Mój mąż, po przeczytaniu tego tekstu powiedział: “Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jesteś aż tak romantyczna”. Do tej pory nie jestem pewna, czy to była ironia, czy też wręcz przeciwnie...
Mój mąż, po przeczytaniu tego tekstu powiedział: “Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jesteś aż tak romantyczna”. Do tej pory nie jestem pewna, czy to była ironia, czy też wręcz przeciwnie...
– Proszę usiąść wygodnie i się odprężyć. Podróż potrwa od dwóch do sześciu godzin.
Słowa, wypowiedziane miękkim, aksamitnym, kobiecym głosem, dla Ibrahima brzmiały dziwnie znajomo. Gdyby bowiem nieco spłycić oddech, pogłębić ton i zastąpić twarde r, takim francuskim, miękkim, nieco zniekształconym wrodzoną wadą wymowy…tembr niemal zbliżyłby się do brzmienia tamtego głosu.
Natychmiast pojawił się stary, znany mu aż nazbyt dobrze odruch warunkowy. W okolicach podbrzusza poczuł uporczywe, pełzające, uparte mrowienie, wywoływane zawsze przez grupę bodźców, określanych przez niego złośliwie kryptonimem. Nelly.
– To już dwanaście lat – pomyślał.
Nie widział jej dwanaście lat. Nie słyszał jej dwanaście lat. Już dwanaście lat nie czuł na ustach subtelnego drgania, które zaczynało się tym jednym, intensywnym impulsem, wędrującym po obrzeżach warg.
Dwanaście lat.
Wydawało by się, że to wystarczająco długo, by nauczyć się w miarę spokojnie znosić wietrzną pogodę. Należałoby wreszcie zacząć rozumieć, że tylko tamten wiatr był na tyle precyzyjny, by skierować jej kruczoczarne kosmyki dokładnie na jego twarz, i jednocześnie wystarczająco dyskretny, by nie zabrać im ich zapachu.
Dwanaście lat.
Przez ten czas powietrze ani razu nie zadźwięczało tak, jak wtedy; początkowo delikatnie i harmonijnie, po chwili intensywnie, głośno, narkotycznie i upojnie…
Ibrahim poczuł dreszcz i wybudził się z półsnu. Szybko odpędził kuszącą wizję. Nie, nie dlatego, że nie była przyjemna. Przekonywał się jednak aż nazbyt wiele razy, że niektóre miłe wspomnienia bynajmniej nie budują wewnętrznej harmonii i szczęścia.
Postanowił skorzystać z jednego z napojów serwowanych przez statek, wykonujący standardowy lot w ramach licencji Międzygalaktycznej Kompanii Przewozowej.
A co mi tam – pomyślał – ten jeden raz mogę poczuć się jak przeciętny podróżnik, pozwolić sobie po prostu na… rozkoszowanie się chwilą…
Słowo "przeciętny" nie do końca do niego pasowało. Trudno było w ten sposób zdefiniować osobę z jego pochodzeniem, majątkiem i życiorysem. Statek, którym podróżował, należał do niego. Wraz ze swoim obecnym teściem był współwłaścicielem firmy, zajmującej się produkcją wszystkich narkotycznych napojów, serwowanych na tym pokładzie.
Najprawdopodobniej pod wpływem mocnej, niebiańsko rozkosznej mieszanki Jafazi (oczywiście w wersji de luxe), udało mu się osiągnąć stan, nazywany przez niego zabawnie decontract – zupełny, totalny luz. Trzeba przyznać, uczucie niczego sobie. Kiedy ostatnio mu się to przytrafiło? Dawno. Niepokojąco dawno jak na kogoś, kto posiadł techniki, za pomocą których mógłby czuć się tak bosko bez trudu, na zawołanie, kiedy tylko zechce. I to bez wspomagaczy.
W letargu obserwował tak dobrze znaną mu pracę Pilota i Wybudziciela. Sądząc z zapowiedzianej długości lotu i jego przewidywanej odległości, Pilot posiadał średni poziom klasyfikacji.
