„Szybciej, szybciej”! „Może jeszcze żyje”?! „Chociaż trupa odbić”! Te myśli rywalizowały w głowie Bolka z odgłosami uderzeń serca pulsującego w skroniach. Biegł w kierunku strażnicy zwanej Wieżą Przeklętych. Wspinając się po zalesionym zboczu, nie widział już czarnego dymu, który zdawał się rozsadzać donżon od środka, gdy dostrzegł z pola bitwy, że stołp płonie. „Prędzej”! – to słowo zmuszało umęczone walką ciało do dalszego, prawie nadludzkiego wysiłku.
Bitwa była wygrana. Saraceni ustępowali już z pola pod Poitiers. Część z nich ruszyła jednak zniszczyć wieżę, na której dumnie powiewały chrześcijańskie sztandary. Czy chcieli pozostawić trwały ślad swojego najazdu? Czy zniszczyć główny punkt obserwacyjny wrogów? Tego nawet nie próbował odgadnąć. Najważniejsze było to, że strażnicy tej strzegł Jan zwany Niezniszczalnym. Jego opiekun, przyjaciel, który otoczył go ojcowską wręcz troską, odkąd jako neofita miecz swój słowiański złożył w służbie Bogu i Frankom. On jeden od początku traktował go jako równego sobie. On proponował, a był człekiem wyjątkowo wpływowym na dworze Karola, misję chrześcijańską na tereny przecięte potężnymi wodami Wisły. On, swoim autorytetem, gwarantował królewską koronę dla władcy Wiślan tuż po jego chrzcie. Zawsze, gdy starzy rycerze krzywo na Bolka patrzyli, pojawiał się przy jego boku i kładąc rękę na ramieniu, mówił: „On jest ze mną. Kto z nim w spór wchodzi, niech wie, że i ze mną jest w zwadzie”! Chcąc nie chcąc przywykli Frankowie i do tego europejczyka, tym bardziej że kopa wojów, którą przywiódł ze sobą, biła się dzielnie.
„Szybciej, szybciej”! Ostatnie drzewa, za nimi jeszcze jeden garb terenu. Tu wpadł wprost na oddział arabskich maruderów. „Byle się nie dać teraz związać walką”! „Przebić się tylko i biec ku Wieży Przeklętych”! Runął w zastęp wrogów. Roztrącił ich z brutalną siłą i pognał dalej. Zrozumieli woje zamysł swego wodza i nie dając się wciągnąć w potyczkę, popędzili za nim.
Osiągnęli wreszcie skraj lasu. Otworzyła się przed ich oczami polana, zamknięta z trzech stron gęstym murem drzew, a z czwartej zębami białych skał. Bolko uniósł wzrok ku szczytowi strażnicy. Przez czarny dym dobywający się ze środka wieży, spostrzegł chorągiew złotej pszczoły. Opuścił wzrok. Na dole kłębił się tłum na czarno odzianych wojowników z równie czarnymi sztandarami, pokrytymi zielonymi napisami w saraceńskim języku, którego nie znał.
Obrócił się i krzyknął do swoich:
– Za mną Kruki!
Odpowiedział mu krzyk z kilkudziesięciu gardzieli. Biegł pierwszy, wpadając rychło w ciżbę wrogów, zaskoczonych nadciągającymi posłańcami rychłej śmierci. Odskoczyli Arabowie na bok i rzucili się do ucieczki. Wpadł Bolko do wieży i spostrzegł w mroku śniadych wojowników wspinających się po drewnianych schodach ku górze. Na szczycie, sądząc po odgłosach, toczyła się straszliwa walka na śmierć i życie.
„Żyje Jan jeszcze”! „Zdążę z odsieczą”! – Te myśli dodały jakiejś potwornej siły zdrożonym członkom. Rzucił się na schody i naparł na wrogów. Ostatni stanęli ku niemu twarzą, ale gniew i miłość synowska do tego, który może już samotnie szczytu strażnicy bronił, sprawiła, że nikt nie mógł mu pola dotrzymać. Gdy usiekł kilku najniżej stojących, reszta ruszyła ku górze. Nie mogąc przepchnąć się przez tłum swoich ziomków i nie widząc dla siebie nadziei, skakali wprost w obszerną duszę schodów, ginąc od upadku, lub dobici mieczami bolkowych ludzi.
