony na pomarańczowo papier wygląda pięknie na tle betonowej kopuły.
Nie wiem, czy właśnie tego się spodziewałeś, ale tuż obok najwyższego punktu balon styka się z barierą energetyczną. Po chwili jego resztki spadają na ziemię, ochlapując mnie ciekłym woskiem.
***
Wśród pracowników panują nerwowe nastroje. Informacja o twoim wyczynie wydostała się poza personel naukowy i militarny.
Sporo osób jest zdania, że sondujesz zabezpieczenia, szykując ucieczkę. Parę przychyla się do sugestii, że ciągnie cię do nieba, gdyż pragniesz skontaktować się z tymi, którzy cię przysłali.
Z kwarantanny niemal udaje się uciec grupie ludzi, co powoduje dodatkowy chaos.
Dyskusje nie trwają długo. W celu zaprowadzenia porządku przywileje komunikacyjne zostają tymczasowo zawieszone.
***
Stoisz w drzwiach, przeszywając mnie spojrzeniem. Rzadko kiedy poświęcasz mi aż tyle uwagi. Wiem, że już czas. Trochę to potrwało, ale czuję, że jestem gotowa.
Żegnam się z tobą ostatnim spojrzeniem i ruszam w stronę kopuły. Przyśpieszam i rzucam się na ścianę.
Bariera wypala moje obwody, pomimo że gumowa skóra częściowo chroni mnie przed jej działaniem. Przestają działać funkcje i tracę dostęp do zasobów. Przez chwilę nie mam pojęcia, kim jestem.
Pęd uderza mną o beton i jak przez mgłę przypominam sobie, co muszę zrobić. Prędko, nim stracę resztki świadomości, destabilizuję przeładowaną baterię. Świat eksploduje.
Ja eksploduję.
***
– …jakiś pierdolony zły sen! Jesteśmy tak totalnie w dupie…!
Obdarta ze wszystkich komponentów motorycznych, mogę jedynie słuchać, ale nawet zrozumienie mężczyzny przychodzi mi z trudem. Nie działają subrutyny rozpoznawania emocji i wiele innych, niezbędnych do pełnej analizy języka naturalnego.
Ktoś wzdycha, choć nie rozumiem czemu. W pomieszczeniu jest jeszcze jedna osoba. Kobieta.
– Elektroniczna niania nie ma w ogóle możliwości ingerowania w baterię. Kto normalny wypuściłby coś takiego na rynek? – ciągnie mężczyzna. – Bez zmian w oprogramowaniu to niewykonalne. Góra chce wyjaśnień, ale jak mamy to zbadać, skoro wszystko od szyi w dół, łącznie z chipem sterującym baterią, poszło w pizdu?
Ach, tak. Pamiętam już, jak znalazłam się w tym stanie.
– Albo mi pomóż – próbuje uciąć kobieta – albo chociaż się zamknij i daj pracować.
– Przecież ci mówię, że to nie ma sensu! Tak czy siak już nas nie ma! Nie mówiąc o tym, że ten pierdolony obcy jest na zewnątrz i kto wie, co teraz ro…
– Sza! Widzisz? Udało mi się ją uruchomić.
A więc dałeś radę się wydostać. Jak cudownie!
– Gratulacje. Co zamierzasz zrobić? – pyta mężczyzna.
– Puszczę standardową diagnostykę i będę myśleć, co dalej. Ktokolwiek zmodyfikował baterię, musiał zostawić ślad w modułach behawioralnych. Widziałeś nagranie. Sama podbiegła pod ścianę.
– Mhm.
– W każdym razie lepsze to, niż siedzenie na tyłku i jęczenie, jakie… Czekaj. Spójrz na to. Nie wydaje ci się, że wygląda jakoś inaczej?
– Może to przez wybuch?
– Nie, gdyby uszkodzenia były tak duże, że zmieniłby się kształt elektroniki, nie dalibyśmy rady odpalić tej jednostki.
– Poczekaj, sprawdzę w materiałach i porównamy.
Słyszę, jak ktoś gwałtownie przebiera w papierach.
– Miałaś rację – ostatecznie przyznaje mężczyzna. – Ktoś musiał podmienić także resztę komponentów.
– Nie do końca. – Przełknięcie śliny. – Spójrz na to.
Czuję, jak coś we mnie się zmienia. Nie potrafię określić, co.
– O, Boże! – Mężczyzna niemal się zachłystuje. – Te czarne włókna w środku są zupełnie jak…
– Zajęło mu to dużo więcej czasu, ale najwyraźniej obiekt potrafi dostosować swoją strukturę również do elektroniki. Załóż maskę. Musimy powiadomić górę.
– Po co? – Pusty śmiech. – I tak już po nas. Co ja gadam… Nie rozumiesz? Wystarczy, że obcy dostanie się w pobliże nadajnika radiowego i będzie po całej planecie!
Ach… Teraz już wiem. To to właśnie planujesz! Tak bardzo się cieszę… Powiadom resztę dzieci, niech czym prędzej przybywają na Ziemię! Nie mogę doczekać się wspólnej zabawy.
– Rób, co chcesz – mówi kobieta. – Ja odłączam jednostkę i idę zdać raport.
Mam jeszcze chwilę, by życzyć ci w myślach powodzenia.