Może być – pomyślał. Wystarczy. Wystarczy, by przebyć ponad tysiąc dwieście lat świetlnych w zapowiadanym czasie.
Załoga pozwoliła mu zostać podczas lotu w kokpicie. W końcu kiedyś był jednym z nich. Członkiem Zakonu. Zresztą, oficjalnie nigdy nie został wykluczony. Musiałby popełnić jeden z czynów zakazanych. Tego nie zrobił, a nikogo nie wyrzucają za to, że już nie może…
Korzystając z okazji, Ibrahim obserwował, jak Pilot siada przed idealnie gładkim, lśniącym pulpitem nawigacyjnym, zbudowanym z najtwardszego przewodnika we Wszechświecie, alotropowej Grafitospadzi.
– Grafitowa Dama – pomyślał. Kochanka wszystkich członków Zakonu, kobiet i mężczyzn, starych i młodych. Nie jedyna, ale na pewno najważniejsza. Materiał, z którego zbudowany jest najcudowniejszy na świecie „pulpit sterowania”. Za jego pośrednictwem ci, którzy byli tego godni, mieli możliwość nagiąć układ czasoprzestrzenny, połączyć dwa punkty, tak by statek dosłownie zniknął z miejsca, w którym się znajdował, i pojawił się tam, gdzie zamierzał dotrzeć. Jednocześnie. No, prawie. Zawsze zdarzał się margines błędu – prosta przekładnia poziomu umiejętności Pilota. Stąd ten przedział czasowy – od dwóch do sześciu godzin.
Rozleniwiony podróżnik nie spuszczał oka z kierującego. Tymczasem nawigator zaczął pieszczotliwie dotykać idealnie gładkiej, ciemnej, połyskujące metalicznie tafli. Muskał ją delikatnie, po czym, z obawą, ale jednak zdecydowanie, położył na niej całą powierzchnię dłoni.
Ibrahim z autopsji wiedział, że teraz Pilot wkroczył w najważniejszą fazę. Zwykle rozpoczynała się pospolitą medytacją. Zapewne z tym celu nawigator najpierw zamknął oczy, a potem stopniowo spowalniał i pogłębiał oddech.
Potem wchodzi się w etap, w którym zwykły spokój już nie wystarcza, trzeba zastosować techniki z wyższej półki, te „dla wtajemniczonych”. Dzięki nim, układ nerwowy kierującego zaczyna pracować na coraz to niższych częstotliwościach, najpierw alfa, potem beta, by przejść do bliskiego autohipnozy stanu gamma. Dopływ bodźców, odbieranych przez "tradycyjne” zmysły zostaje niemal całkowicie zablokowany.
Nie po raz pierwszy Ibrahim miał okazję obserwować proces łączenia, zawsze jednak na widok tego, co następowało potem, dostawał gęsiej skórki na całym ciele. Jeszcze przed chwilą niemal niemożliwe było zarysowanie pulpitu sterowania piłą mechaniczną o mocy pięciu kilowatów. Teraz, w odpowiedzi na zaproszenie Pilota, konsystencja idealnie gładkiej tafli zmieniała się. Pod wpływem ciężaru dłoni miękła zaczynała się wyginać, dopasowywać, smakować ich strukturę.
Grafitowa Dama odkrywała siebie. Dłonie należały do nosiciela informacji, słodkiego, pełnego miłości źródła przyjemności. Musiały należeć do kogoś takiego, inaczej nie doszłoby do jakichkolwiek zmian. A tak, po chwili, dłonie nawigatora dosłownie całkowicie się w niej zanurzyły. Wpuściła go zachłannie i bez jakichkolwiek oporów. To, co działo się z Pilotem dalej należało do najbardziej intymnych, osobistych przeżyć. Angażujących wszystkie zmysły, te powszechnie znane, oraz te ukryte. To było zawsze bardzo indywidualne, wyczerpujące doświadczenie, o którym się nie rozmawia. Co do zasady.