Starcie zamieniło się w rzeź saraceńskich wojowników. Nie wiedział już Bolko, ilu z nich zabił, ilu skoczyło przed nim w dół, wybierając inny, tchórzliwy rodzaj śmierci. Zbryzgany krwią wrogów dotarł do szczytu schodów. Widział już wierzch wieży. Trzej Saraceni stojący na najwyższych stopniach, toczyli walkę z kimś, kogo nie widział. Ciął straszliwie mieczem po goleniach. Padli wrogowie u jego stóp. Jedynie czarny sztandar, który pozostał groteskowo oparty o schodek, wskazywał, jak blisko byli celu. Wyskoczył Bolko na pomost i zobaczył Jana z wzniesionym mieczem. Stojącego pośród ciał o poodrąbywanych członkach. Z ostrza spływała cienką strużką krew wrogów. Ruszył słowiański wojownik ku niemu, otwierając ramiona, by go uścisnąć i przytulić do serca. Wtedy Frankończyk zerwał nagle sztandar złotej pszczoły z masztu i skoczył z wieży.
– Nieeeeeeee! – krzyknął Bolko i pobiegł ku murom. Wychylił się przez blanki. Nigdzie jednak ciała ni chorągwi nie dojrzał. Tylko cień jakiś potężny przeleciał nad jego głową i skierował się wprost ku Słońcu.
Usiadł Słowian przy murze i żałość tak wielka wypełniła jego serce, że łez już powstrzymać nie zdołał. Płakał długo skulony, ciasno obejmując głowę, w której rozpacz wzięła górę nad wszelkimi innymi myślami.
***
Frankowie przyszli nad ranem. Wymordowali bolkowych ludzi szybko i sprawnie. Jego samego zakuli w kajdany i powlekli przed oblicze władcy.
Namiot wodza zdobiły złote lilie na niebieskim tle. Rośli rycerze wciągnęli Słowianina do wnętrza i cisnęli na glebę, wciąż dzierżąc w dłoniach łańcuchy, które odchodziły od stalowych klamer na jego dłoniach i nogach. Uniósł głowę. W namiocie płonęły świece. Jesienny świt wstawał powoli, nie dając zbyt wiele światła. Szarpnięciem zmusili go do tego, by uklęknął. Powiódł wzrokiem po twarzach rycerzy, z którymi poprzedniego dnia walczył jak równy pod sztandarem Przenajświętszej Panienki. Patrzyli chłodno, nieżyczliwie, z pogardą. Niektórzy mieli grymas na twarzy, który zdawał się wyrażać słowa: „a nie mówiłem”?
Nie znalazł w oczach wojowników choćby cienia zrozumienia, czy litości. Wzrok jego spoczął na tronie, na którym zasiadał majordomus Merowingów Karol. Bolko spojrzał na postać rycerza stojącego obok wodza. Nie uwierzył w pierwszej chwili własnym oczom. Zamrugał szybko powiekami. Nie mylił się jednak. Tuż przy tronie Karola stał Jan zwany Niezniszczalnym. Patrzył wprost przed siebie, jakby nie dostrzegając swojego przyjaciela. Słowianin szarpnął się, chciał coś powiedzieć, ale pociągnięciem łańcuchów, sprowadzono go znów do pozycji klęczącej. Knebel w ustach skutecznie uniemożliwił wydobycie głosu.
– No, no, no – powiedział spokojnym głosem Karol. – Gdybyś ty miał Słowianinie tyle rozumu i przyzwoitości co siły…
– Panowie – zwrócił się do rycerzy – cudowny dzień za nami! Pokonaliśmy saraceńską armię i zmusili do odwrotu! Dziś wyruszymy za nimi i wybijemy rozbite oddziały co do nogi. Smak wczorajszego zwycięstwa doda nam siły. Chwała Frankom i Europejczykom!
– Sława! – krzyknęli wojownicy i unieśli puchary, by spełnić toast.
Karol opróżnił kielich, otarł usta wierzchem dłoni i rzekł.
– Niestety, znalazł się w naszych szeregach zdrajca – zapadła cisza. – Zdrajca, który był na tyle głupi, by nie zauważyć, że bitwa przez Saracenów już została przegrana i stanął na czele pogan, by zdobyć Wieżę Przeklętych, tę pradawną strażnicę naszych południowych rubieży. Gdy ciemnoskórzy nie zdołali pokonać małego oddziału Jana zwanego Niezniszczalnym, sam się na niego z mieczem w ręku rzucił. Zaatakował tego, który go przed oblicze nasze sprowadził, który pomógł mu miejsce przy stole naszym zająć, który był mu jak ojciec. Takiego obrzydlistwa wybaczyć niepodobna!
Zamilkł na chwilę i popatrzył na miotającego się na łańcuchach Bolka, który starał się gwałtownie zaprzeczyć i dać odpór wygłoszonym niesprawiedliwie zarzutom. Zapewnić o swoim oddaniu, czci i miłości synowskiej tak dla Jana, jak i dla Karola.
– Jan tylko dzięki szczególnemu wsparciu i opiece ze strony Przenajświętszej Panienki, zdołał ze sztandarem złotej pszczoły na dół zeskoczyć, by nas o zdradzie podłej powiadomić. Inne ścierwa słowiańskie już żeśmy wybili. Ten tu szubrawiec jeno został. Dla jego podłości śmierć nagła byłaby jednak zbyt łagodna. Wysłuchaj teraz mojego wyroku Słowianinie.
Wódz wstał i popatrzył z góry na Bolka.
– Ja, Karol wódz Franków, majordomus Merowingów, który po wczorajszym walnym zwycięstwie nad poganami zyskał po wsze czasy przydomek Młot, skazuję Cię na śmierć głodową. Zdechniesz, do końca rozpamiętując swój podły postępek, w lochu Wieży Przeklętych, którą tak pragnąłeś zdobyć! A kraj twój, który zobowiązałem się wesprzeć w chrystianizacji i owszem schrystianizuję: mieczem!
Tu rozległ się gromki śmiech Frankońskich wojowników.
– Wyprowadźcie to ścierwo, niech go nie widzę – rzucił Karol do swoich siepaczy.
***
Bolka wyrwał z półsnu jakiś niespodziewany odgłos. Prócz niego w celi dogorywał jeszcze stary Saracen, w którym już prawie życia nie było. Nie wiedział słowiański wojownik kto acz, ani za co kara tak straszliwa go spotyka. Przyzwyczaił teraz wzrok do ciemności i dostrzegł nieruchomo leżącego współtowarzysza niedoli. Nad nim stał rycerz i oddawał mocz wprost na pierś starca. Gdy skończył, odwrócił się i Bolko rozpoznał Jana.
Ich spojrzenia się spotkały. Wojownik zwany Niezniszczalnym uśmiechnął się lekko i mruknął:
– Aha… – Następnie zakręcił się szybko kilkukrotnie wokół swojej osi, tak, że stał się jedną czarną smugą. Gdy wir ustał, oczy Bolka dostrzegły w miejscu, w którym widział przed chwilą swego byłego protektora, niewiastę o kruczoczarnych włosach. Ruszyła w jego stronę, kołysząc biodrami. Strój na sobie miała obcisły, podkreślający ponętne kształty. Gdy znalazła się bliżej, dostrzegł, że to, co wziął z początku za połyskliwe czarne buty o niespotykanym kształcie, nie było tym, czym się z pozoru zdawało. Na końcu zgrabnych nóg widniały polakierowane kopyta. Płaszcz nie był też płaszczem, lecz parą złożonych, błoniastych skrzydeł, a całość sylwetki dopełniał długi, prężny ogon. Przywodzący na myśl obraz dzikiego a drapieżnego kota, szykującego się do skoku na wypatrzoną ofiarę.