Ibrahim aż nadto dobrze wiedział, jak to jest, kiedy Grafitowa Dama nie reaguje. Pamiętał swoje początki w Zakonie. Nic mu nie wychodziło. Nie potrafił znaleźć na nią sposobu. Jakiegoś wytrychu. Tak było przez pierwszy rok szkolenia. Inni przechodzili na kolejne poziomy, a do niego zaczynały coraz częściej docierać sygnały, iż być może powinien poszukać innego sposobu na życie.
Wtedy postawił wszystko na jedną kartę. Złamał podstawową zasadę: nie uzależniaj procesu łączenia z jakimkolwiek atrybutem ludzkim, z niczym konkretnym i nietrwałym. Inspiracja, wizualizacja musi odnosić się do czegoś uniwersalnego, takiego jak porywająca idea, prowokacyjne dzieło sztuki, uczucie zwycięstwa w rywalizacji sportowej… Czegoś, co ma to do siebie, że nie ginie, nie da się tego łatwo zniszczyć, nie umiera, nie odchodzi…
Kiedyś Terry, kumpel ze starych czasów, po wysłuchaniu jego wszystkich żalów, powiedział mu przy piwie: „Potraktuj ją po prostu jak kobietę”.
Ibrahim żachnął się. Nie można było takiej sprawy porównywać do kobiet. Te, które wtedy miewał. To były… dupy? Tak, teraz może sobie pozwolić na takie określenie. Już nie musi żyć w tak wielkim, moralnym reżimie. Z tamtymi kobietami łączył go tylko seks. Byle jaki. Niestaranny. Zawsze krótki. Dziwne, ale one zawsze, oficjalnie, były bardzo zadowolone. Na pewno prezenty, które od niego dostawały, w dość istotny sposób rekompensowały jego brak zaangażowania.
Ale nadszedł dzień, kiedy Ibrahim nie miał wyjścia, nie mógł już dłużej czekać. To miał być dzień ostatecznej próby. Jeżeli nie zdołałby nawiązać kontaktu z grafitową taflą, musiałby ostatecznie pożegnać się z prestiżowym szkoleniem. Z przynależnością do najbardziej elitarnej z elit we Wszechświecie.
Dużo w niego zainwestowali, mimo wszystko sporo potrafił, więc okazali łaskawość i zaproponowali mu alternatywę: szkolenie na rekrutera – łowcy talentów. Wstępnego selekcjonera przyszłych członków Zakonu. Dla wielu byłby to zaszczyt, ale on, osobiście, odebrał to jak deklasację, wręcz obrazę. Nie mógł na to pozwolić. Do domu też wrócić nie potrafił. Za długo przebywał w społeczności Intuicyjnych, by fortuna jego ojca i pozycja jaką dzięki niej zajmował w drobnomieszczańskim środowisku, mogłaby mu w jakikolwiek sposób wystarczać.
Zaryzykował. Uwarunkował się od konkretu … czyli od kobiety. Przeniósł to, co czuł ostatniej nocy ze swoją ostatnią kochanką na Wielką Damę. Pomogło. Grafitowa Lady zareagowała na niego. Wyczuła go. Ale nic więcej.
Wystarczyło jednak na to, by go nie wyrzucili. Odblokował się, co pozwoliło mu na powolne, pełne mozołu zdobywanie kolejnych wtajemniczeń. Wszystko zaczynało się jakoś układać.