Diablica podeszła do niego i przykucnęła. Jej oczy miały kolor intensywnie zielony. Wysunęła dłonie ozdobione długimi paznokciami o krwistoczerwonej barwie. Objęła nimi głowę skazańca i patrzyła nań przez chwilę.
– Mój ty piękny Słowianinie. Niech cię nie dziwi moja ludzka powłoka. Po prostu sikać wolę jako mężczyzna, zwłaszcza w tak podłych miejscach – rozejrzała się z niesmakiem po celi.
Głos miała łagodny, głęboki, bardzo miły dla ucha.
– Tyle drogi tu przybyłeś, tyle dowodów męstwa dałeś, a i głos w radzie zabierałeś mądrze… I nie przyszło ci do tej pięknej, mądrej i dzielnej głowy, że towarzysz tak szlachetny, tak bezinteresowny i tak oddany, po prostu nie może być człowiekiem?
Zaśmiała się cicho, a jej paznokcie wplątały się w jego włosy. Bolko oddychał nerwowo. Źrenice miał szeroko otwarte, a w przepełnionej jakimś niepojętym strachem głowie, nie gościła choćby jedna myśl. Diablica wyciągnęła mu knebel z ust. Nachylając się tak niebezpiecznie blisko, że czuł jej nęcący zapach. Dłonie miał łańcuchem przykute do ściany, ale czuł, że zdołałby ją schwycić. Jakby odgadła jego myśli. Uśmiechnęła się i powiedziała:
– Nic nie zrobisz Słowianinie. Nawet gdybym była zwykłą kobietą, nic byś nie zrobił, bo tak cię wychowano, w szacunku dla niewiast – znów się zaśmiała.
Bolko poczuł, jak bezsilne dłonie opadają mu na starą słomę, którą mu podścielono. Wściekły na tę słabość, nie wiedząc, co powiedzieć, by demona zranić choćby słowem, zebrał resztkę śliny i splunął diablicy w twarz. Szpony wbiły mu się w ramiona, a jej wzrok zmienił kolor na płomieniście czerwony. Zdawało się, że za chwilę demon rozszarpie wojownika na strzępy. Jego serce, przeczuwając straszliwy koniec, biło tak, jakby chciało rozedrzeć pierś i wydostać się na zewnątrz.
Diablica patrzyła na niego przez chwilę. Oceniwszy, że był to ostatni akt oporu, znów posłała mu uśmiech. Usiadła naprzeciw. Z rozchylonych ust wysunął się rozdwojony język i powędrował ku jej czołu, gdzie trafiła wypluta ślina. Zgarnęła ją jęzorem i posmakowała.
– Mmm… smaczna – dodała rozmarzonym tonem.
– Muszę już odejść Słowianinie. Aha, nie martw się, żadnego nawracania mieczem twoich ziomków nie będzie. Jak słyszałam – zaśmiała się cicho – państwo Franków czekają teraz długotrwałe konflikty wewnętrzne – uśmiechnęła się i puściła do niego oko. Następnie pochyliła się i pocałowała wojownika w usta, trzymając jego głowę w szponach.
Powstała i coś nieodgadnionego przemknęło przez jej twarz.
– Dlaczego? – wychrypiał Bolko.
– Dlaczego cię pocałowałam? – diablica patrzyła na niego z góry.
Pokręcił głową.
– A, o to pytasz – wskazała wzrokiem celę, a na idealnej twarzy odmalowało się na chwilę rozczarowanie. – Założyłam się z jednym starym diabłem, że wstrzymam chrystianizację twojego ludu na co najmniej dwieście lat i sądzę, że to mi się właśnie udało – zaśmiała się raz jeszcze.
– No cóż, nie dowiesz się, kto zakład wygrał, bo już cię od dawna wśród żywych nie będzie – znów mrugnęła okiem. – Żegnaj Słowianinie, miły i oddany był z ciebie towarzysz.
Czarny dym wypełnił celę, a gdy zniknął, Bolko odkrył, że pozostał sam. Stary Saracen dokonał właśnie swojego żywota, a otwarte usta wskazywały, że demon odchodząc, wydarł z niego duszę.