A potem poznał Nelly… Słodka Nelly. Miała taki urocze zagłębienie, tuż pod linią obojczyka, przy prawym ramieniu. Uwielbiał je. Wszystko w niej uwielbiał, ale to… było JEGO miejsce. Zawsze, kiedy chciał się kochać, zaczynał od pocałunku tego cudownego punktu…Czule…
A ona wplatała ręce w jego włosy i przyciągała go do siebie. Nierzadko, był to jedyny, naprawdę delikatny element ich wspólnej gry. Lubiła mocną zabawę… Żelazny uścisk, gwałtowny przewrót na brzuch. Nie osiągnęła orgazmu, jeśli nie wziął jej gwałtownie od tyłu i nie ugryzł w tej pozycji w ucho…
Ciało Nelly było wprost stworzone dla niego, płaski brzuch, długie, lekko umięśnione nogi, zaciskające się na jego wąskich biodrach w momencie, gdy szczytował. Rozumieli się doskonale. Zabrzmi to dziwnie, ale to z nią, i tylko z nią czuł się bezpiecznie. Poczucie bezpieczeństwa. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że chodziło tak naprawdę o to… wreszcie mógł, bez jakichkolwiek obaw, ujawnić komuś wszystkie swoje fantazje i pragnienia. Ba, bardzo często dochodziło do ich realizacji!
Mieli taką jedną, ulubioną zabawę. Stosowali ją rzadko, mocno uważając, by im nie spowszedniała. Poza tym, nawet przy jej upodobaniach, po wszystkim… skutki tych igraszek okazywały się dość bolesne. Najpierw doprowadzał ją do szału, etapu, w którym szeroko rozstawione nogi i lekko uniesione biodra natarczywie domagały się kontynuacji. A potem brał do ręki cienki stożek, na tyle ostry, by zapewniał punktowe doznania, i na tyle delikatny, by nie pociąć cienkiej skórki w miejscu, stanowiącym serce każdej kobiety. Tak je nazywał. Moje serce, serduszko. Chociaż początki tego skojarzenia do gustownych raczej nie należały. Jego ojciec miał bowiem zwyczaj mawiać zdecydowanie za często: „Synku, nieważne są nogi, ważne serce, które znajduje się między nimi…”.
Ibrahim rozpoczynał zabawę od obrzeży… najpierw nawet starał się być delikatny, uważał gdyż powiedziała mu raz, że początkowo odczucie bólu tłumi rozkosz. Każde ukłucie powodowało, że jej ciałem wstrząsał dreszcz. A on sam stopniowo przechodził do boskiego środka. Centrum Wszechświata Zmysłów. Słodka Nelly wpadała w szał. Wiła się, bezwolna i uległa, w spazmach rozkoszy i bólu. Wiedział o niej wszystko. Panował nad nią całkowicie. Była jego kobietą. Była jego dziwką. Nakłuwał w transie, nigdy dwa razy w to samo miejsce. A gdy zaczynało brakować miejsca, dotykał środka. Końcowy, ochrypły spazm wydobywał się nie z głębi gardła, ale z głębi jej tajemniczej, zwichrowanej, zagubionej duszy.
Romans w oczywisty sposób miał wpływ na pozostałe sfery życia. Uwarunkował się już wcześniej, a utożsamienie samego procesu łączenia z Nelly odbyło się niemal automatycznie. Już bez żadnych oporów uzależnił swoją technikę od tej jednej, jedynej…
Nie to, żeby mu się to nie opłacało. Z nawigatora niższych warstw klasy średniej stał się geniuszem. Jednym z najlepszych Pilotów. Dokładnym. Precyzyjnym. Wydajnym. Wytrzymałym. Zdyscyplinowanym. Był w stanie, nawet kilka razy w tygodniu, przekraczać czas i przestrzeń. Mknął bezczelnie w tajemniczych, przepastnych strukturach Wszechświata lub, jak kto woli, swojego Umysłu. Rozkoszował się przepięknym widokiem połyskujących srebrzystym światłem, przeplatających się wzajemnie, linii czasoprzestrzeni. Zawirowania. Odbywał podróż w nieskończoność poprzez nieskończoność. Błogość transcendentalna. Gdzieś na granicy świadomości, utrzymywana dzięki treningowi myśl: mam zadanie. Śmieszne, zamiast rozpłynąć się, musiał się ograniczać, w bezkresie odnaleźć dwa punkty – miejsca pobytu i celu podróży. Jednak teraz identyfikacja linii, na których znajdował się statek, nie była już taka trudna. Zbliżyć je do siebie. Błahostka. Rozkoszna igraszka, zakończona niemal zawsze gwałtowną ekstazą.