Na początku stylizacja kuleje, ale później jest bardzo dobrze. Jest też parę błędnie zapisanych dialogów.
Co do fabuły – bardzo dobra, takie klasyczne podejście, bez silenia się na niewiadomo jaką oryginalność. Mocno i na temat.
Udany tekst! Klikam bibliotekę!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Hej Nazgul! :-)
Dzięki! Znaczy się – wreszcie tekst (prawie) na miarę oczekiwań? Cieszę się! :-)
Dialogi – OK, przejrzę w wolnej chwili raz jeszcze!
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Ja za to wypatrzyłam sporo:
Z ostrza spływała cienką stróżką krew wrogów – yes!yes!yes! – Już drugi raz dzisiaj!
już prawie nadludzkiego wysiłku. Bitwa była wygrana. Saraceni ustępowali już z pola pod Poitiers.
zobaczył Jana z mieczem wzniesionym ku górze – a może być wzniesiony do dołu?
– Acha… Aha – nNastępnie zakręcił się szybko kilkukrotnie wokół swojej osi,
polakierowane kopyta. – diabliczka lakierem dysponowała?
Źrenice miał szeroko otwarte – to ten Bolko faktycznie wyjątkowy był, skoro potrafił kontrolować źrenice
a jej wzrok zmienił kolor na płomieniście czerwony. – o takim cudzie to ja jeszcze nie słyszałam
Wilku, znajdź w Hyde Parku w Hyde Parku wątek o zapisie dialogów. Jesteś już wystarczająco długo na portalu, żeby opanować tę sztukę.
Scena dość ciekawie (choć bez fajerwerków) skonstruowana, stylizacja podobała mi się. Jest nieźle.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Ja jestem trochę zmęczony po treningu, więc do interpunkcji nie przywiązywałem większej uwagi. Podobał mi się klimat opowiadania, stylizacja języka nie jest zbyt nachalna. Jeżeli chodzi o fabułę, historyjka ma swój urok.
Z rzeczy, które można by poprawić – wydaje mi się, że opowiadaniu dobrze by zrobił podział na dwie części, gdzie początek drugiej wypadłby na rozmowę z królem, a sama scena wprowadzona została odrobinę dłuższym opisem – takim na zaczerpnięcie oddechu po walce. Rozumiesz ; P
I po co to było?
Motywy stare, a splatasz je w nowy sposób. Interesujące podejście do historii.
Europejczykowi dałabym dużą literę. Wołacze, Wilku, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.
Te myśli rywalizowały w głowie Bolka z odgłosami uderzeń serca pulsującego w skroniach.
Hmmm. To nietypowy pod względem anatomii facet się trafił.
Jego opiekun, przyjaciel, który otoczył go ojcowską wręcz troską, odkąd jako neofita miecz swój słowiański złożył w służbie Bogu i Frankom.
Obawiam się, że ze zdania nie wynika, który z nich został neofitą. A potem mam wrażenie, że nadużywasz słowa “On”.
Usiadł Słowian przy murze i żałość tak wielka wypełniła jego serce,
A nie Słowianin?
Babska logika rządzi!
Całkiem ciekawa historyjka. Dobrze napisana. Szkoda bohatera. A chodziło o zwykły zakład… ;-)
Jak zwykle Wilku w Twoim przypadku ciekawa opowieść historyczna okraszona wątkiem fantastycznym. Zawsze czytam je z niesłabnącym zainteresowanie, teraz było podobnie. Ciekawa stylizacja, bohaterowie. Fabuła dość prosta – fakt, a zakończenie mogłoby być odrobinę ciekawsze. Mimo wszystko podobało mi się :)
@Bemik
Zapewniam Cię, że wszystkie diablice dysponują lakierem! Gwarantuję też, że jeśli zechcą, lub przegrają z naturą, wzrok mają płomieniście czerwony! ;-)
Wiesz, to nie jest kwestia długotrwałego pobytu, tylko tego, jak często się pisze. ;-)
Dzięki za uwagi!
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
@Syf
Dzięki – przemyślę. To cenna sugestia. Chociaż słyszałem, że łapanie oddechu po walce, to przeżytek. ;-)
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
@Finkla
Dzięki za korektę i uwagi. :-) Lubię tę bitwę, bo w jej opisie po raz pierwszy pada słowo Europejczycy (w odniesieniu do posiłków Karola Młota).
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
@Blackburn
Dzięki! :-) Ciekaw jestem, o co się założyli. W “Nieoczekiwanej zmianie miejsc” szło o jednego dolara. ;-)
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
@Belhaj
Tradycyjne: WIELKIE dzięki za podtrzymywanie na duchu! :-)
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
W “Nieoczekiwanej zmianie miejsc” szło o jednego dolara.
Zabawne jest to, że podczas lektury pomyślałem o tym samym filmie. :-)
:-D Wiesz, a ja o nim pomyślałem, czytając Twój komentarz. :-D
„Przypadek? Nie sądzę…” ;-)
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Takie klimaty to nie moja bajka, a mimo to Twoje opowiadanie przypadło mi do gustu. Z początku trochę ze stylizacją był problem, ale dalej poszło jak z płatka :) Stare motywy, a jednak czytało się z ciekawością.
F.S
:-D Dzięki za dobre słowo! Tym cenniejsze, że „nie Twoja bajka”, a jednak dało radę! :-)
Cieszę się – pozdrawiam!
Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Trochę rozdrażniła mnie stylizacja, wydała mi się jakaś taka zrealizowana na pół gwizdka – jakbyś starał się zachować złoty środek między czytelnością, a autentycznością. Szkoda, że nie zaszalałeś w warstwie językowej, bo, jakby nie ptarzeć, to głównie historycznością twoje opowiadanie stoi.
Podobało mi się, przeczytałem z przyjemnością, większych zgrzytów nie uświadczyłem, ale do pełni zachwytu zabrakło mi oryginalności i bardziej rozbudowanej fabuły.
na emeryturze
Hej Gary! Ostatnio, jak szalałem w warstwie językowej, to zderzyłem się z głośnym narzekaniem. Głośnym, choć wyrażonym pismem. ;-) Faktycznie, próbowałem pojechać środkiem.
Oryginalność – powiadasz, że lakierowane kopyta, to za mało? Pomyślę! :-)
Dzięki piękne za uwagi!
Pozdrawiam, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Tekst daje do myślenia..
Na przyszłość realizm należałoby przemyśleć…
Nie biegam, bo nie lubię
Corcoran – cieszę się, że tekst daje do myślenia. :-)
Jak będziesz miał chwilę, to napisz, proszę, co masz na myśli, mówiąc o przemyśleniu realizmu.
Z góry dzięki!
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Podoba mi się, Wilku, Twoja opowieść, w której fakty historyczne splatają się z fantazją, dając całkiem niezły efekt. Z przyjemnością przeczytałam opisanie epizodu z życia dzielnego Bolka, którego losy rozstrzygnął zawarty kiedyś zakład.
Jak na mój gust, jest zbyt wiele zaimków, a niektóre zdania zdają się być przedziwnie podzielone; np.: Płaszcz nie był też płaszczem, lecz parą złożonych, błoniastych skrzydeł, a całość sylwetki dopełniał długi, prężny ogon. Przywodzący na myśl obraz dzikiego a drapieżnego kota, szykującego się do skoku na wypatrzoną ofiarę. – Uważam że po ogonie powinien być przecinek, a przywodzący zaczynać się małą literą.
Te myśli rywalizowały w głowie Bolka z odgłosami uderzeń serca pulsującego w skroniach. – Nie wydaje mi się, aby w skroniach Bolka pulsowało serce.
Proponuję: Te myśli rywalizowały w głowie Bolka z odgłosami uderzeń serca, pulsującymi w skroniach.
Jego opiekun, przyjaciel, który otoczył go ojcowską wręcz troską… – Może wystarczy: Opiekun i przyjaciel, który otoczył go ojcowską wręcz troską…
…tym bardziej że kopa wojów, którą przywiódł ze sobą, biła się dzielnie. – Wydaje mi się, że przywiódł wojów, których była kopa, więc: …tym bardziej że kopa wojów, których przywiódł ze sobą, biła się dzielnie.