A potem… potem stało się tak, że już nie było Nelly…
Interesujące podejście do konkursu, oryginalne.
Interpunkcja trochę Ci kuleje.
W letargu obserwował tak dobrze znana mu pracę Pilota
Literówka.
by przebyć 1200 lat świetlnych
Liczby raczej słownie.
Każde ukłucie wywoływało powodowało,
Nadmiar.
Babska logika rządzi!
Fakt, podejście oryginalne. Mnie znużył początek, ale ja tak mam – z techniką nigdy za pan brat, dlatego nawet ubrana w formę opowieści jest dla mnie niestrawna. Ale potem było już bardzo dobrze.
Gdzieś miałaś nie ważne, a powinno być nieważne.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Ciekawe podejście nie tylko do tematu konkursowego, ale, ponieważ stanowi tylko pretekst do przejścia ku zasadniczym sprawom – konkurs – na tej uwadze poprzestanę.
Nieszablonowe spełnienie warunków konkursu, pewna doza fantastyki i niezłe wykonanie sprawiły, że opowiadanie przeczytałam z przyjemnością. ;-)
…nieco zniekształconym wrodzoną wadą wymowy … tembr… – Zbędna spacja przed wielokropkiem.
…zaczynał od pocałunku tego cudownego punktu… Czule, … A ona wplatała ręce… – Albo wielokropek, albo kropka. Przecinek zbędny, chyba że miało być coś, co nie zostało napisane.
Lubiła mocną zabawę… Mocny uścisk… – Czy to celowe powtórzenie?
…nogi, zaciskające się na jego wąskim biodrach… – Literówka.
…tylko z nią czuł się bezpiecznie. Poczucie bezpieczeństwa. – Czy to celowe powtórzenie?
Poza tym, nawet przy jej wszystkich upodobaniach, po wszystkim … skutki tych… – Powtórzenie. Zbędna spacja przed wielokropkiem.
Każde ukłucie wywoływało powodowało, że jej ciało przechodził dreszcz. – Dwa grzybki w barszczu?
A on sam topniowo przechodził do boskiego środka. – Literówka.
A potem … potem stało się tak, że już nie było Nelly… – Zbędna spacja przed pierwszym wielokropkiem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ciekawe i oryginalne. Ten sposób prowadzenia statku przy pomocy transu, bliskiego ekstatycznym, miłosnym uniesieniom… Bardzo fajne. Tyle że… No może jestem jakiś inny, ale miast jarać się nietuzinkowym pomysłem i podejściem do technologii Międzygwiezdnych lotów, najbardziej interesowało mnie, co się do cholery stało z Nelly, co wydarzyło się dwanaście lat temu między nią i Ibrahimem, dlaczego szlag trafił miłość, przez co najzdolniejszy pilot stracił możliwość wykonywania zawodu…
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa. Pomysł pojawił się sam, ale ubrać go w słowa – to była dopiero ciężka orka na ugorze. Tym bardziej cieszy, że został uznany za ciekawy.
Thargonie, jeśli starczy mi samozaparcia, albo pojawi się konkurs, który mnie zmotywuje, to opiszę historię Ibrahima i Nelly. Ale ich miłość nie zmieściłaby się z założonym limicie znaków…:)
Niech Wszechświat Wam błogosławi...
Przeczytałam.
Przeczytałam.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Ładnie napisany tekst. Czytało mi się całkiem przyjemnie.
wszystkich, narkotycznych napojów, serwowanych – niepotrzebne te przecinki
pomyślał – Wystarczy – skoro jest duża litera, wcześniej musi być kropka
pomyślał – Kochanka wszystkich – jw, ewentualnie zlikwidować dużą literę
potem betha – beta?
Dzięki za odwiedziny i komentarz. Nie ma nic bardziej motywującego do dalszego pisania jak pozytywne komentarze, zwłaszcza od osób, które posiadają dużo większy ode mnie dorobek literacki (ha, ha – dla ścisłości: to jest mój drugi tekst ;). Całe życie chciałam pisać i na chceniu się kończyło. Jeśli o tą dziedzinę chodzi – to przespałam kawał czasu…
Niech Wszechświat Wam błogosławi...
No, Karamala, ja mam tylko nadzieję, że tak naprawdę to jest mały wycinek czegoś dużo większego. I że będzie nam dane to dużo większe przeczytać! :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
nazywany przez niego zabawnie decontract
Jak dla mnie tak sobie zabawnie, ale narrator wie lepiej ;P
Chyba beta a nie betha?
Grafitowa Dama okrywała siebie.
tam miało być okrywała czy odkrywała?
A potem brał do ręki cienki stożek
nie napisałaś z czego był zrobiony ten stożek i czytelnik nie wie :P wyobrażam sobie szkło
na tyle delikatny, by nie pociąć delikatnej skórki w miejscu,
powtórzenie
Jego ojciec miał bowiem zwyczaj mawiać zdecydowanie za często: „Synku, nieważne są nogi, ważne serce, które znajduje się między nimi…”.
Jestem ciekaw jak często ojciec powtarzał mu te słowa
Porównanie pewnego punktu z serduszkiem dość dziwaczne jak na mój konserwatywny gust ;-) Plus należy ci się na pewno za pomysł i wyobraźnię, ale niektóre rzeczy najchętniej bym pozmieniał :D np w: Była jego kobietą. Była jego dziwką. – zamieniłbym dziwkę na własność. Z drugiej strony sfera seksualności jest na tyle osobista, że również poszczególne słowa mogą zupełnie co innego znaczyć dla autora i odbiorcy.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Przeczytałam.
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Nevazie, wnioskuję, że jesteś raczej delikatnie zdegustowany. Pozwolę sobie nawet postawić wstępną diagnozę dotyczącą przyczyny takiego stanu. Po stylu i charakterze twojego opowiadania można zgadywać, że nie należysz do typu facetów, do którego należy mój bohater: lekko pyszałkowaty, skoncentrowany na sobie, bardzo, bardzo szowinistyczny. Przynajmniej na początku.
To taki mój eksperyment myślowy – co może się stać z tego typu facetem, jeśli na swojej drodze spotka kobietę, która stanie się dla niego ważna…
Dzięki za komentarz i uwagę.
Niech Wszechświat Wam błogosławi...
Ha, a może właśnie jestem i dlatego mnie razi ;) ? Trudno po kilku zdaniach wystukanych przez Internet rozgryźć obcego człowieka, nawet gdy chodzi o stworzenie tak proste jak facet.
Twój wniosek o moich wrażeniach poszedł trochę zbyt daleko. Zobaczyłem w tekście aspekty które spodobały mi się bardziej i inne, które nie wywołały już tyle entuzjazmu.
Jeśli mogę coś doradzić – eksperymentuj dalej. Pisanie to niedrogie hobby, a nigdy nie wiesz kiedy stworzysz prawdziwe arcydzieło :)
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Hej ho, kropek sto.
. (I came, I saw, I read)
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Ciekawa koncepcja, rozwinięta w ciekawy sposób. Erotyka widoczna, ale nienachalna, co bardzo się chwali. Ode mnie duży plus.
No więc tak: generalnie bardzo fajnie. Napisane raz, że porządnie, dwa że naprawdę ładnie. Ot, się czytało a nie brnęło przez opowiadanie, choć Sci-Fi to nie moja bajuszka. Wolę dziewice i smoki (w tej właśnie kolejności).
Fabularnie, prawdę mówiąc, nic mi nie urwało, ale pomysł na fantastykę; takie zmieszanie Sci-Fi z jednak Fantsy, dosyć niesztampowy, ale jednak zdał egzamin. Co prawda bardziej jako jeden z elementów świata przedstawionego niż jego fundament, niemniej jednak, jak na tak krótką scenkę z życia jednego Pilota, wystarczy w zupełności.