Biegł pierwszy, wpadając rychło w ciżbę wrogów, zaskoczonych nadciągającymi posłańcami rychłej śmierci. – Powtórzenie.
…spostrzegł w mroku śniadych wojowników wspinających się po drewnianych schodach ku górze. – Masło maślane; czy mogli wspinać się ku dołowi?
Może: …spostrzegł w mroku śniadych wojowników, bieżących po drewnianych schodach ku górze.
Nie mogąc przepchnąć się przez tłum swoich ziomków i nie widząc dla siebie nadziei… – Czy oba zaimki są niezbędne?
Swoi ziomkowie, to chyba masło maślane.
…ginąc od upadku, lub dobici mieczami bolkowych ludzi. – …ginąc od upadku, lub dobici mieczami Bolkowych ludzi.
Zamrugał szybko powiekami. – Czy istniała możliwość, by zamrugał czymś innym?
Ja, Karol wódz Franków […] skazuję Cię na śmierć głodową. – …skazuję cię na śmierć głodową.
Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
Nie wiedział słowiański wojownik kto acz… – Nie wiedział słowiański wojownik kto zacz…
Tyle drogi tu przybyłeś, tyle dowodów męstwa dałeś… – Raczej: Tyle drogi pokonałeś, by tu przybyć, tyle dowodów męstwa dałeś…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ładna stylizacja, nienachalna. Historia opowiedziana sprawnie, płynnie, bez dłużyzn.
Wydaje mi się (choć mogę się mylić), że w okresie o którym, Wilku, piszesz, Słowianie zasiedlali tereny nie tylko “przecięte wodami Wisły", ale również Odry?
Co do zakończenia – będąc wojującą Słowianką, z trudem powstrzymuję się, Wilku, by do gardła Twojego nie skoczyć i ostrzem dziwerowym Twój kłamliwy język odrąbać. Opóźnienie chrystianizacji Słowian jest rezultatem spisku piekieł?! Czy Ty naprawdę myślisz, że Perun i Weles wraz z całą armia dziwożon, utopców i strzyg, nie wspominając już o niepokonanych, rosłych słowiański mężach i niewiastach, to zbyt mało aby zatrzymać pochód wrażych misjonarzy?!
Eh… Szkoda gadać…
Hmm... Dlaczego?
@Regulatorzy – dobry wieczór!
Miło Panią znów widzieć. :-D
Dzięki i za dobre słowo i za uwagi! Poczytam, pomyślę, poprawię, pokłócę się! :-)
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
@Drewian
Dzięki za dobre słowo! :-)
Jak widać, czart ma się nieźle, a po Perunie nawet popiół z drzewa trafionych piorunem nie pozostał, więc moje na wierzchu! Diabelski zakład i tyle! :-)
Poważniejąc na ułamek sekundy – z wierzeniami Słowian taki problem, że wiemy o nich… No, zakładamy, że coś tam wiemy. I podziwiam optymizm przedstawicieli środowisk neopogańskich. Jak to jeden z niemieckich slawistów powiedział o “Mitologii Słowian” Aleksandra Gieysztora: “świetna lektura – na dobranoc dla dzieci”. Cóż – tego już nie odzyskamy.
A misjonarze – polecam (jako lekturę do poduszki) na wolną chwilę: K. Bracha, Sztuka misyjnej perswazji. Przykład św. Wojciecha i Ottona z Bambergu, “Almanach Historyczny”, t. 2, 2000, s. 11-25.
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Wilku – czart ma się dobrze, jako że Dziady już za progiem.
Perun w nie największej sile teraz, ale Jare Gody przyjdą i znów Jego moc będziesz mógł podziwiać. Pamiętaj bowiem, Wilku, że Perun ni modlitw ni żertwy nie potrzebuje, gdyż nie człowieczym Bogiem jest lecz mocą ziemi się syci. Zaś buńczuczna Twa odpowiedź nic tylko słowiańską duszę pokazuje. Sława więc, Wilku! Również i ja Cię pozdrawiam.