Erotyka też in plus.
Co tu dużo gadać, przyjemnie się Ciebie czyta.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Bardzo oryginalny tekst i podobał mi się. Trochę jest może niedopracowany, ale i tak nie przeszkadza w czytaniu. Nie jestem wielkim fanem SF, ale ze względu na to, że nie jest to temat przewodni to jestem bardzo kontent. :)
Erotyka bardzo ładnie wpleciona w opowiadanie. :)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Czas na cos więcej niż tylko zdawkowe: “Loco”.
Przede wszystkim, bardoz oryginalna, porywająca wizja – pilot międzygwiezdny, który łamie zasady, dobrowolnie uzależniając swoje efekty od erotycznego, głeboko emocjonalnego skojarzenia z jedną kobietą. Ogrom ryzyka (wszak kobiety przychodza i odchodzą, niewierne diablice…), zaanagażowanie i balansowanie na krawędzi pomiędyz ufnościa w przyszłość (będziemy razem) a zwykłym materializmem (myślenie o niej daje mi wyniki tu i teraz) budują niejednoznaczny, a przy tym ciekawy obraz głównego bohatera.
Tak, skojarzenia z Nawigatorami z “Diuny” mam praktycznie od reki, ale ten retelling jest zdecydowanie bardzo oryginalny i wart przeczytania.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Jakże przyjemie było przeczytać Twój komentarz, Fishu. Dziękuję…
Niech Wszechświat Ci błogosławi…
Przyjęłamm z ulgą (bo bałam się odbioru) i bardzo dużą przyjemnością to, że generalnie tekst został uznany za “przyjemny’, “porządnie napisany”, a pomysł oryginalny. Tym bardziej że moj język nie jest na tyle “giętki, by powiedział wszystko, co wymyśli głowa”.
Więc niech Wszechświat błogosławi Wam wszystkim…;)
Niech Wszechświat Wam błogosławi...
Ujęłaś mnie pomysłem, aż prosi się o rozwinięcie. Tekst mi się podobał, erotyki w sam raz, a zasady pilotowania to wisienka na torcie. Z pisaniem (ponoć) jest tak, że czym regularniej i więcej piszesz – tym lepiej wychodzi, byle by nie być zamkniętym na sugestie.:) Więc pisz, bo masz ciekawe pomysły!
Tak, pomysł zdecydowanie oryginalny, przynajmniej dla mnie, bo ja Diuny nie czytałam. Warsztat jeszcze kuleje, ale – jak mówią mędrcy – ćwiczenie czyni mistrza.
A za pomysł masz ode mnie punkt :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Dziękuję dziewczynom.
Rooms, Emelkali – uskrzydliłyście mnie.
Ale pojęłam przesłanie – trzeba wziąć się d roboty…
Na początek muszę dopracować zapis dialogów – bo podczas pisania jest to dla mnie kwestia wyłącznie uznaniowa. Niestety.
Jednocześnie jestem otwarta na pozostałe sugestie dotyczące tego nad czym by tu jeszcze popracować;)))
Niech Wszechświat Wam błogosławi...
Zatonąłem i tak sobie opadałem, i opadałem w głąb opowiadania aż się skończyło. More!
Bardzo lubię taką narrację.
Masz mój głosik. :)
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
Och, ach, ech! Zalth, nawet nie wiesz, jak miło czyta się takie komentarze. A do tego wydobyłeś moje opowiadanie z zapomnienia, ożywiłeś duchy tam mieszkające.
Dzięki Tobie wzięłam się za pisanie ciągu dalszego. Dzięki, bardzo wielkie dzięki, za punkcik również.
Niech Wszechświat Wam błogosławi...
A któż to dał mi ostatniego, piątego punkcisza? Dziękuję.
Niech Wszechświat Wam błogosławi...