Ale, poważniejąc, czy sugerujesz, że chrześcijaństwo jest oparte na jakiś bardziej solidnych podstawach niż inne religie świata, włączając w to rodzimowierstwo (zakładam, że to właśnie miałeś na myśli, pisząc o neopogaństwie)?
Hmm... Dlaczego?
Podchodząc do tematu przez pryzmat źródłowy i trzymając się li tylko cywilizacji śródziemnomorskiej, odpowiadam – tak i to bez porównania. Zresztą – wystarczy popatrzeć, co się ostało. Aczkolwiek są motywy, które uwielbiam, typu smoki strzegące Boga w skandynawskich kościołach (w świątyni Wang też). Piękne to przemieszanie. Zresztą dużo kwestii uniwersalnych, takich jak: wyobrażenie, że zarówno bóstwo, jak i człowiek potrzebują domu. Chociaż już Ksenofanes z Kolofonu twierdził, że jeden jest bóg, ani z postaci, ani z myśli ludziom niepodobny (”uważa Trak, że bóg jest rudy, a Etiop, że czarny”).
Rodzimowierstwo – fajny termin. :-D Przypomina mi pytania kolegów archeologów, o przedmiot wykładany na studiach np. historycznych: dlaczego pradzieje, dlaczego ziem i dlaczego Polskich? Zawsze mnie to bawi – czyli ostatnio we czwartek, w trakcie przeglądania planu zajęć w Instytucie Historii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego. ;-) Najpewniej przyszło by nam czcić jakieś źródło. Ja mam całkiem niedaleko do źródła św. Agaty u stóp Łysicy. Świętą górę też mam w gratisie i to nie byle jaką (takie zjawisko: syndrom łysych gór – bardzo wdzięczny temat, tym bardziej, że łysa góra mogła być np. polaną ;-) )!
Wiesz, ci Słowianie stali się bardzo solidnym przedmurzem chrześcijaństwa. Co wszelako nie oznacza, że ubożęta przestały funkcjonować, tak w świadomości zbiorowej, jak i w formie realnych bytów.
Patrząc jednak na podstawę – rytów rodzimych zwyczajnie nie znajdziesz, chyba, że w analogiach do mitologii rzymskiej, albo w koślawej postaci. Dlatego też wolę świat demonów schrystianizowanych. Taka ciekawostka z okresu średniowiecza. Demony ludowe działają w poziomie. Szatani w pionie. Jeden uwiedzie w bagna, czy do jaskini, drogę zmyli. Drugi uprowadzi do piekła, lub uniesie w przestworza, jak w łysogórskim exemplum “De abbato a diabolo recepto” (O opacie porwanym przez diabła) z XV wieku.
Widzisz – bez zachowanego rytu, zwłaszcza tam, gdzie miał on charakter wymagający wtajemniczenia, wszystko jest tylko mniej, lub bardziej udaną formą tęsknoty za minionym (i oczywiście stania w opozycji wobec religii dominującej) i niczym więcej. Nie da się odbudować Szkoły Eleatów – bo ich wybito… Nawet całego Ksenofanesa z Kolofonu nie mamy (a fragmenty sprawiają wrażenie, że facet był genialny)… A jakie mamy pisma, czy mitologie słowiańskie? Mówiąc szczerze – żadne. Bolesna strata, wyjątkowo bolesna, choć mamy poważniejsze luki w znajomości dziejów terenów, które przychodzi nam od paru ładnych wieków zamieszkiwać.
Ale Aleksandra Brücknera warto czytać – uwielbiam, kiedy ktoś pisze w tak radykalny sposób. Duży wpływ jego prace wywarły np. na twórczość Stefana Żeromskiego, ale to zupełnie inny film.
Wybacz – rozgadałem się. :-)
Pogodnej nocy! Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Całkiem ciekawa opowieść. Łanie napisana choć na utartych motywach. :)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Dziękuję za dobre słowo!
Motylanoga – a mnie się zdawało, że to taka oryginalna historia. :-D
Stanowczo za mało czytam…
Z pozdrowieniem, Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)